Epilog

463 24 8
                                    

Londyn, Savile Row, klub "The Blacksite", 12 sierpnia 2002 r., godzina 22:58

Nadal nie mogę uwierzyć, że zgodziłem się na jeden z tych głupich pomysłów, które codziennie rodzą się w jego głowie. Nie chciałem tutaj wracać już nigdy. To miejsce przywołuje same bolesne wspomnienia o czasach, które powinniśmy odrzucić. Nie chcę nawet myśleć ile razy zostałem wyrzucony z tego klubu, próbując przedrzeć się przez grono jego wielbicieli. Ściskam zaborczo jego dłoń, przyciągając do swojego boku wbrew szczeremu uśmiechowi pojawiającemu się na jego twarzy. Promienieje, widząc ogrom otaczających to miejsce ludzi. Zamieram, rozpoznając znajomy błysk w jego oku, którego tak mocno się obawiałem. Moja dłoń opada bezwiednie wzdłuż ciała, sprawiając, że parasolka przestaje chronić nas przed letnim deszczem. Draco wzdryga się, gdy pierwsze krople wkradają się pod jego jasną, luźną koszulkę. Obrzuca mnie srogim spojrzeniem, nadymając usta. Przez chwilę traci na swoim uroku, wzdrygając się pod wpływem zimna.

- Harry! Co ty znów wydziwiasz? - pyta z wyrzutem, łapiąc za moje przedramię. Oplata swoimi palcami mój nadgarstek, unosząc parasol ponownie w górę. - Teraz zmokniesz, potem się spocisz i przeziębienie gotowe. Nie mam zamiaru... - nie tego się spodziewałem. Sądziłem, że... na pewno nie wierzyłem, że tym co martwi go najbardziej, jest moje zdrowie. Uśmiecha się rozczulająco, sprawiając, że moje serce zaczyna bić szybciej. Zanim skończy, popycham go na ścianę budynku, łącząc żarliwie nasze usta. Wsuwam kolano między jego nogi, wyrywając z jego ust zaskoczony jęk. Wciska palce w moje ramię, gryząc w dolną wargę. Potykam się o puszkę leżącą na chodniku, tuż przy schodach pożarowych kamienicy, robiąc krok w tył, by dać mu nieco przestrzeni. - Co z tobą Potter?! - warczy, ocierając usta wierzchem dłoni. Wzdycham, sięgając dłonią do jego karku. Milczy, gdy przeczesuję palcami jego jasne kosmyki włosów.

- Przepraszam - bąkam, oblizując drętwiejącą od wcześniejszego ugryzienia dolną wargę. Przewraca oczami, muskając zimnymi wargami moją żuchwę. Wydaje się rozumieć moje obawy, jednocześnie nie ma zamiaru się do nich odnosić. Wiem, że to jeden z wielu elementów, które mają na celu pogodzenie się z tym co przeszedł. Ale nadal martwię się, że w przypływie adrenaliny odrzuci to co mu oferuję i po prostu zniknie. Wciąż boję się jego mrocznej natury. 

- Uspokój się, chcę tylko przywitać się z dawnymi przyjaciółmi i trochę potańczyć. Nie masz się czym martwić, Harry. Jestem tylko twój, każde powody do zazdrości są bezpodstawne. Nie możesz się mnie pozbyć - oznajmia wesoło, ujmując moją twarz w dłonie. Nakrywam jedną z nich swoją, obdarzając go czułym uśmiechem, gdy nasze obrączki połyskują podobnie w świetle nocnej lampy. Splatam nasze palce, nadal nie do końca nieprzekonany ciągnąc go w kierunku wejścia. Już mam zamiar zająć miejsce na końcu kolejki posuwającej się mozolnie do przodu, kiedy brutalnie zmienia tor naszego ruchu, kierując się prosto do wejścia. - Trochę mało ludzi, nie sądzisz? - zagaduje, chcąc rozluźnić i tak już napiętą atmosferę między nami. Przepycha się na sam początek kolejki wprost do rosłego ochroniarza, wbrew protestom niewpuszczonych jeszcze klientów. Zakłopotany wbijam wzrok w nasze splecione palce, unikając karcących spojrzeń niezadowolonych ludzi. 

- Perełko... - zaczyna ochroniarz, uchylając w niedowierzaniu usta. Blondyn zgarnia lekko wilgotne włosy z czoła, obdarzając mężczyznę formalnym, zupełnie innym niż znam uśmiechem. Niepokoję się, dostrzegając dziwną zmianę w jego oczach na dźwięk brzmienia znienawidzonego dawno pseudonimu. Przez chwilę mam wrażenie, że wspomnienia rodzą jego mroczną, seksualną aurę, którą zamknąłem we własnej sypialni i dotąd nie pozwoliłem już dostrzec nikomu poza mną. Z drugiej strony mam wrażenie, że mocniej zaciska palce na mojej ręce, próbując dodać sobie odwagi. Wyczuwam jego niepokój związany z tym miejsce. Nie chcąc by przytłoczyły go bolesne wspomnienia, ja również chwytam go mocniej. - Czytałem o tym co ci się stało w tym szmatławcu, Proroku i nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię tu zobaczę. Wracasz do pra...?

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz