Londyn, Savile Row, mieszkanie Sarge'a
Głośny trzask drzwi, zwiastujący nadejście najgorszego. Nieokiełznana wściekłość, której nie da się powstrzymać. Błyskawicznie zrzuca buty od progu, zapominając o czymkolwiek. Ciche kroki, gdy nadchodzi, a potem bez słowa otwiera szafę. Zaciska mocno usta, słysząc jak w kuchni ciągle dzwoni telefon. Jego brzęczenie rozbrzmiewa w uszach, sprawiając, że nie da się myśleć o niczym innym. Resztkami sił ignorując upierdliwy dźwięk, zrzuca z siebie zaklęcie maskujące, a potem zaczyna wyrzucać rzeczy z szafy. Wszystko, co pozostało mu po dawnym życiu. Drogie koszule, marynarki, spodnie... nawet płaszcz. Wszystko ląduje na jednym stosie, lokującym się na środku pokoju. Bez słowa wysuwa różdżkę, układając usta w jedno słowo.
- Incen... - nie udaje mu się ukończyć inkantacji, gdy do środka wchodzi wysoki szatyn, przerywając jego mantrę. Blondyn zrywa się z miejsca, stając naprzeciwko mężczyzny.
- Draco... - zaczyna cierpliwie Sarge, przybierając skruszony wyraz twarzy. Spłoszony chłopak robi krok w tył, w geście ucieczki. Śledzi zlęknionym spojrzeniem swojego współlokatora, uważając na każdy fałszywy ruch z jego strony.
- Po co to było?! - krzyczy nagle, nie mogąc powstrzymać wściekłości. Jego dłonie drżą, gdy szatyn robi pierwszy krok w jego stronę. W swojej panice wycofuje się, z dala od niego. - Jaki był tego cel?! No dalej! - wrzeszczy rozwścieczony, a jego oczy nabierają nieprzyjemnej, ciemnej barwy. Chmurne. Nie ma dość swojej złości. Upaja się nią.
- Chciałem cię sprowokować. To nie miało cię zranić. Jesteś taki zimny i ja... Nigdy bym cię nie skrzywdził, przecież wiesz - mówi cicho, powoli zbliżając się w jego stronę. Kolejny krok uniemożliwia mu ściana. Przywiera do niej plecami, zaskoczony, że jego kochanek znajduje się tak blisko. To jego szansa. Sarge przyszpila go biodrami do muru, wpijając złaknione wargi w jego delikatne usta. Blondyn traci dech, zaciskając mocno powieki. Odpycha szatyna, gdy w jego głowie gości tylko to upierdliwe brzęczenie telefonu. Nie ma sił, jednocześnie nie zamierza się poddać.
- Znaj swoje miejsce, psie! - syczy, popychając go z całej siły. Mężczyzna zatacza się, poddając jego woli. Bez słowa upada na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Chłopak bez słowa rusza w kierunku dzwoniącego aparatu i podnosi słuchawkę. Słyszy cichy oddech znajomego, czekającego na jakikolwiek jego ruch. - Czego chcesz? - szepcze, drżąc. Spina się, bo w odpowiedzi pobrzmiewa tylko donośny, męski śmiech. Tak doskonale mu znany. Milczy. Całe jego ciało walczy z chęcią ucieczki. Pragnie skryć się w ciemnym miejscu i nigdy więcej nie mieć szansy spotkania tego człowieka. Ale już nie chce uciekać. Nie może żyć w wiecznym strachu. Nie może się zatrzymywać. - Jak tam twoje małżeństwo, Ed? - syczy, pozwalając by Nott wciągnął gwałtownie powietrze. Słuchawka dudni przeraźliwie, powodując ból głowy. - Ciocia była na pewno zachwycona, że pieprzyłeś syna swojego przyjaciela. Już się stęskniłeś? Jak dobrze zapłacisz to...
- Draco... - zaczyna cierpliwie, cedząc słowa. Chłopak mruży powieki w odpowiedzi, doskonale świadom, że tego nie widzi. - Opamiętaj się. Jesteś niewdzięczny. Wiele mi zawdzięczałeś, a potem zrujnowałeś moje życie z dziecinnej złości. Chyba nie sądziłeś, że zostawię żonę dla kogoś takiego jak ty? - pytanie retoryczne rzucone w pustą próżnię. Blondyn wspiera się biodrem o kuchenną szafkę, wpatrując pusto przed siebie. - Wiedz, że nie ma już przebaczenia. Zrujnuję cię - obiecuje, a w jego głosie pobrzmiewa nuta czystego rozbawienia. Napawa się jego strachem. Jego płytkim oddechem i oczami zachodzącymi mgłą. - Jesteś nikim! Wstrętną, małą dziwką na usługach diabła. Widzisz tylko pieniądze i nic więcej. Patrz do czego doprowadza cię chciwość! Ale jest szansa na odkupienie. Wycofaj oskarżenia, przyznaj się do błędu...
CZYTASZ
Fałszywa gra cieni
FanficW magicznym świecie poza wojną, której nieodłącznym elementem jest strach, jest jeszcze ciemność. Miejsce, w którym błądzą ludzkie cienie, dawno zapominając jak to jest naprawdę błyszczeć. Ci, którzy utracili swoje osobiste szczęście i zdecydowali s...