10. "...serce nigdy nie jest zgodne z umysłem"

973 41 3
                                    

Gdy Hermiona się uspokoiła, oderwaliśmy się od siebie.

— Idziemy na patrol? — zapytałem spokojnym tonem.

— O mój Boże, Draco. Totalnie zapomniałam — powiedziała szybko Gryfonka, przy tym zrywając się z miejsca.

— Ej spokojnie, pewnie jeszcze nie ma dwudziestej — powiedziałem i też wstałem — idziemy do twojego dormitorium? Ogarniesz się i pójdziemy? — zapytałem i złapałem dziewczynę za rękę, przy tym prowadząc w stronę wieży.

— Dobra, Draco, nie musisz mnie tak ciągnąć — powiedziała ze śmiechem, a ja przestałem i puściłem jej rękę, lecz ona z powrotem ją złapała i splotła nasze palce. Gdy byliśmy w wieży, bez problemu przeszliśmy przez pokój wspólny niezauważeni. Gdy dotarliśmy do sypialni Granger, ona weszła do łazienki się ogarnąć, a ja położyłem się na łóżku i wyczarowałem dwa kubki gorącej czekolady z piankami.

Spojrzałem na zegar, była dziewiętnasta pięćdziesiąt pięć,  za pięć minut mamy patrol, w tym samym czasie spojrzałem na białe drzwi do łazienki, zza nich wyszła Gryfonka z uśmiechem wymalowanym na ustach, jeszcze bardziej się ucieszyła, gdy zobaczyła gorąca czekoladę stojącą na stoliku obok łóżka. Ze smakiem sięgnęła po kubek i usiadła obok mnie na łóżku, uśmiechnąłem się i też wziąłem napój. Wypiliśmy szybko zawartość kubków i wyszliśmy na patrol. Było spokojnie, nikt nie pałętał się po korytarzach, aż do momentu. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, dałem Hermionie znak, żeby była cicho, podeszliśmy do jednej sali, gdzie usłyszałem dźwięk, gdy ją otworzyliśmy, zobaczyliśmy nikogo innego, jak naszego wcześniejszego towarzysza, wraz ze swoją dziewczyną Lavender Brown.

— O proszę, ktoś tu nie wie, która jest godzina? — zapytałem z kpiącym uśmiechem.

— Malfoy, co ty tu robisz? — zapytał z zaciekawieniem.

— Patrolujemy korytarze, idioto — powiedziałem ze śmiechem.

— Gryffindor traci 20 punktów — powiedziała Gryfonka, byłem pod wrażeniem, że może ona odjąć punkty swojemu domowi.

— Hermiono, przecież jestem twoim przyjacielem — powiedział normalnym tonem.

— Byłeś moim przyjacielem, czasy się zmieniają, Ronaldzie — powiedziała twardo.

— Co, teraz moje miejsce zajęła ta fretka? — zapytał z kpiną.

— A żebyś wiedział, teraz albo pójdziecie do swoich dormitoriów, albo dostaniecie miesięczny szlaban — powiedziała już lekko zirytowana dziewczyna.

— Mon–Ron idziemy — powiedziała Lavender i wyszli z sali.

— Pierdolcie się — powiedział, na odchodne Weasley.

— Z chęcią — powiedziałem tak, żeby to dokładnie usłyszał, po czym razem z Gryfonką zaczęliśmy się śmiać. Gdy skończyliśmy patrolować korytarze, odprowadziłem Granger pod wieże jej domu.

— Dziękuję — powiedziała ściszonym głosem i lekko się uśmiechnęła.

— Nie musisz mi dziękować — powiedziałem i spojrzałem dziewczynie w oczy, stałem kilka schodków niżej, więc byliśmy prawie równi.

— Przyjdę po ciebie jutro, po śniadaniu to przeniesiemy się do naszego dormitorium, co ty na to? — zapytałem, przypominając sobie o pokoju, gdzie mieliśmy się przenieść jako Prefekci Naczelni.

— Pewnie — odpowiedziała z promiennym uśmiechem.

— Dzięki za patrol — powiedziałem i odwróciłem się, by wrócić do lochów.

— Draco — szepnęła Gryfonka, odwróciłem się i stanąłem przed dziewczyną. Hermiona nic więcej nie powiedziała, tylko przytuliła się do mnie, a ja zamknąłem ją w uścisku, dziewczyna się we mnie wtuliła i tak staliśmy kilka minut, aż się od siebie nie oderwaliśmy.

— Do zobaczenia — powiedzieliśmy w tym samym momencie, przy tym się śmiejąc, pomachaliśmy sobie i rozeszliśmy się w swoje strony. Gdy wróciłem do dormitorium, Blaise już spał, wszedłem do łazienki, gdzie przebrałem się w piżamę i się ogarnąłem, gdy przeszedłem przez drzwi, zauważyłem na parapecie siedząca sowę, odwiązałem list od jej nóżki i zamarłem. Na kopercie była pieczęć Malfoyów.

Drogi synu,

Chciałam cię powiadomić, że leżę w szpitalu św. Munga. Kilka dni temu, w pewnej części Londynu zaatakowało mnie dwóch mężczyzn, prawdopodobnie byli to poplecznicy Voldemorta, których Ministerstwo nie zdołało złapać, byli pewnie źli na Lucjusza, który znowu nie wypełnił dobrze swojego zadania. Rzucili na mnie kilka zaklęć, tych normalnych, jak i tych niewybaczalnych, po ataku na ostatkach swoich sił zdołałam teleportować się do szpitala, gdzie zajęli się mną uzdrowiciele. Mój stan już się poprawił, tymczasem, co tam u ciebie? Znalazłeś sobie, jakąś dziewczynę? Koniecznie musisz mi opowiedzieć, co ciekawego dzieje się w Hogwarcie.

Twoja kochana mama,
Narcyza Malfoy.

Podszedłem do braku i wziąłem butelkę Ognistej Whisky. Usiadłem na swoim łóżku, gdzie zasłoniłem zasłony i rzuciłem zaklęcie wyciszające. Siedziałem na miękkim materacu, próbując utopić nienawiść i złość, biorąc kolejne łyki palącego alkoholu. Było mi żal matki, która kochała nie tego faceta, co trzeba, choć prawie w ogóle nie miała na to wpływu, przecież serce nigdy nie jest zgodne z umysłem. Nienawiść i złość, które opętały moje ciało, gotowały się jeszcze bardziej, nie chciałem znać mojego ojca, nienawidziłem tego człowieka do szpiku kości, przez niego ród Malfoyów stracił po części swoją dumę, przez niego najważniejsza kobieta mojego życia leży w szpitalu.

«Dark Side | Dramione»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz