[perspektywa Hermiony]
— Dobra, czas, żebyś mi opowiedziała o tych malinkach — usłyszałam głos mojej przyjaciółki, gdy zniknęłyśmy za zakrętem.
— Co mam Ci opowiedzieć? Po prostu są — powiedziałam, przy tym lekko się śmiejąc, spojrzałam na rudą, która nie była taka rozbawiona.
— Coś więcej? Kiedy nasza fretka je zrobiła? Dlaczego? Pogodziliście się w końcu? Czy może nie? — ciągnęła dalej ciekawskim głosem. Westchnęłam cicho, a z moich ust poleciała para.
— Zrobił je po tym, jak wróciliśmy do dormitorium, nie mam pojęcia dlaczego — powiedziałam ze śmiechem, jakoś nie zastanawiałam się nad tym — my nie jesteśmy skłóceni, Gin. Po prostu musimy odbudować zaufanie, ale tak szczerze mówiąc, to myślę, że już w jakimś stopniu nam się udało, po tym, jak opowiedziałam mu dokładnie, co się stało wtedy, gdy był w skrzydle. Wiesz o Daviesie.
— Rozumiem, jak się w ogóle czujesz po tej całej akcji? — zapytała zatroskanym głosem. Wyszłyśmy do księgarni Pani Melbook*, gdzie zniknęłyśmy pomiędzy regałami.
— Wiesz, trochę mi smutno, bo w końcu straciłam zaufanie u Draco i bolało mnie to, że tak zareagował, ale w sumie mu się nie dziwię — zrobiłam przerwę i zaczęłam wertować jedną książkę, jednak po chwili stwierdziłam, że nie jest dla mnie i odłożyłam ją na miejsce — nie licząc tego, że zawiodłam się na Daviesie, bo kiedyś się z nim przyjaźniłam, to jest dobrze. Opowiadaj, co tam z Zabinim? Widziałam, że mieliście dzisiaj bardzo dobre humorki — posłałam przyjaciółce ciekawskie spojrzenie.
— Po prostu, mieliśmy ciekawy poranek — powiedziała i zaczęła się lekko śmiać, spojrzałam na nią znaczącym spojrzeniem, które mówiło "no już opowiadaj..." — Blaise spał u mnie w dormitorium i rano, jak schodziliśmy na śniadanie, to jakiś drugoroczny na niego nawrzeszczał, że to jest wieża Gryfonów, a nie Ślizgonów — zaczęła się śmiać razem ze mną, przewertowałam kolejną książkę, która też nie przypadła mi do gustu.
— Ej Gin, tak w ogóle to, jak całuję Blaise Zabini? — zapytałam z lekkim zaciekawieniem, jakoś wypadło mi z głowy zapytać od razu.
— No wiesz... — zaczęła niepewnie, popatrzyłam na nią — zajebiście! — wydała z siebie zduszony okrzyk radości. Zaczęłam się cicho śmiać, po czym razem wyszłyśmy z księgarni.
— Gdzie teraz? Masz pomysł, co kupić Blaise'owi? — zapytałam przyjaciółki, westchnęła cicho.
— W tym jest problem, jeszcze nie wiem — powiedziała trochę zawiedziona, że nie wpadła jeszcze na pomysł.
— Spokojnie, też nie wiem, co mu kupić — powiedziałam ze śmiechem — może kupimy coś dla rodziców?
— No to chodź do tego sklepu z artykułami do domu, warto od czegoś zacząć — powiedziała i ruszyła chodnikiem, poszłam za nią.
— W ogóle, kiedy chcecie przyjechać? — zapytałam rudej, trzeba byłoby znać już mniej więcej datę ich przyjazdu.
— Myślę, że wigilię spędzimy u moich rodziców, będziemy musieli też pojechać do mamy Blaise'a — przedstawiła mi swój plan — może, jak wrócimy od niej? Powinniśmy być jakoś przed południem.
— No dobra. Gdy będziecie wracać do domu, to mogę zabrać się z wami? Chętnie pogadam, choć trochę z twoją mamą — powiedziałam, na co Gryfonka przytaknęła. Nie chciałam robić przykrości Pani Weasley, praktycznie, co roku wpadałam tam, chociaż na kilka dni.
*księgarnia Pani Melbook – sama wymyśliłam tę księgarnie, bo nie wiem, czy jest jakaś w Hogsmeade. Panią Mell, jak już można się domyślić, też wymyśliłam!
*Mell – skrót od Melbook***
[perspektywa Draco]— No to, co, nadszedł czas na pogaduszki! — powiedział uradowany Zabini, przy tym przecierając sprytnie ręce. Zaśmiałem się cicho — ty się nie śmiej, tylko opowiadaj o tych malinkach, domyślam się, że to Ty je zrobiłeś.
— Dobra, przyznaje się, że to ja — podniosłem ręce w geście poddania — no co mam Ci powiedzieć? Nie mogę się na nią gniewać przez całe życie. A ogólnie to w zamiarze chciałem się tylko poprzytulać, okey? To, że wyszło inaczej, to już był spontan.
— I tak wiem, że się cieszysz — powiedział, przy tym wywołując u nas śmiech — a cuś więcej dostanę z informacji?
— Dobra zgadłeś, że się cieszę. Po prostu, jak wróciliśmy z skrzydła, chciałem chwilę spokoju, bo za dużo się tamtego dnia wydarzyło, chciałem się poprzytulać, więc zapytałem Granger, czy dostanę przytulasa, a ona z chęcią przyszła i później już nie chciała skończyć, się przytulać i tak jakoś dalej wyszło — powiedziałem, przy tym cicho się śmiejąc.
— No, no... ciekawie — powiedział, przy tym poruszając brwiami na swój sposób.
— Tak łatwo się nie wymigasz, teraz Ty opowiadaj, co tam z rudą? — zapytałem, przy tym wyciągając nonszalancko ręce z kieszeni, zacząłem przyglądać się swoim paznokciom, lecz po chwili znów schowałem dłonie do materiału płaszcza.
— Jak widzisz bez malinek, przynajmniej nie w takiej ilości — powiedział ze śmiechem — spałem u niej w dormitorium, a gdy rano schodziliśmy na śniadanie, dostałem, opierdziel od jakiegoś drugoroczniaka, który powiedział, że to jest wieża Gryfonów, a nie Ślizgonów... — gestykulował rękoma oburzony, że jakiś dzieciak mógł odezwać się do niego w taki sposób. Łapałem się za brzuch ze śmiechu, przy tym prawie zwijając się, jak wąż, czy inny kameleon.
— Zabini, przestań! Proszę... — mówiłem, ledwo powstrzymując łzy śmiechu, on tylko dalej oskarżał jakiegoś dzieciaka o zepsucie mu poranka, który i tak był dobry.
— ...no i ogólnie on wtedy... Ty mnie w ogóle słuchasz? — zapytał, przy tym zatrzymując się w miejscu i patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem. Ledwo stałem na swoich nogach, a gdy Diabeł podszedł w moją stronę, złapałem się jego przedramion, żeby jakoś się utrzymać.
— Nigdy więcej — powiedziałem, gdy mogłem już normalnie ustać i chodzić na własnych nogach. W moich oczach dalej szkliły się łzy śmiechu.
— Co cię tak napadło w ogóle? — zapytał dalej lekko zdezorientowany, dalej nie zatrzymując kroku.
— Ty i twoje oburzenie na jakieś dzieciaki mnie napadło — powiedziałem ze śmiechem, rozejrzałem się wokół nas — gdzie my w ogóle idziemy?
— Myślałem, że idziemy do jakiegoś sklepu z biżuterią — powiedział i też obrócił się wokół siebie, by rozpoznać okolicę.
— Czekaj, patrz! Główna ulica! — wskazałem na bok, gdzie znajdował się szeroki chodnik, po którym chodziło pełno ludzi.
— Czyli do jubilera... — zaczął się znowu obracać wokół własnej osi — tam! — powiedział, przy tym lekko się bujając i wskazując w stronę jednej ze ścieżek.
— Chyba tam chciałeś pokazać — powiedziałem i wskazałem przeciwną stronę, Diabeł odwrócił się zdezorientowany.
— A tak, tak. Właśnie tam, przecież pokazywałem! — spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, po czym ruszył w stronę sklepu z błyskotkami. Wywróciłem oczami, po czym podążyłem za jego krokiem, chwilę później byliśmy w sklepie.
CZYTASZ
«Dark Side | Dramione»
Fanfiction"they were the holders of extraordinary magical powers" Byli parą niezwykle zdolnych czarodzieji, która została obdarowana niecodziennymi magicznymi mocami, i która niespodziewanie szybko przestała się nienawidzić. Byli parą przeciwieństw i razem tw...