Gdy doszliśmy z Granger pod sale, spotkaliśmy panią Bathshede Babbling – nauczycielkę runów – czekała na wszystkich przed wejściem do sali i informowała o zmianach miejsca, gdzie będą odbywały się lekcję.
— Pani Granger, Pan Malfoy mam dla państwa informację, otóż, gdy pogoda będzie sprzyjać, zajęcia będą się odbywały na błoniach, a w zimie i gdy pogoda nas nie polubi, będziemy się spotykać w dotychczasowej sali. Teraz proszę udać się na błonia — uśmiechnęła się do nas i podeszła do innych uczniów. Poszliśmy w stronę błoni, przy okazji mijając salę od wróżbiarstwa, pod którą siedział Weasley. Patrzył na nas, jakby chciał nas zabić, w końcu nie wytrzymał i zaczął kierować się w naszą stronę.
— Malfoy! — warknął głośno niczym rozjuszony pies.
— Czego chcesz, Weasley? — zapytałem z pogardą. On nic nie odpowiedział, tylko się zamachnął, by przywalić mi prosto w twarz, zrobiłem szybki unik, kątem oka zauważyłem, że Granger odsunęła się pełna przerażenia. Zrobiłem kilka uników przed ciosami Wieprzela, aż w końcu nie wytrzymałem i przywaliłem mu prosto w nos, przy okazji go łamiąc.
— Nie wierzę, że trzymasz z wrogiem — powiedział do Granger i już miał się zamachnąć, lecz ja byłem szybszy, stanąłem przed dziewczyną i złapałem rękę rudzielca, przy tym odpychając go daleko od Granger. Nagle przybiegła Lavender i zajęła się Weasleyem, przy okazji patrząc na nas wściekłym wzrokiem. Gdy sobie poszli, podszedłem powoli do roztrzęsionej Granger i pomogłem jej wstać.
— Nic ci nie jest? — zapytała troskliwym i roztrzęsionym głosem, łzy zaczęły szklić się w jej oczach — to było straszne — powiedziała, a ja zamknąłem ją w żelaznym uścisku, żeby dać jej poczucie bezpieczeństwa. O dziwo, Granger od razu się we mnie wtuliła i tak staliśmy dobre kilka minut. Gdy Hermiona się uspokoiła, ruszyliśmy pomału w stronę błoni.
— Nic ci nie jest? — zapytała znowu.
— Ej spokojnie, naprawdę nic mi nie jest — odpowiedziałem z moim darem przekonywania.
— Dziękuję — odpowiedziała, lekko się uśmiechając.
— Za co?
— Za to, że stanąłeś w mojej obronie i za to, że jesteś — powiedziała z uśmiechem, po czym się we mnie wtuliła, przytuliłem ją i wtedy zrozumiałem, że nie jest taka naiwna i taka sama, jak inne laski. Przerwa trwała czterdzieści minut, więc nie martwiliśmy się o to, że się spóźnimy. W drodze na błonia praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy i szliśmy, jak gdyby nic się nie stało.
— Draco? — usłyszałem głos Hermiony.
— Hm? — mruknąłem, dając jej znak, żeby powiedziała, o co jej chodzi.
— Co ci się stało? — zapytała, a ja stanąłem ze zdziwienia.
— Co miałoby mi się stać? — oddałem pytanie, ze wzrokiem proszącym o wyjaśnienie.
— Zacząłeś się inaczej zachowywać w stosunku do mnie od tamtej sytuacji z Ronem, wiesz od tej spod Wielkiej Sali — wytłumaczyła i zapytała — dlaczego? — widziałem, że dręczyło ją to pytanie, i że stałem się jej życiową zagadką. Westchnąłem i odpowiedziałem.
— Zmieniłem się. Nie obchodzi mnie już status krwi, chociaż nie da się w całości i ot, tak sobie pozbyć się zasad i przekonywań wpajanych od dziecka, a poza tym nie dam, żeby jakaś dziewczyna płakała przez jakiegoś skurwysyna na moich oczach — gdy skończyłem swój krótki monolog, popatrzyłem na Granger, a ona spojrzała na mnie wzrokiem, z którego można było wyczytać szczęście i zaufanie? Reszta lekcji minęła spokojnie, aż do momentu kolacji. Gdy szedłem korytarzem, z naprzeciwka zauważyłem Blaise'a.
— Zabini! — krzyknąłem, a on z uśmieszkiem w swoim stylu podszedł do mnie.
— No co tam stary? Jak z Granger? — zapytał i spojrzał na mnie, poruszając brwiami.
— Choć opowiem ci na kolacji — powiedziałem, lekko się śmiejąc, a on uradowany ruszył za mną. Gdy weszliśmy i usiedliśmy, przy stole Slytherinu niemal od razu spojrzałem na stół Gryffindoru, zauważyłem Granger, która z uśmiechem gadała z Potterem i Ginny bez Weasleya. Jednak po chwili nasza zguba się znalazła i rudzielec wszedł do sali z oczami pełnymi złości, posłał mi krótkie, wręcz śmiercionośne spojrzenie i ruszył w stronę Granger i Pottera, gdy usiadł obok wybrańca i brunetki, ta momentalnie się odsunęła i usiadła razem z Ginny obok Longbottoma. Uśmiechnąłem się chytrze pod nosem, oczywiście Blaise musiał to zauważyć.
— Co się tak szczerzysz? — zapytał z ciekawością. Zignorowałem jego pytanie i dalej wpatrywałem się, jak głupi w stół Gryffindoru. Zabini powędrował za moim wzrokiem, przy tym trafiając na Granger.
— Stary, ta Granger cię hipnotyzuje? — zapytał ze śmiechem.
— Co ci dolega, Zabini? — oddałem pytanie z uśmiechem.
— Stwierdzam fakty.
— Jakie fakty? — ten fakt zaczął mnie wkurzać.
— To, że tępo wpatrujesz się w dobrze nam znaną Gryfonke i cieszysz się, jak głupek pod nosem — rozgryzł mnie skubaniec, pomyślałem.
— Przecież ja nie... dobra nieważne — olałem temat, przy tym patrząc na triumfalny uśmiech Blaise'a. Znów spojrzałem na stół Godryka Gryffindora, tym razem moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Hermiony. Po chwili "rywalizacji" zaczęliśmy się śmiać razem z Granger, co nie przeszło uwadze Zabiniego.
— Oj Draco, Draco — powiedział ze śmiechem, po czym zaczął jeść.
CZYTASZ
«Dark Side | Dramione»
Fanfic"they were the holders of extraordinary magical powers" Byli parą niezwykle zdolnych czarodzieji, która została obdarowana niecodziennymi magicznymi mocami, i która niespodziewanie szybko przestała się nienawidzić. Byli parą przeciwieństw i razem tw...