38. "Nie wybaczę Ci tak szybko, jak myślisz..."

406 19 0
                                    

Poczułem przeszywający ból w okolicy szyi, od razu złapałem się za obolałe miejsce, przy tym cicho sycząc.

— Draco? — usłyszałem drżący głos, po którym poznałem Granger, uchyliłem lekko powieki, by po chwili zamknąć je z powodu jasnego światła.

— Która godzina? — zapytałem, gdy szliśmy do wieży, był wieczór, więc nie ogarnąłem, dlaczego jest jasno.

— Czwarta trzydzieści — odpowiedziała, a ja skrzywiłem się i otworzyłem oczy. Przy moim łóżku siedziała Hermiona na dużym wygodnym fotelu przykryta kocem, w mojej bluzie i czarnych getrach. Sam miałem kilka bandaży na całym ciele, do jednej ręki miałem podpiętą kroplówkę. Zlokalizowałem źródło mocnego światła, okazało się, że to lampka stojąca na szafce nocnej.

— Co się właściwie stało? Po tym, jak wycelowałem w siebie twoją, jak się okazało mocną sectumsempra? — zapytałem, a dziewczyna od razu odwróciła wzrok, gdy znów spojrzała na mnie, z jej oczu poleciało kilka łez. Sięgnąłem po jej dłoń, by spleść nasze palce razem, uśmiechałem się pod nosem, gdy mi się to udało.

— Draco, ja Cię strasznie przepraszam — powiedziała drżącym głosem, ścisnąłem mocniej jej dłoń, przy tym posyłając jej słaby uśmiech — nie chciałam, żebyś musiał znowu to przechodzić, w ogóle nie chciałam cię skrzywdzić. Przepraszam... — była roztrząśnięta.

— Hej, spokojnie — powiedziałem, gdy zauważyłem kolejne łzy — to nie twoja wina.

— Ale przecież to przeze mnie tu leżysz, uratowałeś mnie przed rzuceniem na siebie zaklęcia — zaczęła zabierać całe poczucie winy do siebie, zaśmiałem się cicho. To niesamowite, że taka mała istotka potrafi dawać komuś tyle chęci do życia — dlaczego się śmiejesz?

— Bo to nie ma znaczenia. Żyj tak samo, jakbyś żyła bez tego — zacytowałem słowa Gryfonki, które sama kiedyś mi powiedziała. Zaśmiała się cicho, przybliżyłem jej rękę do swojej twarzy, po czym musnąłem lekko jej dłoń.

— Mmm, ale z ciebie romantyk — powiedziała z przekąsem, powstrzymywałem wybuch śmiechu, który chwilę później odbijał się od ścian skrzydła szpitalnego.

— Dalej czekam na twoją opowieść, co się stało dalej — powiedziałem po kilku krótkich minutach, dziewczyna zamarła na chwilę.

— Ale nie zrobisz mi nic? — zdziwiłem się chwilę, dlaczego miałem jej coś zrobić?

— Skarbie, nigdy cię nie skrzywdzę — powiedziałem spokojnie, przy tym wyrzucając wszystkie złe scenariusze z mojej głowy.

— Gdy skierowałeś na siebie moje zaklęcie, od razu upadłeś na ziemię i straciłeś przytomność, minęła chwila, kiedy usłyszałam głos Ginny, która jak się okazało była z Blaise'em. Zapytali, co się stało i dlaczego leżysz nieprzytomny z obrażeniami sectumsempry, pomogli mi Cię zanieść do skrzydła, a ja po drodze opowiedziałam im, co się stało. Gdy doszliśmy, Pani Pomfrey od razu się tobą zajęła, w czym musiałam jej trochę pomóc, gdy Cię opatrzeliśmy Diabełki, siedziały z tobą jeszcze jakiś czas, aż w końcu poszły do siebie. Ja natomiast wykłóciłam się z pielęgniarką o to, żebym mogła tu zostać i spać, ona niechętnie się zgodziła. Więc wyczarowałam ten fotel i tak tu jestem — czułem, że czegoś mi nie powiedziała. Coś nie dawało mi spokoju, przy tym wywołując ciągłe czarne myśli.

— Nie rozumiem, dlaczego się mnie pytałaś, czy nic ci nie zrobię? — zapytałem ciekawy, przy tym poprawiając się na łóżku. Dziewczyna przegryzła dolną wargę i spojrzała na mnie niepewnie.

— Bo, gdy Diabełki jeszcze z tobą siedziały, to ja poszłam do dormitorium po kilka rzeczy i żeby się ogarnąć, po drodze spotkałam Krukona i... on mnie pocałował — zamarłem, po moim ciele przeszedł duży i wyczuwalny dreszcz. Gdyby było to możliwe, pewnie właśnie wyszedłbym i stanął obok siebie, nie mogłem dopuścić do siebie świadomości, że dziewczyna, którą tak kocham, całowała się z jakimś pierdolonym Krukonem — przepraszam, ja nie chciałam, naprawdę.

— Kto był tym szczęściarzem? — po wypowiedzeniu tych słów, można było wyczuć niemal namacalny chłód, mój ciepły i przyjazny dotyk zmienił się diametralnie w lodowaty i szorstki. Nie patrzyłem na dziewczynę siedzącą obok mnie.

— Roger Davies, znasz go? — zapytała, jakby zapominając o tym, że się z nim całowała.

— Ściągający i Kapitan drużyny Krukonów, inteligentny i mądry dupek, który zarywa do praktycznie każdej ładniej dziewczyn, podrywał kiedyś Chang i Delacour. Myśli, że żadna mu się nie oprze, mówiąc w prostym języku pierdolony skurwysyn, który chwali się z iloma laskami się już przelizał bądź przespał — wypowiadałem te słowa z zażenowaniem, wcześniej kładąc się wygodniej na łóżku. Spojrzałem na dziewczynę, była zmieszana.

— Kurwa — powiedziała po chwili i zagryzła dolną wargę, spojrzałem na jej dłonie. Nerwowo wyginała palce, które rozplotły się momentalnie, po tym, jak usłyszałem jej "wyznanie".

— Mówiłem Ci już kiedyś, nie klnij — wbiłem swój wzrok w sufit, na którym zza ciemności wyostrzały się najdrobniejsze szczegóły.

— Mam przej... przewalone — poprawiła się szybko, spojrzałem w jej stronę. Siedziała z podkulonymi nogami, na których opierała ręce, w które schowała głowę. Zaśmiałem się cicho, nie umiałem się na nią długo gniewać. Szkoda, że to, co zrobiła, nie jest do wybaczenia od tak sobie. Przetarłem twarz rękoma, byłem zmęczony całą tą sytuacją.

— Hermiona? Wiesz, kiedy mam stąd wyjść? — zapytałem, na co Gryfonka spojrzała w moją stronę, przy tym posyłając mi przepraszające spojrzenie, które olałem.

— Nie, a co? — zapytała, przy tym patrząc na mnie niepewnie i poprawiając się na fotelu.

— Po prostu, dopisałem jedną osobę do mojej listy osób do zabicia przed świętami... to nic takiego — powiedziałem i wplotłem palce we włosy.

— Draco, nie... możesz nawet ze mną zerwać, ale nie zabijaj nikogo — prychnąłem śmiechem na słowa Gryfonki.

— Nie wybaczę Ci tak szybko, jak myślisz, Granger, a i tak muszę zabić kilka osób — powiedziałem lodowatym tonem.

— Kogo? — zapytała przerażona i zmieszana, co ja to obchodzi? I tak mnie, nie powstrzyma.

— Weasleya, Davisa, Pottera... — wymieniłem jeszcze kilka nazwisk, przy tym patrząc na dziewczynę.

— Weasleya i Davisa jeszcze mogę zrozumieć, ale Harry'ego? Za co? — pytała zdezorientowana, przy tym starając się złapać moją dłoń.

— Tak dla zasady — powiedziałem i próbowałem się podnieść do pozycji siedzącej.

— Powinieneś leżeć —  wywróciłem oczami i dalej próbowałem się podnieść — Malfoy.

— I tak Cię nie posłucham — powiedziałem i w końcu oparłem się o ramę łóżka.

— Daj mi wyjaśnić to z Davisem — prosiła prawie z łzami w oczach, wzbierała się we mnie złość.

— Nie Hermiona, zerwałaś moja linie zaufania. Ona się nie zwiąże, nieważne ile razy byś mnie przepraszała. Ona musi się sama odbudować, twoje słowa nie mają na to wpływu — powiedziałem lekko wkurzonym głosem, znów miałem ochotę przywalić w ścianę.

— Ale zrozum, on powiedział, że zrobi coś tobie albo Ginny — mówiła załamana, a z jej oczu wypływały coraz to kolejne łzy.

— Mi by nic nie zrobił, a Ginny była cały czas z Blaise'em — odpowiedziałem arogancko.

— Skąd to przekonanie, że tobie i Gin, by nic nie zrobił? — zapytała ściszonym głosem.

— Może dlatego, że już raz z Zabinim mu przyjebaliśmy i od tego czasu się nas boi? — od wybuchu złości dzieliły mnie minuty bądź sekundy.

— Bałam się o was! Zrozum to — krzyczała ściszonym głosem, czyli tak, jakby mówiła normalnie, rzuciłem jej wściekle spojrzenie, po czym położyłem się plecami do niej. Niby ją rozumiałem, że troszczyła się o nas, przecież wiem, że jesteśmy dla niej ważni, ale mogłaby, chociaż skleić fakty, że jakiś tam Krukon nic nie zrobi dwójce Ślizgonów.

— Draco — zignorowałem Gryfonkę i jej płacz, było to dla mnie obojętne.

«Dark Side | Dramione»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz