1. "A co cię to interesuje, Granger?"

2.6K 83 5
                                    

— Wstawaj Draco, dzisiaj jedziesz do Hogwartu — budziła mnie matka, gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem jej uśmiech na tle obojętnego głosu.

— Już wstaje — powiedziałem zaspanym głosem, tak arystokraci też uwielbiają spać.

Poleżałem chwilę na łóżku, patrząc się bezsensownie w sufit, nie chciałem jechać do Hogwartu, czułem, że ten rok będzie przerażający, poza tym byłem wyczerpany psychicznie przez ojca, który rzucał na mnie zaklęcia za chociaż najmniejsze nieposłuszeństwo. Inni, by powiedzieli, że przez to, że wyjadę, będę miał z głowy ojca i to byłaby prawda, gdyby nie moja matka, o którą tak się bałem, ojciec nawet na nią, na swoją własną żonę rzucał zaklęcia niewybaczalne. Miałem dość tego człowieka, czułem do niego ogromną nienawiść.

Po przemyśleniach poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic, zimna woda koiła ból ran powstałych przez zaklęcia. Ubrałem się w czarny garnitur i ułożyłem włosy, gdy zszedłem na dół Malfoy Monor, zobaczyłem matkę, która w ciszy piła kawę, na jej twarzy nie było widać ani krzty szczęścia.

W milczeniu usiadłem i zacząłem jeść swoje śniadanie. Gdy skończyłem, przywołałem swój kufer i razem z matką deportowałem się w ciemny zaułek niedaleko King's Cross skąd ruszyliśmy w stronę przejścia na magiczny peron 9¾.

— Mamo, obiecuję ci, że wrócę na święta — powiedziałem i przytuliłem Narcyzę.

— Dziękuje ci synu — odpowiedziała ze łzami w oczach.

— Dasz radę, do zobaczenia! — krzyknąłem, gdy zacząłem się oddalać.

— Do zobaczenia Draco! — byłem niedaleko pociągu, gdzie zobaczyłem Blaise'a Zabiniego mojego przyjaciela.

— Zabini! — krzyknąłem, a on się wystraszył. Zacząłem się śmiać, a on z triumfalnym uśmiechem do mnie podszedł.

— Aż tak na ciebie działam? — zapytał i poruszył zalotnie brwiami, na to jeszcze bardziej wybuchnąłem śmiechem tak samo, jak Blaise. Wsiedliśmy do pociągu i zajęliśmy wolny przedział. Podróż minęła nam spokojnie, rozmawialiśmy o Quidditchu do momentu zmiany tematu.

— Smoku, według ciebie Parkinson jest ładna? — zapytał Blaise, a ja popatrzyłem na niego ze zdziwieniem.

— A co zakochałeś się? — powiedziałem ze śmiechem w oczach.

— Skąd wiedziałeś? — zapytał, a ja wpadłem w osłupienie — stary żartuje! Gdybyś widział swoją minę! — i zaczął się śmiać, gdy oprzytomniałem i przeanalizowałem to, co właśnie powiedział do mnie Zabini, zobaczyłem go leżącego na siedzeniu i zwijającego się ze śmiechu. Zacząłem się śmiać i później leżałem już tak samo, jak Blaise, przy tym zwijając się ze śmiechu.

Zdążyliśmy opanować nagły napad rozbawienia w idealnym momencie, otóż drzwi do naszego przedziału się otworzyły. Stanęło w nich dziecko w czarnej szacie, na lewej piersi nie było godła żadnego z domów skąd, wywnioskowałem, że musi to być pierwszoroczny.

— J–ja... chciał–am z–zapytać...

— Chciałaś zapytać, czy możesz tu usiąść? — zapytał przemiłym głosem Zabini, mała dziewczynka z kruczoczarnymi włosami kiwnęła tylko głową w geście potwierdzenia.

— Jakiej jesteś krwi? — zapytałem obojętnym głosem, przy tym starając się nie wywrócić oczami.

— Jestem mugolaczką — powiedziała niepewnie. I czego to dziecko jeszcze szukało u nas w przedziale?

— Kolejna szlama — mruknąłem pod nosem i mimowolnie wywróciłem oczami. Skierowałem swoje spojrzenie w stronę dziecka, na twarzy mając cyniczny uśmieszek i z lodem wykutym w głosie powiedziałem — nie potrzebujemy towarzystwa szlamy.

Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczynka zniknęła nam z oczu, słyszeliśmy jej płacz, a chwilę później cichą wymianę zdań, co chwilę przerywaną szlochem. Kilka chwil i znowu ktoś znalazł się w drzwiach do naszego przedziału.

— Malfoy!? Co zrobiłeś tej dziewczynce?! — wywróciłem oczami na widok znienawidzonej Gryfonki.

— A co cię to interesuje, Granger? — zapytałem znów najbardziej lodowatym głosem i z wymalowanym cynicznym uśmieszkiem, na którego widok się wzdrygnęła.

— Wpadła na mnie zalana łzami! Dalej tego nie rozumiesz?! — zapytała oburzona, a w jej oczach błyszczała furia.

— Wiesz co, nie potrzebujemy towarzystwa kolejnej szlamy, więc spierdalaj, jak najdalej od naszego przedziału — powiedziałem, posyłając jej obrzydzone spojrzenie. Zawsze myślałem, że przez kolejne lata uodporni się na to wyzwisko, ale widząc, że jej oczy zaczynają się bardziej błyszczeć wręcz szklić, od razu porzuciłem takie myślenie. Rzuciła mi jeszcze spojrzenie wypełnione pogardą, po czym wyszła z przedziału, wywróciłem oczami i spojrzałem w okno. Gryfoni. Niby tacy odważni, a rozklejają się pod wpływem zwykłego wyzwiska. Żenujące.

«Dark Side | Dramione»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz