— Jak się czujesz? — przebiła się przez nasze rozmowy Pani Pomfrey, spojrzałem na nią. W dłoniach miała eliksiry.
— Wyśmienicie — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zrobiła zdziwioną minę — w końcu nie pierwszy raz dostałem tym zaklęciem.
— Wcześniej nie widziałam Cię w skrzydle z tymi obrażeniami — powiedziała zdezorientowania, miałem otwierać buzię, by powiedzieć dlaczego, ale Granger mnie wyprzedziła.
— Bo ja go leczyłam, za pomocą moich mocy. Tylko wcześniej te zaklęcia były słabsze, przez co nie tracił przytomności — wytłumaczyła, a ja pokiwałem potwierdzająco głową.
— Rozumiem, proszę, wypij to — powiedziała i dała mi eliksir, wykonałem polecenie. Wypiłem bezsmakowy płyn, a po moim ciele przeszły dreszcze — możesz iść na obiad.
— Dziękuję — powiedziałem i posłałem pielęgniarce ciepły uśmiech, ona tylko zaklęciem zdjęła moje bandaże, po czym skierowała się do swojego gabinetu — Merlinie, w końcu mogę wstać i pochodzić.
Moi przyjaciele się zaśmiali, a ja od razu zszedłem z łóżka, po sali rozniósł się dźwięk strzelających kości. Zrobiłem lekko przerażoną minę, ale Herm od razu mnie uspokoiła.
— Spokojnie, tak jest zawsze, gdy nie wykonujesz jakiegoś większego ruchu — wytłumaczyła, przy tym lekko się śmiejąc, Diabełki dołączyły do Gryfonki, która dalej śmiała się z mojej niewiedzy. Po chwili można było usłyszeć kolejny podobny dźwięk, gdy dziewczyna wstała ze swojego fotela — masz, przebierz się — podała mi czarna zwiewną koszulkę i jeansy tego samego koloru. Przez cały pobyt w skrzydle, siedziałem w samych spodenkach, żeby uważać na rany. W sumie miłe z jej strony.
***
Szliśmy do Wielkiej Sali, by w końcu coś zjeść, Salazarze byłem taki głodny. Jedzenie, które przyniosły rano dziewczyny, zniknęło tak szybko, jak znicz na boisku.
— Hej chłopaki — spojrzałem za głosem, to Pansy, z którą ostatnio mamy słaby kontakt. Ona zresztą też nie pcha się do polepszenia naszej relacji. Pomachaliśmy jej z uśmiechami. Weszliśmy do sali, przywitani przez wszystkie spojrzenia zebranych tam ludzi. Usiedliśmy przy stole, jak zawsze i zaczęliśmy jeść.
— Panno Weasley, Panie Zabini mogę wiedzieć, dlaczego nie było was na lekcjach? — Mcgonagall podeszła do nas, zaśmialiśmy się cicho z Granger na widok ich zakłopotania.
— Em... bo my... noo... byliśmy... eee... — zaczęła jąkać się Ruda, przy tym posyłając znaczące spojrzenia Zabiniemu, który udawał, że nie wie, o co chodzi.
— Panie Zabini, proszę mi wytłumaczyć — jego uśmieszek zniknął w sekundę, teraz on próbował wytłumaczyć się w ten sam sposób, przy tym rzucając podobne spojrzenia do Gin — co się z wami stało? Panno Granger, proszę powiedzieć, gdzie byli wasi przyjaciele.
— Byli ze mną w skrzydle szpitalnym — powiedziała i próbowała powstrzymać śmiech — dotrzymywali towarzystwa Draco i mnie.
— Dobrze, macie tutaj notatki z wszystkich lekcji. Macie je przepisać i nauczyć się tematów, na których was nie było — powiedziała i zaklęciem skopiowała notatki, które dała Diabełkom, po czym odeszła bez słowa. Wybuchnęliśmy śmiechem, przez który prawie się udusiliśmy.
— Mógłbyś mi chociaż raz pomóc — powiedziała do Blaise'a Ruda, Ślizgon dalej miał w oczach ogniki śmiechu — Godryku, z jakim ja żyje idiotą.
— Twoim idiotą — powiedział romantycznym tonem Diabeł, a na minę Rudej wybuchnął śmiechem tak, jak my, Gin pokręciła zrezygnowana głową pomimo tego, że sama się śmiała.
***
Wracałem z Hermioną do naszego dormitorium, przechodziliśmy korytarzem niedaleko portretu Flamela, gdy poczułem, jak Gryfonka zaciska mocno swoją dłoń na mojej. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłem, ani Weasleya, ani Daviesa, nie wiedziałem, o co jej chodzi. Zgarnąłem ją swoje objęcia, gdy usłyszałem cichy szloch, przy tym przypominając o swojej obecności. Zaczęliśmy iść śmiesznym krokiem, bo dalej się przytulaliśmy, dobrze, że nikt nas nie widział, bo pomyślałby, że jesteśmy nienormalni. Usłyszałem cichy śmiech Gryfonki, który zgrał się z moim.
— Nieśmiertelność — powiedziałem roześmianym głosem do Nicolasa, odwzajemnił mój śmiech i otworzył drzwi? Nigdy nie zastanawiałem się, jak to nazwać, to nie są żadne magiczne wrota, ani okno. Jest to coś w rodzaju zasłony, która ochrania bezsensowną dziurę w ścianie. Zacząłem śmiać się w myślach, chyba za dużo czasu spędzam z Zabinim, bo zaczynam być tak samo głupi, jak on.
Usiedliśmy na kanapie, a chwilę później zaczęliśmy przepisywać notatki od nauczycieli. Nie raz widziałem notatki Granger, które w porównaniu do tych nauczycielskich i tak były lepsze. Znów zaśmiałem się pod nosem.
— Draco — na głos Gryfonki mruknąłem w potwierdzeniu, że ją słucham — bo ja właściwie nie powiedziałam Ci, jak to było z Daviesem — westchnąłem cicho i trochę nerwowo odłożyłem pióro.
— Słucham — powiedziałem, zakrywając złość obojętnością.
— Nie miej mi tego za złe, po prostu chce być z tobą szczera — kiwnąłem tylko potwierdzająco głową, dziewczyna zaczęła niepewnie opowiadać, co stało się wtedy, gdy opuściła skrzydło szpitalne. Z każdym kolejnym słowem zaciskałem mocniej szczękę i zacząłem wyginać nerwowo palce, jak on śmiał ją tknąć?!
— Zabije skurwysyna, zabije — zerwałem się z kanapy, przy tym dyskretnie sprawdzając, czy mam różdżkę, usłyszałem, jak dziewczyna wstaje, więc obróciłem się w jej stronę — zostajesz, zaraz przyjdzie do ciebie Ruda.
Wyszedłem, zostawiając Gryfonkę w bezpiecznym dormitorium, miałem nadzieje, że nie wyjdzie z niego, dopóki nie wrócę. W tym samym czasie ruszyłem szybkim krokiem w stronę lochów, planowałem znaleźć Zabiniego i razem z nim zabić pewnego Krukona.
Wszedłem do pokoju Wspólnego Slytherinu, posłałem uśmiech Parkinson, która siedziała przy jednym ze stolików i podszedłem do kanapy przed kominkiem.
— Zabini, sprawa jest — powiedziałem szybko, przy tym stając obok Ślizgona, popatrzył na mnie zdziwiony razem z Ginny.
— Gdzie jest Hermiona? — zapytał, gdy zauważył, że jej nie ma.
— Siedzi spokojnie w naszym dormitorium, przynajmniej mam nadzieję, że z niego nie wyszła. Ginny proszę, możemy tam iść i z nią zostaniesz, ona ci wszystko wytłumaczy, a ja tymczasem z Blaise'em coś załatwię? — powiedziałem tak szybko, że chyba ledwo zrozumieli, o co mi chodzi. Posłałem dyskretnie Zabiniemu znaczące spojrzenie, które od razu zrozumiał.
— Pewnie, chodźmy — powiedziała, po czym z Diabłem wstała z kanapy i wyszliśmy z lochów. Gdy byliśmy pod portretem, Flamel od razu nam otworzył.
— Miona — przytuliła przyjaciółkę rudowłosa, po czym obie spojrzały na nas. Podszedłem do Granger i przytuliłem ją, szepnąłem ciche "nic na mnie będzie, zostańcie tutaj, proszę", po czym spojrzałem na nią i dałem szybkiego buziaka w czółko. Zamknąłem swoje ręce w coś na kształt kuli, a gdy znów je rozłożyłem, w środku pojawił się mały płomyk.
— Weź go — powiedziałem ściszonym głosem, dziewczyna niepewnie chwyciła płomień z moich dłoni, on sam wchłonął się w jej ręce. Widziałem tylko przebłysk, co oznaczało, że właśnie wyczarowałem coś w rodzaju bariery wokół Gryfonki — ty też Ruda — powiedziałem, gdy zauważyłem, że obserwują nas od dłuższego czasu. Powtórzyłem czynność, a nasza Diablica z ciekawością wzięła ogień do ręki. Tak samo zniknął.
CZYTASZ
«Dark Side | Dramione»
Fanfiction"they were the holders of extraordinary magical powers" Byli parą niezwykle zdolnych czarodzieji, która została obdarowana niecodziennymi magicznymi mocami, i która niespodziewanie szybko przestała się nienawidzić. Byli parą przeciwieństw i razem tw...