39 - Po wszystkim

579 45 40
                                    

Grupka nastolatków cicho kierowała się w stronę wyjścia ze świątyni, nie zamieniając przy tym ze sobą ani słowa. Poszukiwanie dziewczyn trwało kilka godzin, więc chłopcy byli już bardzo zmęczeni, a [T/I] i Ashley, wciąż czuły ból, po upadku z wysokości. Gdy doszli do starych, drewnianych schodów, zaczęli się wspinać na górę, dysząc przy tym ciężko. 

Po paru minutach, przyjaciele znaleźli się w starym, nieurządzonym mieszkaniu. Tapeta była wyblakła, pozbawiona swojego jasnego, żółtego koloru, a zielona wykładzina, była pokryta kurzem, oraz rozdarta w miejscy, w którym znajdywały się drzwi, wbudowane w podłogę. Larry odwrócił się w ich stronę. Z wnętrza, biła ciemność, z której przed chwilą udało im się wyjść. Chłopak zamknął drewnianą klapę, a Sally zakluczył je, oddając przy tym klucz przyjacielowi.

Ashley wpatrywała się w zamknięte wejście, po czym zwróciła się do reszty.

- Co teraz...? - spytała. - Pani Packerton zabiła tylu ludzi i zrobiła z nich... Bolonię... Nie możemy tak tego zostawić.

- Zgadzam się. - przytaknął Todd. - Wnioskując po tym wszystkim, co tam znaleźliśmy, sądzę, że pani Packerton jest częścią jakiegoś kultu. Nawet jeśli są już nieaktywni, ona wciąż może tu przyjść, tak jak my.

- Może jest ostatnim członkiem i próbuje kontynuować ich plany? Jakiekolwiek one by nie były... - myślał na głos Sal. 

- Myślicie, że chce przywołać Czerwonookiego...? - spytała [T/I], drżącym głosem.

- Oby nie... - rzekł niebiesko-włosy.

Nastolatkowie zaczęli powoli oddalać się od wejścia do świątyni, kierując się w stronę wyjścia z mieszkania. Nie chcieli zostać w tym apartamentowcu ani chwili dłużej. Poza tym, wszyscy byli bardzo zmęczeni i śpiący. Gdy znaleźli się w salonie opuszczonego lokum, Larry przystanął i spojrzał na przyjaciół.

- Musimy ją powstrzymać! - wykrzyczał. - Nie możemy pozwolić, by to zrobiła!

Reszta grupy zatrzymała się i zwróciła swój wzrok w stronę bruneta. Przez chwilę nic nie mówili, jakby zastanawiali się nad rozwiązaniem ich nowego problemu.

- Wiem, że pójście na policje nie jest opcją... - zaczęła niepewnie Ash. - Ale może ktoś inny nam pomoże? Jak na przykład... FBI? Możemy im pokazać, co się tu znajduje.

Zapadła cisza. Pomysł Ashley wydawał się być sensowny. Problem polegał na tym, że nie wiedzieli jak mieliby tu sprowadzić grupę specjalną. Nawet Todd pewnie nie byłby w stanie włamać się na ich serwery i wezwać pomoc. Nagle ciszę, przerwał Larry.

- Może powinniśmy ją zabić?

- Larry! - krzyknęli jednocześnie Sal i [T/I].

Chłopak spojrzał na przyjaciół skonfundowany, nie rozumiejąc, o co im chodzi.

- No co? - spytał. - Ona jest stara, więc nie będzie to takie trudne.

- Nie możemy po prostu kogoś zabić! - wykrzyknął Sal. - Poza tym, nie bylibyśmy od niej lepsi.

Larry spoglądał na niebiesko-włosego, po czym spuścił wzrok na podłogę. Nagle Todd stanął obok bruneta. 

- Normalnie, byłbym przeciwko takiemu rozwiązaniu ale... - zamilkł i po chwili ponowił swoją myśl. - Może Larry ma rację?

Reszta grupy patrzyła na dwójkę chłopców, nie mogąc uwierzyć, że byliby w stanie dopuścić się zabójstwa. Zwłaszcza Todd. Widząc ich spojrzenia, rudowłosy wystąpił o krok do przodu.

- Pomyślcie o tych wszystkich dziwnych rzeczach, które dzieją się w Addison Apartments i ogólnie w Nockfell. - mówił. - Im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że pani Packerton nie działa sama.

Słowa Todda miały w sobie sporo racji. W Nockfell działo się coś niedobrego. Bolonia, oraz zatuszowane sprawy policyjne, mogły być jedynie niewielkim czubkiem, tej wielkiej góry konspiracji. A najbardziej niepokojąca rzecz z nich wszystkich, znajdowała się pod ich stopami, głęboko pod ziemią.

- Sal, co powinniśmy zrobić? - spytała Ash.

Chłopak przez chwilę nic nie mówił. Rozejrzał się dookoła, napotykając zmartwione spojrzenia swoich przyjaciół. Jednak najbardziej zaniepokojona była [T/I]. Wpatrywała się w niego, czekając na jego odpowiedź. 

- Myślę... Że powinniśmy się z tym przespać. - powiedział. - Rano zdecydujemy, co dalej.

- W sumie, to już jest rano. - rzekł Larry.

- Dokładniej 4:24. - dodał Todd. - Powinniśmy wrócić do swoich mieszkań i odpocząć.

Wszyscy przytaknęli i udali się w stronę wyjścia. Gdy znaleźli się na holu piwnicy, Larry zaproponował nocowanie Ashley, której dom znajdował się spory kawał drogi. Dziewczyna podziękowała i oboje udali się do apartamentowca bruneta. Zanim jednak weszła do środka, spojrzała na przyjaciół.

- Wiecie... Większość nastolatków obchodzą tylko fajne rzeczy, albo dobrze ułożone fryzury. Ale nas to nie dotyczy... Bo my musimy przejmować się ratowaniem świata. - zaśmiała się cicho. - Dobranoc.

Po tym, weszła do mieszkania Larry'ego. Reszta grupy, przywołała windę, która zabrała ich ku górze. Na drugim piętrze, Todd pożegnał się z pozostałą dwójką i poszedł do siebie.

Po minucie, gdy metalowe drzwi otworzyły się na czwartym piętrze, Sal i [T/I] wyszli na korytarz. Zanim chłopak zdążył podejść do swojego apartamentu, dziewczyna chwyciła jego ramię. Ten odwrócił się w jej stronę.

- Dziękuję, że po nas przyszliście. - wyszeptała. - Nie wiem, co byśmy bez was zrobiły... Nie chcę nawet o tym myśleć...

- Nie mogliśmy was tam tak po prostu zostawić. - rzekł Sal, po czym dodał cicho. - Cieszę się, że jesteś cała.

[T/I] uśmiechnęła się w odpowiedzi. 

- Teraz, powinnaś pójść spać. - powiedział. - Dobranoc.

Po tych słowach, chłopak podszedł do niej bliżej i objął ją. [T/I] odwzajemniła jego uścisk. Życząc sobie nawzajem miłych snów, udali się w stronę swoich apartamentów, by móc w końcu odpocząć, po tej ciężkiej nocy.

Dziewczyna otworzyła drzwi do mieszkania, które ku jej zdziwieniu, nie były zamknięte. Weszła cicho do środka, starając się nie wydawać żadnych odgłosów. Salon był spowity ciemnością. [T/I] skierowała się w stronę swojej sypialni, kiedy przez przypadek, uderzyła stopą o stół. Dziewczyna zasyczała cicho z bólu i nagle, drzwi obok jej pokoju otworzyły się, a w progu stanął ojciec.

Widząc swoją córkę, podbiegł do niej i objął ją z całej siły.

- Dzięki Bogu, że nic Ci nie jest! - wykrzyknął, wypełniony ulgą, po czym, jego ton przybrał na sile. - Gdzieś Ty była?! Dlaczego jesteś cała brudna?! Tak się o Ciebie martwiłem, natychmiast masz mi się wytłumaczyć!

[T/I] nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Nie mogła opowiedzieć ojcu, o dziwnej okultystycznej świątyni pod apartamentowcem. Czy uwierzyłby jej? Nie chcąc tego sprawdzać, dziewczyna starała się wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę. Jednak zmęczenie, nie pozwalało jej na trzeźwe myślenie.

- Byłam... Z przyjaciółmi. Zrobiliśmy małą imprezę w domku na drzewie. - powiedziała. - Wybacz, że wcześniej Ci o tym nie powiedziałam... 

- Ale dlaczego Twoje ciuchy są takie brudne?

- Gdy schodziłam, przypadkowo pominęłam jeden szczebel drabiny i upadłam. - dodała. 

Przez chwilę, wydawało się, że rodzic nie uwierzył córce. Jednak po sekundzie, jego twarz wygładziła się, a złość ustąpiła małemu uśmiechu. Przytulił dziewczynę jeszcze raz.

- Następnym razem, zostaw chociaż liścik. - powiedział. - Widzę, że jesteś bardzo zmęczona. Idź do swojej sypialni. Dobranoc.

- Dobranoc tato. I jeszcze raz, przepraszam.

Oboje udali się do pokoi, zamykając za sobą drzwi. Na widok swojego łóżka, [T/I] poczuła nieopisaną radość. Szybko zdjęła ciuchy i rzuciła się na wygodne, ciepłe łoże, okrywając się szczelnie kołdrą. Nie minęło pół godziny, a dziewczyna spała już głębokim snem. Powoli, wszystkie siły zaczęły do niej wracać.

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz