48 - Wesele

625 40 22
                                    

Jasne światło aparatu błysnęło po oczach nowej, większej rodziny, która ustawiła się na niewielkiej polanie, niedaleko domu weselnego, razem z fotografem. Henry i Lisa stali obok siebie, a ich twarze przyozdabiały uśmiechy. Obok swoich rodziców, stali Sal i Larry. Cała czwórka pozowała do zdjęcia. Henry ubrany był w ciemny garnitur, z czerwonym krawatem. Natomiast Lisa, miała na sobie piękną, długą, białą suknię ślubną. Małe cyrkonie wszyte w materiał, lśniły w blasku słońca. Larry nie miał na sobie niczego szczególnego. Mimo, iż nie lubił ubierać się elegancko, postanowił zrobić wyjątek i specjalnie dla swojej matki, ubrał zieloną koszulę i związał włosy w kucyk. Tymczasem Sal, był ubrany w swoją żółtą sukienkę, a włosy, były upięte w kok.

Fotograf zrobił jeszcze parę zdjęć, po czym dał znak, że sesja dobiegła końca. Nowożeńcy, udali się do wynajętego budynku, gdzie odbywało się wesele. Goście czekali już w środku, gotowi do przywitania pary.

Ślub odbył się zgodnie z planem. Była piękna pogoda, co pozwoliło na zorganizowanie ceremonii, poza murami kościoła. Sal, wraz z [T/I], tak jak obiecali, byli druhnami Lisy. Stali obok siebie, nieopodal panny młodej, ciesząc się jej szczęściem. Wszystko szło dobrze, do puki Sal nie spotkał się z pastorem. 

Kenneth Phelps udzielił ślubu parze, jednak za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na niebiesko-włosego, Sal czuł, jakby był w niebezpieczeństwie. Nawet po ceremonii, mężczyzna wciąż wpatrywał się w chłopaka. Z jego ciemnych oczu, dało się wyczytać pogardę. Może było to spowodowane tym, że Sally miał na sobie sukienkę?

Salę wypełniała muzyka, taniec i śpiew. Wszyscy goście dobrze się bawili i wiwatowali, na cześć nowożeńców. Były wznoszone toasty, przy których zaproszeni sąsiedzi mogli pogratulować parze i życzyć jej wszystkiego dobrego.

Sal, oraz jego grupa, trzymali się na uboczu. Zajęli miejsca przy stole najbardziej oddalonym od gości, gdzie spokojnie mogli porozmawiać. 

- Więc, teraz jesteście braćmi, tak? - spytała Ash. 

Larry kiwnął głową, z uśmiechem na twarzy.

- To oznacza, że teraz mam nad Salem kontrolę!

Rozległ się cichy śmiech. Sally jedynie przekręcił oczyma, po czym odwrócił wzrok. Nie był urażony, jednak jego zachowanie zaniepokoiło [T/I]. Gdy grupa wróciła do rozmów, ona objęła swojego chłopaka.

- Wszystko dobrze? - spytała. - Jesteś jakiś nie swój.

- Jest ok. - odpowiedział Sal.

- Widziałam, jak zachowywałeś się na ceremonii. - powiedziała. - Nie cieszysz się, że teraz masz większą rodzinę?

- Nie o to chodzi. Tylko...

Wtedy cała grupa zwróciła się do niebiesko-włosego. Musieli usłyszeć ich rozmowę, ponieważ tak samo jak [T/I], wydawali się być nieco zaniepokojeni. Sal nie chciał psuć radosnego nastroju swoimi obawami, jednak wiedział, że przyjaciele nie odpuściliby mu tak łatwo. Zwłaszcza teraz, gdy widzieli jego zmartwienie.

Sally upewnił się, że żaden z gości nie stał zbyt blisko ich odosobnionego stolika. Nie chciał, by ktoś usłyszał to, co miał zamiar przekazać reszcie. Gestem dłoni, kazał im się przybliżyć, tworząc przy tym mały, ciasny półokrąg.

- Coś jest mocno nie tak z tym pastorem. - powiedział w końcu.

- Wiemy. To ojciec Travisa. - zaśmiał się Larry.

- Nie o to chodzi. - Sal przewrócił oczyma. - Ten koleś przyprawia mnie o dreszcze. Na ceremonii dziwnie się na mnie patrzył. Tak jakby... Wiedział coś, czego ja nie wiem.

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz