64 - Nieskończony

405 26 25
                                    

Uczucie niepokoju ogarnęło Sala, gdy usłyszał drugi, niski i tajemniczy głos. Brzmiał on nienaturalnie, jakby nie należał do człowieka. Natomiast głos pana Addisona, był dziwnie spokojny, nie zdradzający po sobie zupełnie niczego. Zapadła cisza. Sally przez chwilę wpatrywał się w zielone drzwi, zastanawiając się, czy na pewno powinien tam wejść. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Wtedy jednak, przypomniał sobie słowa Larry'ego, które nie chciały dać mu spokoju. Sal westchnął.

"Skończę to...", pomyślał, po czym otworzył drzwi do mieszkania i wszedł do środka.

"Udręczony i związany przez ludzkość..."

"Więzień skóry i kości..."

W pomieszczeniu, w którym znalazł się Sal, było ciemno. Jedyne źródło światła, jakie mu towarzyszyło, wydobywało się z holu przez otwarte drzwi do lokum. Jednak i to, szybko się skończyło. Sal podskoczył przestraszony, słysząc za sobą trzask zamykających się drzwi, pozbawiając go drogi ucieczki i światła. Niebiesko-włosy szybko uspokoił swój oddech i zaczął rozglądać się dookoła.

Pomimo panującej ciemności, Sal był w stanie bez problemu dostrzec wielkie kałuże smoły, która spływała strumieniami po ścianach. Na podłodze leżały filiżanki, wypełnione po brzegi ów czarnym płynem. Czy to właśnie tym byli pojeni mieszkańcy apartamentowca?

Nagle, po pokoju rozległ się cichy odgłos, przypominający mlaskanie. Sally szybko odwrócił się w stronę źródła dźwięku, szybko tego żałując... To, co zobaczył, było strasznym widokiem.

Stał przed nim mężczyzna w średnim wieku, o krótkich, ciemnych włosach. Jego skóra była blada, a przekrwione oczy zwrócone były w górę. Najbardziej przerażające było jednak to, że całe jego ciało i usta, były zakryte czymś, co przypominało zielony, obrzydliwy śluz.

Sal stał w miejscu, nie mogąc oderwać od postaci wzroku. Czuł, jak całe jego ciało, zaczęło delikatnie drżeć.

- Terrence...? Czy to Ty...? - spytał Sal. - Od jak dawna jesteś w takim stanie...?

Mężczyzna nie odpowiedział. Zdawał się nawet nie słyszeć głosu Salego. Zaczął się powoli wycofywać, chowając się w ciemności. Sally, nie chcąc tracić go z oczu, poszedł za nim. Nie wiedział jak, ani dlaczego pan Addison znalazł się w takiej sytuacji, ale wiedział, że powinien mu pomóc. Powinien chociaż spróbować.

Nagle, przed jego oczyma pojawiła się wielka, zielona kreatura, w całości pokryta śluzem. Miała ona kilkanaście par rąk, oczu, oraz wielki otwór na samym środku, przypominający nieco usta. Z samego czubka tego potwora, spoglądała na niego głowa pana Addisona. Sal był w szoku. Jak długo to coś żyło razem z nimi pod jednym dachem?

- Czy kult Ci to zrobił? - zapytał chłopak, wciąż nie dowierzając swoim oczom.

- To dziecko nie wybrało swojego przeznaczenia. Zawsze tak było. - rzekł potwór. Jego głos rozniósł się echem po całym pokoju. - Wkrótce pojmiesz prawdziwą jedność Nieskończonego.

Sal starał się to wszystko ogarnąć rozumem.

- Ty jesteś Nieskończony? Dlaczego to robisz? Dlaczego infekujesz dusze ludzi, którzy tu mieszkają?!

Kreatura uśmiechnęła się podle.

- Ciemność porusza się przez wszystko, co jest dookoła nas i wysłuchuje naszej woli. Jesteśmy wieczni. Jesteśmy poza zasięgiem śmierci.

Słowa Nieskończonego były chaotyczne. Co ten potwór miał na myśli? Sal spojrzał w górę, spotykając się z pustym wzrokiem Addisona.

- Terrence, wiem, że gdzieś tam jesteś! Musisz z tym walczyć! - krzyczał niebiesko-włosy.

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz