20 - Zaproszenie

651 43 29
                                    

Od pokonania Czerwonookiego minęło parę dni i od tamtej pory, ślad po nim całkowicie zaginął. Nie próbował już ukazywać się w lustrach, czy zsyłać niepokojące wizje. Sal wracał do jego kryjówki na piątym piętrze, co jakiś czas, by upewnić się, że nic im już nie grozi. Jednak jego konsola nic nie wykazywała, świadcząc o tym, że w apartamentowcu zapanował w końcu spokój.

Zimowe dni mijały im powoli. Dziś była Wigilia i każdy mieszkaniec szykował się do świętowania. Każde drzwi były przyozdobione sosnowymi wianuszkami, na których były przywiązane kokardki i zwisały bombki. Okna na czterech piętrach zdobiły świąteczne łańcuchy a na stole przy skrzynkach na listy, stała miska domowych pierników, które upiekła Lisa. Każdy mógł się nimi poczęstować.

Śnieg padał z szarego nieba, pokrywając ziemię grubym, białym puchem. Wszystkie drogi były zasypane i ciężko było się przedostać, choćby do śmietnika. Wczorajszego dnia, Sal i Larry zadeklarowali się na sąsiedzkim spotkaniu, że zajmą się odśnieżaniem i dziś nadszedł czas, by przeobrazić słowa w czyny. Mieli sporo roboty, więc zabrali się do pracy z samego ranka.

- Powinniśmy skończyć przed wieczorem. - powiedział Sal, wyrzucając śnieg na boki.

- Świetnie. Uwińmy się z tym szybko. Jest zimno. - rzekł Larry.

Dwójka chłopców pracowała razem, rozmawiając i opowiadając żarty, by umilić sobie czas. Odśnieżali drogi szybko, starając się zachować przy tym jakąkolwiek dokładność. Po pewnym czasie urządzili sobie wyścigi. Kto pierwszy dojdzie do głównego chodnika przy ulicy, wygrywa. Rywalizacja była zacięta, lecz to Larry zgarnął laur zwycięstwa.

Nagle usłyszeli za sobą kroki. Odwrócili się, a ich oczom ukazała się [T/I], która trzymała w dłoniach dwa kubki. Podeszła do chłopców bliżej, uśmiechając się przy tym miło.

- Hej, macie ochotę na coś ciepłego? - spytała. - Pracujecie już dwie godziny. Zrobiłam dla was gorącą czekoladę na rozgrzanie.

- Och, daj mi szybko! - krzyknął Larry, wyciągając przed siebie dłonie.

- Poproszę. - dołączył się Sal, będąc przy tym bardziej uprzejmym.

[T/I] podała napój przyjaciołom. Długowłosy wziął kilka dużych łyków, podczas gdy Sally siorbał powoli, delektując się smakiem czekolady. 

- To jest takie dobre! - zachwalał wysoki chłopak. - Mógłbym ją pić bez przerwy.

- Miło mi. - powiedziała [T/I]. - Podam ją na Wigilii. Chcecie przyjść? Wasi rodzice też są zaproszeni.

- Pewnie, że chcemy. Prawda Sal? - Larry szturchnął kolegę lekko w ramie, a ten pokiwał głową twierdząco, wciąż pijąc czekoladę.

[T/I] uśmiechnęła się szczęśliwie. Był to pierwszy raz, od odejścia jej matki, gdy na Wigilii mieli być goście. Do tej pory, święta spędzała wyłącznie w towarzystwie ojca. Cieszyła się więc, że w ten wieczór, jej przyjaciele zaszczycą ją swoją obecnością.

- Todd będzie? - spytał Sal.

- Byłam go zaprosić. - powiedziała [T/I]. - Ale jego rodzice zabierają go w odwiedziny, do dalszej rodziny.

- No tak, przy naszych staruszkach nie mogliby pozwolić sobie na chwilę odlotu. - zaśmiał się Larry.

Rodzice Todda, Janis i Ray Morrison, byli uzależnieni od konopi. Nie próbowali jednak tego ukryć. Zawsze, gdy dziewczyna przychodziła w odwiedziny do rudowłosego, małżeństwo zachowywało się dziwnie. Mówili od rzeczy, czy oglądali serial na nieistniejącym telewizorze. Ich oczy zawsze były szeroko otwarte i podkrążone, co świadczyło o ich stanie. Mimo tego, [T/I] lubiła tę ekscentryczną parę. Byli zabawni i pozytywnie nastawieni do życia.

Po paru minutach, chłopcy oddali puste kubki, zachwalając przy tym smak czekolady. [T/I] pożegnała się z nimi i odeszła w stronę apartamentowca, by zająć się przygotowaniami do dzisiejszego wieczoru.

Sal obserwował, jak dziewczyna odchodzi, a potem znika za drzwiami budynku. Stał tak chwilę zamyślony, kiedy to Larry szturchnął go ponownie.

- Ziemia do Sala, słyszysz mnie?

Chłopak pokręcił głową, odganiając myśli o przyjaciółce, po czym spojrzał na długowłosego.

- Głośno i wyraźnie. - odparł.

- Jeśli chcemy iść na Wigilię, to lepiej szybko to skończmy. - powiedział Larry, podając mu łopatę. - Chcę te czekoladę!

Sally zaśmiał się cicho, biorąc narzędzie od przyjaciela, po czym zaczął odśnieżać chodnik razem z nim.

Po paru godzinach, niebo przybrało ciemnego koloru, świadcząc o nadejściu wieczoru. Wszystkie drogi, zaczynając od głównego wejścia, aż po dróżkę do śmietnika, były pozbawione śniegu. Chłopcy dumnie wbili łopaty w stertę białego puchu, po czym wrócili do apartamentowca. Każdy z nich, udał się do swojego mieszkania, gotów przekazać rodzicom zaproszenie na wspólne spędzenie świąt.

Niebiesko-włosy wszedł do apartamentu. Zaczął ściągać z siebie ciepłe ubranie, gdy poczuł, jak coś ociera się o jego nogi. Spojrzał w dół, gdzie witał się z nim duży, jasnobrązowy, pręgowany kot, który miauczał przy tym radośnie.

- Hej Gizmo. - powiedział Sal, biorąc pupila na ręce.

Kot polizał brodę jego protezy, po czym zaczął wtulać się w właściciela. Sally zaśmiał się cicho i wraz z nim, udał się w stronę pokoju ojca. 

Gdy wszedł do środka, jego oczom ukazał się Henry, siedzący przed komputerem. Jego niebieskie, krótkie włosy były zaczesane do tyłu, a równie niebieska broda, splątana. Ubrany był w szary sweter oraz ciemne spodnie. Jego błękitne oczy były zapatrzone w słowa na monitorze. Wydawał się nie zauważyć wejścia syna.

Sal podszedł bliżej.

- Cześć tato. Jak idzie praca?

Henry spojrzał w stronę chłopca, obdarzając go zmęczonym spojrzeniem. Zdobył się jednak na mały uśmiech.

- Hej Sally. Właśnie kończę projekt. - westchnął przeciągle. - Zamęczą mnie tym... Ale, co u Ciebie?

- Razem z Larry'm skończyłem odśnieżać chodniki.

- Świetnie, dobra robota kolego. - mężczyzna poczochrał czuprynę chłopaka, po czym wrócił do pracy.

- Wiesz... - zaczął Sal. - Dostaliśmy zaproszenie od [T/I] na Wigilię. Możemy iść?

Ojciec przerwał pisanie na komputerze i zamyślił się na chwilę. Spojrzał na swój tekst, który był już prawie skończony, potem zwrócił się do niebiesko-włosego. Był w stanie dojrzeć w oczach syna chęć na wspólne spędzenie świąt. Po chwili posłał chłopakowi łagodny uśmiech.

- Możemy iść. - powiedział. - Będzie miło spotkać się z sąsiadami i spędzimy trochę czasu razem.

Sally nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Ostatnio Henry nie poświęcał mu zbyt wiele czasu, ze względu na nawał pracy. Nie mógł go jednak za to winić. Wiedział, że jego ojciec stara się jak może, by zapewnić mu dobrobyt.

- Super! - krzyknął szczęśliwy chłopak. 

- Zaraz wychodzimy. Ubierz się tylko stosownie. - zaśmiał się rodzic.

- Ty też. - odparł Sal i udał się do swojego pokoju.

Gdy znalazł się u siebie, położył kota na łóżku, a potem podszedł do szafy. Otworzył ją i zaczął przeglądać swoje ubrania. Chwycił prostą, czarną sukienkę. Już chciał ją na siebie nałożyć, gdy nagle pomyślał o swoim przyjacielu. Larry pewnie też przyjdzie ubrany, jak biznesmen, mimo, iż bardzo tego nie lubił. Po chwili zastanowienia, stwierdził, że nie zostawi tak swojego kolegi i będzie wspierać go, będąc ubranym podobnie do niego. 

Odłożył sukienkę na wieszak i chwycił czarną, kraciastą koszulę z kołnierzem oraz wyjął z szuflady czarne spodnie. Przebrał się szybko i gdy już miał wyjść z pokoju, jego uwagę przykuł Gizmo, który w najlepsze rozkładał się na całym łóżku.

- Wiesz co Gizmo? - powiedział. - Chyba gdzieś miałem dla Ciebie czarną muszkę...

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz