55 - Duchy?

401 32 4
                                    

Piąte piętro nie zmieniło się zbytnio w ciągu ostatnich pięciu lat. Tapeta odrywała się ze ścian, deski leżały na brudnej podłodze, a powietrze było pełne kurzu. Całe pomieszczenie oświetlała jedynie jedna mała lampa, która nie mogła liczyć na pomoc ze strony słońca, którego promienie nie mogły się przebić przez zabite deskami okna. [T/I] naciągnęła lekko sweter na nos. Nie miała duszności od bardzo dawna, ale nie chciała ryzykować. Sal spojrzał na nią, jakby chciał coś powiedzieć, jednak dziewczyna szybko pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że nie było powodu do zmartwień. 

Tak jak poprzednio, każdy członek grupy, miał udać się do jednego apartamentu. [T/I] dostało się mieszkanie z numerem 501, Larry postanowił sprawdzić lokal 503, gdzie kiedyś mieszkał jego ojciec, Jim. Sal wybrał apartament Megan. Chciał zobaczyć na własne oczy, czy duchy naprawdę znikły.

Chłopcy rozeszli się, zostawiając [T/I] samą. Szczerze, dziewczyna nie chciała zostawać sama. Nie lubiła piątego piętra, nie tylko ze względu na brud, jaki tu panował, ale także ze względu na wspomnienia. Chciała poprosić Sala, by z nią został, ale było już za późno. Dziewczyna westchnęła cicho, po czym podeszła do drzwi, którego tabliczka z liczbą, znajdowała się na podłodze. Przez chwilę poważnie zastanawiała się, czy na pewno chce tam wejść. Kto mógł wiedzieć, co tam mogło się czaić...

Jednak dziewczyna szybko pozbyła się pesymistycznych myśli. Na piąte piętro nikt nie przychodził. Nie było czego się bać. [T/I] pchnęła zielone drzwi, a te, otworzyły się z cichym skrzypnięciem. 

Dziewczyna weszła do środka, gotowa na przeszukanie ów miejsca. Jednak gdy znalazła się w pustym salonie, coś dziwnego zwróciło jej uwagę. [T/I] wytężyła swój wzrok, próbując przyzwyczaić się do panującej tam ciemności. Natychmiast tego pożałowała... 

Na stercie gazet, siedział stary, brudny, brodaty mężczyzna, o kompletnie czarnych i podkrążonych oczach. Jego ciuchy były podarte, jakby ów człowiek stoczył walkę z groźnym zwierzęciem. Był podkulony, z dłońmi owiniętymi wokół kolan. [T/I] wydała z siebie głośny krzyk. Nie spodziewała się spotkać tu kogokolwiek, zwłaszcza nieznajomej osoby.

Mężczyzna podniósł swój wzrok i spojrzał na przerażoną dziewczynę. Jego ciemne włosy znacznie zakrywały jego oczy, które pomimo braku źrenic, zdawały się przeszywać ją na wskroś.

- Popełniliście błąd... - powiedział starzec, zachrypłym i głębokim głosem. - Koniec nadejdzie, a ciemność ogarnie wszystko...

Po tych słowach, mężczyzna znikł, nie pozostawiając po sobie ani śladu. [T/I] stała w miejscu, całkowicie pochłonięta strachem. Nie była w stanie zmusić się do jakiegokolwiek ruchu. Czuła, jak jej serce próbowało wydostać się z jej klatki piersiowej.

- C... Co...?

Nagle, do mieszkania wbiegli Sal i Larry, zaalarmowani jej krzykiem. Sally natychmiast podbiegł do [T/I] i przytulił ją mocno, chcąc chronić swoją dziewczynę za wszelką cenę. Czuł, jak [T/I] trzęsła się ze strachu.

- Co się stało? - spytał szybko niebiesko-włosy, rozglądając się dookoła.

- K... Ktoś tu był... - wymamrotała. - Jakiś mężczyzna... Był tutaj i nagle znikł...

Sal jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu, jednak poza nimi i stertą starych gazet, nikogo tu nie było. Chłopak wypuścił [T/I] i przeszedł się powoli po lokum, wypatrując najmniejszego znaku obecności tajemniczej postaci. Jednak jedyne, co udało mu się znaleźć, był kolejny ząb. Sally wziął go w dłonie. Przez chwilę czekał na komentarz przyjaciela, jednak po chwili ciszy, chłopak odwrócił się w stronę Larry'ego, który uspokajał [T/I].

- Tym razem bez głupiego żartu? - spytał.

- Nie... Nie wiem, z której strony miałbym ugryźć temat.

[T/I] zaśmiała się cicho. Czuła, jak powoli stres zaczyna ją opuszczać. Dziękowała również w duchu, że nagłe  wydarzenie, nie przywołało z powrotem trudności z oddychaniem. Może nie stało się tak, dlatego, że chłopcy szybko przybyli z odsieczą, lub naprawdę udało jej się wyzdrowieć. 

Po chwili, Larry'emu coś się przypomniało. Przez tę sytuację, kompletnie zapomniał o kasecie, którą znalazł w starym mieszkaniu ojca. Podał taśmę niskiemu przyjacielowi, a ten, od razu po zetknięciu się z nią, znalazł się ponownie przed telewizorem. Chłopak czuł ból, który szybko znikł. Widać Sally zdążył się już do tego przyzwyczaić.

Kaseta nosiła nazwę "Głód". Gdy Sal włączył stary telewizor, niemal podskoczył w szoku, widząc, co stało się z jasnowłosą kobietą. Jej wyraz twarzy, ze smutnego, przemienił się w gniew. Oczy, które do tej pory były ciemne, teraz jaśniały złością. Rysy i zadrapania na skórze, były teraz bardziej widoczne, co bardzo nie podobało się Salemu.

"Głód rozrywał mój żołądek, a mimo tego, jeszcze nie umarłam. Jak długo to trwało? Nie możliwe jest stwierdzenie tego, w tej niekończącej się nocy. Jak długo muszę gnić w tym pieprzonym więzieniu?! Bez jedzenia! Bez światła! Bez snu! Bez kontaktu! Nic! Nic... Tylko przebłyski życia, poza moim zasięgiem. Chciałbym, żeby otworzyli już ten cholerny wir. Chciałbym, żeby rozerwali ten świat na strzępy. Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło. Potrzebuję końca."

Niebiesko-włosy powrócił do rzeczywistości, równie nagle, jak z niej znikł. Otworzył powoli oczy, spotykając się ze zmartwionym spojrzeniem reszty grupy. Uspokoił ich szybko, chcąc kontynuować poszukiwania. Kaseta, tak jak poprzednie, znikła.

Gdy wszyscy wyszli na hol, Sal zastanawiał się nad tajemnicami, które krył apartamentowiec. Tak jak powiedział wcześniej Larry, duchy znikły. Megan nie było w jej mieszkaniu, tak samo jak jej matki. Było to bardzo dziwne, zważając na to, że mała fioletowo-włosa dziewczynka, nawiedzała swój stary lokal od bardzo dawna. Jej nagłe zniknięcie, niepokoiło chłopaka. Koleją sprawą były zęby i kasety. Skoro duchy znikły, to kto je zostawiał? Tajemniczy mężczyzna, którego widziała [T/I]? Czy on też był jakąś zjawą? Było tyle pytań, lecz brak jakichkolwiek odpowiedzi...

Do przeszukania został jeszcze apartament 502. Grupa od razu weszła do środka. Mieszkanie, tak jak większość, było puste. Jednak Salemu udało się dojrzeć starą klatkę dla ptaków. Podszedł do niej i obejrzał ją dokładnie z każdej strony. Okazało się, że pod spodem znajdował się dziwny panel. Wyglądało na to, że ktoś próbował go otworzyć, gdyż jedna z małych śrubek, leżała na podłodze obok.

Sally wyjął z kieszeni scyzoryk i odkręcił pozostałe śrubki. Po chwili, jego oczom ukazała się plansza, która przedstawiała różę wiatrów. Każda strzałka i środek symbolu, miała niewielką dziurę, w której mógłby się zmieścić co najmniej... Ząb!

Niebiesko-włosy wyjął zęby i przyjrzał im się. Teraz zauważył, że miały na sobie wyryte literki, odpowiadające kierunkom. Chłopak szybko włożył je we właściwe miejsca, jednak potem spostrzegł, że brakowało mu jednego zęba.

- Mamy problem... - powiedział. 

- Stary, może gdzieś coś przeoczyliśmy? - myślał na głos Larry. - Jakieś mieszkanie?

- Może... Piwnica? Tam jeszcze nas nie było. - dodała [T/I].

Chłopcy niemal w tym samym czasie uderzyli się w czoło. Jak mogli pominąć piwnicę? Postanowili, że szybko tam się udadzą, chcąc znaleźć ostatni, brakujący element. Zostawili zęby w otworach i szybko popędzili do windy, która zabrała ich na sam dół.

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz