ROZDZIAŁ LI

11 2 0
                                    

W końcu nadszedł wyczekiwany przez całe miasto dzień. 22 sierpnia jest dobrze znany każdemu nastolatkowi w okolicy, ponieważ właśnie tego dnia urodziła się moja szalona przyjaciółka. Dziewczyna każdego roku wyrządza huczną imprezę na swoją cześć. Jest to tak spektakularne wydarzenie, ponieważ zamyka wszystkie szalone imprezy wakacyjne i jest to ostatnia okazja do zabawy. Rodzice Brooke zawsze tego dnia wyjeżdżają razem z najmłodszą córką, żeby mogła zaprosić setki osób do jej wielkiego domu.

Już od rana czuć było tą napiętą atmosferę przygotowań. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Jedzenie, alkohol, DJ, dekoracje. Tego roku zarządziła tematyczną imprezę w stylu hawajskim. Na jej ogródku roi się od lampionów, girland i kwiatowych motywów. Sama do południa wszystko nawigowała i pilnowała, żeby wszystko wyglądało tak, jak sobie wymarzyła. Podczas gdy ja i Zack pomagamy kucharce w kuchni to Brandon pojechał po cały alkohol, a Brooke maluje się w pokoju.

Kiedy wszystko wydawało się być już gotowe, zerknęłam na zegar nad komodą i dostrzegłam, że została tylko godzina do imprezy, prawie oczy mi wyskoczyły na wierzch. Mam tylko 60 minut, żeby się umyć, wysuszyć włosy i coś ze sobą zrobić. Najważniejszy był prysznic, bo pogoda nie sprzyjała pracy. Było okropnie gorąco, a ja czułam, że śmierdzę potem na kilometr. Bałam się podnosić pachy, żeby nikt nie zemdlał. Marzyłam tylko o wskoczeniu do basenu na podwórku Brooke i spędzeniu tam całej imprezy. Ale nie chciałam jej zawieść. To jej najważniejszy dzień w roku. Dlatego musiałam naprawdę dobrze wyglądać i dobrze się bawić, żeby się mną nie rozczarowała. To pierwszy raz, gdy jestem na tej imprezie, ponieważ zawsze miałam jakąś wymówkę, żeby nie przyjść.

Szybko pobiegłam do domu i prosto pod prysznic, rozbierając się po drodze. W przyśpieszonym tempie umyłam włosy i ciało. Ubrałam białą bieliznę i usiadłam przed lustrem, próbując coś zmalować na twarzy. Wyczesałam brwi i pomalowałam cieniem, na oczy dałam świecący się, różowy cień i zrobiłam delikatne kreski, wytuszowałam rzęsy, nałożyłam korektor, a usta pomalowałam malinowym błyszczykiem. Nie jest to makijaż górnych lotów, ale myślę, że moja twarz wygląda o niebo lepiej, z jakimiś kolorami na niej. Zabrałam z łazienki suszarkę. Ciepły podmuch szybko suszył moje włosy, tworząc delikatne fale opadające na moje plecy. Zostawiłam je w takiej formie i zobaczyłam na wyświetlacz telefonu. Zostało mi 10 minut. Idealnie. Wyciągnęłam z szafy sukienkę, która specjalnie zamówiłam na Internecie na tą okoliczność. Była to dłuższa koszula z rękawem do łokci, ze wzorem w różowe kwiaty i egzotyczne listki, a w pasie była przepasana skórzanym paskiem, podkreślającym talię. Ubrałam do tego białe sandałki na delikatnym obcasie, których paski były zakręcone wokół mojej nogi. Dobrałam do tego wszystkiego małą różową torebkę i byłam gotowa.

Gdy dotarłam do domu Brooke to goście dopiero zaczęli się schodzić. Zostawiłam prezent w wyznaczonym miejscu i zaczęłam szukać znajomych mi twarzy. Ludzi przybywało, a ja nie mogłam nikogo znaleźć. Wstąpiłam do kuchni i wzięłam sobie kieliszek z winem. Potrzebowałam alkoholu, żeby przeżyć tę noc.

W końcu wszyscy zatrzymali się i zaczęli piszczeć i wiwatować, spoglądając w stronę schodów. W końcu jubilatka schodziła do nas. Nic dziwnego, że wywołała wielki szum wokół siebie, wyglądała cudownie. Miała na sobie białą sukienkę, bez ramion, ale z osobno ubranymi rękawkami, z tyłu była dłuższa, niż z przodu i miała wysokie wycięcie na udo. Na nogach miała białe szpilki, a jej makijaż robił furorę. Włosy miała zakręcone. Błyszczała, jak najjaśniejsza gwiazda. Faceci nie mogli od niej oderwać wzroku, a dziewczyny zazdrościły. Rozumiem je, bo miały czego. Brooke wyglądała jak uosobienie perfekcji.

Nagle się wzdrygnęłam, gdy poczułam, że ktoś chwyta za moje ramię. Szybkim ruchem odwróciłam się, żeby poznać tożsamość tej osoby. Po chwili spotkałam się z miłym uśmiechem i ciepłymi oczami Michaela.

PlayerWhere stories live. Discover now