Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit i zastanawiając się, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Chciałabym zrozumieć co kieruje Whitefordem, kiedy zachowuje się w taki sposób, ale chyba nawet myśliciele greccy mieliby problem rozszyfrować go. Człowiek zrównoważony psychicznie nie robi takich rzeczy. Jego słowa sprawiają, że czuję się jak gówno, ale moje myśli nie mogą odpędzić się od wrażenia, że musi być tego jakiś powód. Musiało go mocno skrzywdzić życie i teraz zachowuje się, jak ostatni palant. Znam to doskonale z doświadczenia. Przez długi czas nikomu nie pokazywałam kim naprawdę jestem. On musi przeżywać podobny ból, który chowa przed światem. Kiedy był Willem, był wspaniały, zabawny, opiekuńczy i miły. Nie musiał udawać. Teraz mnie odpycha, ale nie mam pojęcia, co jest tego powodem. To straszne, że nawet po tym, jak mnie potraktował, dalej uważam, że nie jest do końca zły. Jest zniszczony.
-Abigail, wszystko okej? – Brooke nagle wparowała do mojego pokoju, nie siląc się na pukanie – Słyszałam krzyki, pokłóciliście się?
-Można tak to nazwać – mruknęłam, nie patrząc na nią, a podziwiając dalej biel mojego sufitu...
-Whiteford wyszedł zaraz po tym, jak wróciłaś do swojego pokoju, a Cassie z Zackiem zauważyli, że coś jest nie tak i też wrócili do domu.
-Okej – odparłam z obojętną miną.
-Ostrzegałam cię, bo wiem, jaki on jest, nie chcę, żebyś była krzywdzona... - dziewczyna spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, próbując się zbliżyć, co dostrzegłam kątem oka.
-Nie wiesz jaki jest... To nie on.
-Skąd wiesz? – zaskoczyły ją moje słowa.
-Po prostu wiem – w końcu udało mi się obrócić głowę w jej stronę – Brooke wyjdź, dzięki za wszystko, ale muszę pobyć w samotności.
-Jesteś pewna? – spytała, a wyglądała przy tym, jak nie ona. Pewna siebie, szalona, bezinteresowna dziewczyna, miała minę zbitego pieska i okazywała tyle troski w stosunku do mnie. Nie przyjęłam jej. Samotność w tym momencie najbardziej mi pomoże.
-Tak – wróciłam do wpatrywania się w sufit – Zamknij za sobą drzwi.
Po chwili do moich uszu doszedł trzask drzwi. Bez zastanowienia wstałam i zabrałam z biurka papierosa i zapalniczkę. Wróciłam do łóżka i nie siląc się nawet na otwarcie okna, zapaliłam fajkę. W tym momencie wymagałam trochę za dużo od tego małego zawiniątka. Nie ma możliwości, żeby choć w jednej setnej załagodził harmider w mojej głowie, ale chciałam w to wierzyć. Taka pusta nadzieja, że poczuję się choć na chwilę dobrze.
I nie mam pojęcia ile czasu minęło i ile papierosów od tego czasu wypaliłam, ale w pokoju zdążyło się zrobić już ciemno. Myśli się nie uporządkowały, a ja dalej byłam w punkcie wyjścia. Wiem tylko tyle, że chce go nienawidzić za to co zrobił, ale nie potrafię. Mam świadomość, że po tym co zrobił, najrozsądniej byłoby nigdy więcej nie wchodzić sobie z nim w drogę. Moja psychika nie jest gotowa na takie ciosy, ale świadomość, że mogłam poznać go z jego prawdziwej strony sprawia, że chcę w to brnąć. To głupie, jednak ostatnimi czasy nauczyłam się, że nie mogę wiecznie być zamknięta. Muszę przeżyć swoje jedyne życie tak, aby nigdy nie żałować i robić to, co pragnę. Zbyt dużo czasu zmarnowałam na znieczulice. Nadeszły czasy, gdy szczęście będzie towarzyszyło z bólem, a ja muszę sobie poradzić z tym. Właśnie dla tych chwili, gdy nareszcie przestaje żałować, że te samobójstwa się nie udały.
W pokoju rozległo się pukanie, więc miałam pewność, że to nie Brooke. Ktoś inny znów zakłóca mój spokój. Nie chciałam się odzywać, ale pewnie poskutkowałoby to tym, że owa osoba wparuje tu, śmiertelnie przekonana, że coś sobie zrobiłam. Nie chciałam doprowadzać moich przyjaciół do zawału, więc zdecydowałam się odpowiedzieć.
YOU ARE READING
Player
Teen FictionJej życie to komputer. Zamknięta w sobie nie wyobraża sobie innego zajęcia niż granie całymi godzinami. Co spowodowało jej nie ufność? Kim była kiedyś?