ROZDZIAŁ XXVI

11 5 0
                                    

Budynek w którym aktualnie się znajdowałam sprawiał wrażenie wysysacza chęci do życia, które u mnie były już na poziomie ujemnym. Jedyną motywacją na pójście dziś do szkoły stała się świadomość, że przede mną tylko jeden dzień i kolejne dwa dni wolnego. Od rana omijałam moich przyjaciół szerokim łukiem, co naprawdę dobrze mi szło do przerwy obiadowej, która aktualnie trwała. W moim kierunku właśnie zmierzały dwie bliskie mi postacie. Mogłabym uciekać, ale co by mi to dało? W końcu muszę się z nimi przywitać i udawać jak najbardziej naturalną, więc stałam jak wryta patrząc wielkimi oczami w przestrzeń przed sobą.

-Dobrze się czujesz? – Spytał blondyn podchodząc coraz bliżej mnie – Od dnia wyjazdu wydajesz się być jakaś obca?

-Dobrze, dlaczego... - nie dane było mi dokończyć, bo Brooke rzuciła się na mnie prawie mnie dusząc. Wzdrygnęłam się delikatnie, ale dostrzegłam, że coraz bardziej umiem panować nad swoją fobią związaną z dotykiem.

-Jakbym cię wieki nie widziała – pisnęła, przez co moje bębenki prawie pękły – wybacz, że wczoraj nie przyszłam, ale Zack powiedział, że byłaś mocno nie w humorze, a wiem, że kochasz samotność. Po prostu nie chciałam ci przeszkadzać – wpadła w słowotok, jak to ma w zwyczaju i w końcu wypuściła mnie z objęć.

-No spoko – wzruszyłam ramionami, bo tak naprawdę nie wiem co więcej w tym momencie mogłabym jej powiedzieć. Zwątpiłam, że jestem gotowa jej wszystko opowiedzieć.

-Brandon mówił, że chciałaś się zobaczyć – Uśmiechnęła się w moją stronę – szkoda, że nie zadzwoniłaś, bo bym przyszła.

-Już i tak nieistotne – mruknęłam odwracając się plecami do przyjaciół i idąc w kierunku wyjścia ze szkoły. Pogoda była bardzo ładna, więc chcąc uniknąć masy przytłaczających ludzi, zdecydowałam się posiedzieć na dziedzińcu.

Kroku dorównała mi reszta, wiedząc co miałam zamiar zrobić. Dobrze, że się domyślili, bo kolejne pytania by mnie wykończyły. Chciałam tylko pobyć trochę czasu w ciszy.

Znalazłam miejsce koło drzewa z dala od skupiska ważniejszych ludzi w naszym liceum. Rozłożyłam się na trawie opierając plecy o konar. Śmiało mogłam powiedzieć, że czuję już lato. Naprawdę kocham mój pokój i zamknięte na cały świat drzwi, ale przebywanie na świeżym powietrzu, gdy moje ciało ogrzewają cieplutkie promienie słońca było cudownym uczuciem. Przymknęłam oczy, gdy delikatny uśmiech wkradł się na moje usta. Wtedy odizolowałam swoje myśli oczyszczając umysł.

Otwierałam moje przymknięte oczy co jakiś czas zauważając, że ciągle Zack spogląda w moim kierunku z nieodgadnionym spojrzeniem, co naprawdę mi przeszkadzało. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Jestem pewna, że jeśli wzrok miałby moce sprawcze, to ten chłopak wywierciłby we mnie dziurę. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie powie co go trapi. Nagle jakiś głos zawołał Brooke. Cała nasza trójka skierowała głowy w stronę Colina, który nawoływał dziewczynę. Zielonooka tylko wstała z trawy, otrzepała się i poszła z nim w nieznanym nam kierunku, by po chwili zniknąć z pola widzenia.

-Powiesz o co chodzi? – jak z transu wyrwał mnie chłopak. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami, dając znak, że nie wiem o czym mówi – no nie mów mi, że od naszego powrotu zachowujesz się normalnie, bo nie uwierzę – prychnął, a ja zdałam sobie sprawę, że tylko czekał, aż znajdziemy się sami by ze mną porozmawiać. Doskonale wiedział, że przy jego znajomych i przy Brooke nic nie powiem, więc dał mi spokój.

-Po prostu musiałam poukładać myśli, bo wszystkiego było za dużo, okej? – rzuciłam pod nosem nawet na niego nie patrząc. Bardzo bym chciała nie odbywać z nim tej rozmowy, ale wiem, że nie da mi spokoju. Chłopak na moją wypowiedź uraczył mnie tylko pytającym spojrzeniem – alkohol, twoi znajomi, Cassandra, moi rodzice, nasz pocałunek – chciałam wymieniać dalej, ale nagle jego mina zmieniła. Był przerażony.

PlayerWhere stories live. Discover now