ROZDZIAŁ II

51 9 0
                                    

-Kurwa! Co za zjebany team! – Wydarłam się na cały dom.

Parę sekund po moim nieszczęsnym krzyku do domu wleciała Brooke. Usiadła na łóżku i zaczęła przyglądać się pogodzie na zewnątrz. Coś jest na rzeczy bo dawno nie widziałam jej tak rozkojarzonej.

-Em? I będziesz tak siedziała, czy powiesz mi co jest? – Słyszę w swoim tonie jeszcze lekkie podenerwowanie z powodu przegranej rozgrywki.

-Dobra nie ma po co kłamać – Zatrzymała się, żeby spojrzeć mi w oczy- Abi, jesteś nieklasyfikowana z wielu przedmiotów. Opuszczasz wszystkie zajęcia. Dyrektor kazał przekazać, że nie zdasz w tym roku. Przykro mi - Odpowiedziała smutno.

-Czyli razem zostajemy w klasie na następny rok? – Spytałam niezbyt przejęta słowami przyjaciółki.

-Eh Abigail... Udało mi się. Zdałam tamte przedmioty i przechodzę do następnej klasy... - W tym momencie zaczęłam się poważnie zastanawiać nad swoją sytuacją i przyznam, nie odpowiadała mi – Jedyną rzeczą, jaką możesz teraz zrobić jest projekt szkolny z połączenia materiału na 2 – Brooke miała racje! Wystarczyło zrobić ten głupi projekt i nie będę miała roku w plecy. Z miny czarnowłosej wnioskuje, że jest jakiś haczyk.

-No to nic innego mi nie zostaje, jak zrobić ten projekt. Zakres materiału jest nie duży, a wiesz, że jestem zdolna – Kiedy przyjaciółka miała się wtrącić przypomniał mi się haczyk – Ale poczekaj! Kto jeszcze z naszej klasy będzie go robił?! – Tak, zapomniałam, że to praca w grupach. Inni by pomyśleli „Ale super, będę mogła pracować nad tym z innymi", ale nie ja. Nienawidzę wszystkich, którzy nie nazywają się Brooke Jones i Zack Evans. Aż mnie mdli, przez fakt, że będę musiała z kimś pracować.

-Ahh.. W tym roku tylko jedna osoba jest w takiej samej sytuacji co ty – westchnęła i odwróciła wzrok ode mnie – A jest to sam Matt Whitford.

Dwa ostatnie słowa zapadły mi w pamięci.

Matt Whitford, Matt Whitford, Matt Whitford

Nie mogłam uwierzyć, że największa dusza towarzystwa w szkole, chłopak, którego wszędzie pełno, osoba idealna będzie ze mną robiła projekt. Nie. To nie może być prawda.

-Brooke? – Spojrzałam na brunetkę – Idź już. Muszę pobyć sama.

Od razu po tych słowach dziewczyna wyszła zostawiając mnie. Błoga samotność. To co kocham.

Po tym wszystkim zdecydowałam się udać do mojego miejsca by trochę ochłonąć.

***

Parę minut po 18 dotarłam w końcu do głębi lasu, gdzie usiłowałam dostać się do starego bunkru. Nie musiałam długo szukać. Zaraz za pagórkiem ujrzałam wielki schron bojowy. Znalazłam go kiedyś, gdy uciekłam z domu. Zaraz po wejściu poczułam zapach stęchlizny i pleśni. Na końcu korytarza odnalazłam swój worek treningowy obok którego leżała skakanka i para rękawic bokserskich. Bez namysłu ubrałam je i zaczęłam z całej siły zadawać ciosy w twardy materiał.

Po paru godzinach zdecydowałam się w końcu wrócić do domu, ponieważ musiałam w końcu się wyspać. Jutro idę do szkoły. Nie podoba mi się taka alternatywa spędzania poranka, ale muszę coś zrobić by zdać.

Wróciłam do domu cała spocona a moje dłonie były we krwi. Udałam się pod prysznic i zabrałam ze sobą czarną bokserkę i luźne spodenki w których zamierzałam spać. Woda raniła moje ciało, ale starałam się nie przywiązywać do tego wielkiej wagi. Znacznie bardziej moje myśli błądziły przy fakcie, że spędzę najbliższy miesiąc na robieniu projektu z moim kompletnym przeciwieństwem. Będę musiała się z nim dogadać, co boli jeszcze bardziej. Nie lubię rozmawiać. Przypominają mi się czasy, gdy rozmawiałam z wszystkimi na wszystkie tematy i byłam jak otwarta książka. Każdy mnie znał na wylot. Teraz wiem, że był to błąd.

Wyszłam z pod prysznica i ubrałam naszykowane wcześniej ciuchy. Sięgnęłam do półki i zabrałam z niej bandaż. Owinęłam nim obie ręce i udałam się do kuchni. Spojrzałam na zegarek i dochodziła 22. Zabrałam z lodówki mój ulubiony jogurt. Usiadłam w pokoju na łóżku i włączyłam komputer.

Jedna gra i idę spać.

Pomyślałam i bez zastanowienia włączyłam grę. Dopiero po krótkiej chwili zauważyłam że mam tak obolałe ręce, że nie jestem w stanie dotknąć klawiatury.

Ale dziś zaszalałam.

Wyrzuciłam opakowanie po jedzeniu do kosza i ułożyłam się na łóżku. Kiedy już miałam zasypiać obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.

-Halo? – odebrałam, nie zadowolona z faktu, że ktoś do mnie o tej godzinie dzwoni.

-Hej skarbie. Jak tam w domu? – Ah tak. To moja kochana mamusia.

Dalej się zastanawiam, jak po tym wszystkim co się wydarzyło ona może mnie zostawiać w domu ciągle. Razem z tatą prowadzą wielką firmę w Nowym Jorku. W sumie to nawet ze mną nie mieszają, bo jak można nazwać mieszkaniem odwiedzanie mnie dwa razy do roku na święta. Fakt, myślą, że z tego wyszłam po tej ich drogiej terapii. Niewiedzą co się tu dzieje. Cieszą się, że nie muszą się mną opiekować i mogą się zająć swoją pracą. Wysyłają mi co miesiąc tyle pieniędzy, za które wyżyła bym rok i myślą, że ciągle opiekuje się mną Pani Ava. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ona od roku nie żyje. Zginęła z powodu choroby. Była jedną z 3 osób którym można powiedzieć, że ufałam. Teraz i ona zniknęła. Wiem, że ludzie do których się przywiązuje znikają. Pamiętam jej słowa wypowiedziane przed śmiercią.

Proszę cię Abi, wyjdź z tego i korzystaj z życia"

Do teraz nie dotrzymałam złożonej jej obietnicy.

-A jak ma być? Po staremu – Odezwałam się po dłuższej ciszy.

-Mam niezbyt dobrą wiadomość... - Nienawidzę tych słów, zwłaszcza z ust mojej matki – Syn, naszej dobrej znajomej z Nowego Jorku będzie studiował w Portland. Zamieszka razem z tobą u nas w domu. Szkoda, żeby specjalnie wynajmował mieszkanie skoro nasz dom stoi prawie pusty. Proszę cię dogadaj się z nim. Powinien się zjawić w ciągu tygodnia, żeby się zaaklimatyzować, bo studia zaczyna dopiero za 4 miesiące. Kocham cię, pa! – I jak nigdy nic się rozłączyła. Tego mi brakuje. Jakiegoś faceta chodzącego po MOIM domu. Nie wierze w to. Jeszcze jest tylko rok starszy... Może uda mi się go jakoś wygonić, a jak nie to po prostu będę go unikać najbardziej jak się da.

Pod wpływem dzisiejszych emocji ułożyłam się do snu i zasnęłam.

PlayerWhere stories live. Discover now