ROZDZIAŁ LIII

15 3 1
                                    

Pogoda pierwszy raz od paru dni nie dopisywała. Całe niebo pokryły szare chmury, zapowiadające nadejście deszczu. Nareszcie można było odpocząć od wiecznego upału. Jadąc ulicami Portland zastanawiałam się nad tym, co zrobię, kiedy przekroczę próg sali Cassandry. Niesamowicie potrzebowałam rozmowy, ale bałam się w jakim stanie ją zastanę. Mam nadzieję, że jest z nią lepiej, tak jak zapewniał mnie Zack. Nie chcę spanikować i zachować się tak, jakby przez swoją chorobę była trędowata. Nie chce jej potraktować tak, jak mnie niektóre osoby, gdy dowiedziały się o chorobie. To chyba najgorsze z możliwych zachowań. W końcu nic się nie zmieniło, Cassandra jest, jaka była, mimo tego, że ma poważne problemy psychiczne.

Delikatne krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, gdy zaparkowałam auto na parkingu. Wcześniej działałam w przypływie emocji i nie myślałam o tym, jak bardzo przerażające jest to miejsce, ale teraz? Czuję paraliżujący strach. Wspomnień już nic nie blokuje, napływają, a ja prawie wyczuwam ból, który mi wtedy towarzyszył.

Musiałam wziąć głęboki oddech i ogarnąć myśli. Tu nie chodzi o mnie, a o rudowłosą. To dla niej tu jestem i nie powstrzymają mnie nawet obrazy pojawiające się w mojej głowie. Muszę być silna i stawić czoła swoim lękom.

Bez zastanowienia weszłam głównym wejściem i udałam się na odział, na którym leży Cassie. Starałam się na zwracać uwagi na ludzi, na ich płacz i niepewność. ich widok nie pomagał w zachowaniu zimnej krwi.

W końcu dotarłam pod odpowiednią salę. Chwyciłam za klamkę, ale zanim otworzyłam drzwi odetchnęłam trzy razy, uspakajając swoje myśli. Tu nie chodzi o mnie, a o Cassie. Muszę być silna. W końcu popchnęłamdrzwi, a przed oczami ukazała się moja przyjaciółka. Wyglądała na bardzo zmęczoną i wymordowaną. Była cała blada z wielkimi sińcami pod oczami. Nie miała ani grama makijażu, a jej piękne długie włosy, które zawsze opadały kaskadami po jej plecach, teraz są związane w koka na czubku głowy.Jej widok niesamowicie zabolał. Cassie była iskierką, fontanną pozytywnej energii, naszą gwiazdą. Ciężko mi to przyznać, ale teraz przypomina najgorszą wersję samej siebie.

Po cichu weszłam do pomieszczenia i usiadłam na krześle obok jej łóżka. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jej zmęczone oczy, a moje serce krajało się na ten widok. Nie mówiła nic, a ja nie wiedziałam nawet od czego zacząć. Miałam tyle pytań, ale najważniejsze tylko nasuwało mi się na usta.

-Jak się czujesz? - w końcu przerwałam ciszę.

-Tak, jak wyglądam - delikatnie się zaśmiała, a ja dostrzegłam oznaki starej Cassie.

-Najważniejsze, że się obudziłaś - posłałam jej delikatny uśmiech i mam nadzieję, że nie zauważyła, że był wymuszony. Wiem, że powinnam zachowywać się naturalnie, ale nie potrafię, gdy ktoś mi bliski cierpi. A wymagałam tego od innych...

-Chciałam ci podziękować, że mi pomogłaś - wystawiła spod kołdry swoją malutką rękę z zamiarem dotknięcia mojej. Od razu zrozumiałam ten gest i położyłam swoją rękę na jej. Była zimna. Niesamowicie zimna, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło.

-Każdy by tak zareagował na moim miejscu.

-Ile Zack ci powiedział? - jej oczy posmutniały. Wiedziała, że oprócz sprawdzenia jej stanu zdrowia przyszłam też po informacje. Nie nalegałam, bo wiem, jakie to okropne, ale miałam nadzieję, że uda mi się z nią na ten temat porozmawiać.

-Niewiele, zdradził tylko z jakiego powodu tu trafiłaś...

-Dobrze zrobił, wiem, że mogę ci ufać - wzięła delikatny wdech - Tylko proszę, nie mów nikomu. Nie chcę pytań, ani pomocy. Sama sobie dam radę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 08, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PlayerWhere stories live. Discover now