ROZDZIAŁ XXXVI

13 3 0
                                    

-Nie wierze – prychnęłam sama do siebie, starając się opanować głos – jesteś takim palantem Matthew!

-Nie mów tak do mnie – warknął i wrócił spojrzeniem na drogę.

-Możesz zachowywać się jak największa świnia na świecie i masz problem, gdy nazwę cię... - zrobiłam krótką przerwę i podkreśliłam kolejne słowo – TWOIM imieniem?

Chłopak tylko rzucił mi krótkie spojrzenie i prychnął. Nie miałam do niego sił. Mówią, że kobiety ciężko zrozumieć... Chyba nie znają Whiteforda. Jednego dnia jest wesoły i pomocny, innego zadufany w sobie, a jeszcze innego napada na mnie z nożem. Cholera przecież on jest niezrównoważony psychicznie.

-Dlaczego nie chciałaś wejść do wody? Przecież świetnie pływasz – odwróciłam w jego stronę, bo zaintrygowało mnie jego pytanie. Co go to obchodzi? Miałam zamiar zapytać, skąd zna moje umiejętności pływackie, ale chyba umie czytać moje myśli, bo szybko dodał – Przecież jak zanurkowałaś pod wodę, to wystraszyłem się, że zginęłaś – zmarszczyłam brwi, bo... Naprawdę? On się wystraszył – Znaczy wiesz, zdziwiłem się, w jednej chwili byłaś a drugiej zniknęłaś – wzruszył ramionami.

-Woda była zimna, nie chciałam się przeziębić – mruknęłam, przyglądając się profilowi chłopaka. Był tak cholernie przystojny. Jakbym patrzyła na faceta z okładki czasopisma. Zazwyczaj miał groźny wyraz twarzy, ale kiedy się uśmiechał, mogłam dostrzec delikatne dołeczki i zmarszczki wokół oczu. Pieprzyk na policzku był tak charakterystyczny dla jego twarzy, idealnie dopełniał całość wizerunku Whiteforda. Dopiero teraz zauważyłam, że musi trenować jakieś sztuki walki lub bardzo lubi się bić, bo ma wiele malutkich blizn. A jego oczy? Magiczna zieleń, która zmienia się w zależności od jego nastroju.

-Już się napatrzyłaś? Bo robi się to troszkę niezręczne...

Dopiero wtedy się ocknęłam i zrozumiałam, że trochę przegięłam. Westchnęłam i odwróciłam się w kierunku okna, by skupić uwagę na mijające nas drzewa.

-Matt, dlaczego chciałeś wcześniej wyjść z imprezy? Nawet nic nie wypiłeś, ani nie zakręciłeś się wokół żadnej naiwniaczki – wzruszyłam ramionami, bo wiedziałam, że nie ma sensu owijać w bawełnę.

-Bo każda impreza równa się seks i alkohol? – pokazał szereg białych zębów.

-Whiteford nie znam cie od wczoraj...

-Mam zamiar wybrać się na inną imprezę, a musiałem jakoś wrócić.

-A tak poważnie? To, że jestem dziwna i nikt mnie nie zna, nie oznacza, że nie wiem co się dzieję... Wszyscy są na plaży, z kim ty niby chcesz imprezować? – prychnęłam, bo nawet Brooke pytałam, czy koniecznie musimy jechać tak daleko, zamiast iść gdzieś w mieście. Zarzekła się, że osoby z wszystkich miast najbliższych zjeżdżają się na tą plażę, by uczcić rozpoczęcie lata.

-Masz mnie – westchnął- po prostu chciałem wrócić, nie muszę ci się tłumaczyć...

-I nie musisz mnie kłamać – mrugnęłam do niego, a następnie zdecydowałam, że nie ma sensu ciągnąć tą rozmowę.

Już po pół godziny byłam pod domem, ponieważ Matt nie wie, co to ograniczenia prędkości. Wbiegłam do domu i od razu skierowałam się do toalety. Szybko się umyłam i w ciepłej piżamie usiadłam przed komputerem. Obym zastała Willa, bo chce mu wszystko wypomnieć. W końcu to między innymi on mnie namawiałam na pójście tam. 

Kliknęłam w ikonkę gra, ale niestety nie było go w grze, a ja nie chciałam dłużej czekać, więc rozpoczęłam rozgrywkę sama. Dawno tak ciężkiego meczu nie miałam. Mimo, że moja drużyna nie była słaba, to mieliśmy problem z wygraną. Ostatecznie przegraliśmy, a ja nie ukrywam moich nerwów. Rzuciłam myszką w ścianę i odeszłam od biurka. Rzuciłam się na łóżko, ale kontem oka dostrzegłam, że przyszła mi wiadomość w grze. 

PlayerWhere stories live. Discover now