ROZDZIAŁ XXVII

19 5 0
                                    

Dni mijały nieubłagalnie wolno, zapomniałam, że chodząc do szkoły wszystko się dłuży. Dziś była środa, więc środek tygodnia, a ja marzyłam o sobotnim poranku. Do szkoły wrócił Mathew, ale unika wszystkich jak ognia. Zamiast panoszyć się po szkole i wywyższać się nad resztą, spędza czas w wąskim gronie jego dobrych znajomych, zabijając wzorkiem każdą napotkaną osobę. Jakoś szczególnie nie przeszkadzała mi jego obecność, nawet udało mi się z nim umówić na piątek, by dokończyć projekt. Oczywiście nasza rozmowa nie obeszła się bez wyzwisk i kłótni, ale ostatecznie Zack uświadomił nam, żebyśmy się nie zachowywali jak dzieci, a profesjonalnie podeszli do sytuacji.

Po lekcjach wróciłam prosto do domu autem. Byłam wykończona i tylko marzyłam o moim pokoju i spokoju. Brand z Brooke siedzą u niej, więc mam nadzieję, że prędko nie wróci. Zdecydowałam się zamówić chińskie jedzenie, bo nie miałam pomysłu na obiad. Weszłam do domu i już po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi, a w nich stał dostawca jedzenia. Zapłaciłam za posiłek i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie załączyłam komputer i weszłam na ts'a. Wiem, że z nikim nie rozmawiałam, ale zazwyczaj ktoś z moich internetowych znajomych pisze do mnie, gdy widzi, że siedzę na komputerze.

Zajadałam się moim ulubionym daniem, oglądając serial, gdy nagle usłyszałam, że ktoś dołączył do pokoju w którym siedziałam na ts'ie. Zamurowało mnie, bo nie miałam pojęcia kto to. Już miałam wyłączyć serial, by sprawdzić jego nick, ale chłopak się odezwał.

-Heej, co tak sama siedzisz?

-Przy okazji weszłam, bo oglądam serial – rzuciłam, ponieważ od razu poznałam ten tajemniczy głos.

-Przeszkadzam? – spytał, ale nie dane mi było odpowiedzieć, bo od razu dodał – To dobrze, lubię czasem poprzeszkadzać – zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami, choć dobrze wiedziałam, że tego nie widzi.

-Świetnie ci to wychodzi – mruknęłam grzebiąc widelcem w makaronie.

-Co tam, jak tam mała? Dawno cię nie słyszałem.

-Podejrzewam, że niezwykle nad tym ubolewasz – nie dało się nie wyczuć w moim głosie ironi.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo – zaśmiał się.

-Co słychać? – bąknęłam z pełnymi ustami.

-Co żresz? Łatwiej byłoby cię zrozumieć, gdybyś najpierw przeżuła jedzenie, a dopiero potem mówiła.

-To nie moja wina, to ty po prostu jesteś głuchy – rzuciłam i czekałam na głupią odpowiedź chłopaka, lecz on tylko westchnął – co tak sapiesz?

-Ciężki dzień miałem – jęknął – szkoła to jakieś gówno.

-Już myślałam, że pan „Najlepszy jestem we wszystkim" nie chodzi do szkoły?

-Nie no chodzę, chodzę. Trzeba się edukować, żeby wyrosnąć na inteligentnego amerykańczyka – powiedział dumnie.

-Wątpię, że nawet chodząc tam, uda ci się wyrosnąć na kogoś inteligentnego - mruknęłam, bo naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy uważają, że bez szkoły jesteś jakimś analfabetą. To, czy znam budowę liścia nie wpływa na to jaką jestem osobą. Wiele piątkowych uczniów nie zna życia i gdy oni zastanawiali się czy kwasy karboksylowe reagują z zasadami, to ktoś inny zarabiał na rodzinę.

-Wkręcam cię, zjawiam się tam tylko byleby zdać, z czym aktualnie też mam problem – zaśmiał się.

-Ogarnij sobie jakiś projekt i na luzie zdasz – walnęłam, bo serio nie rozumiałam jak można było nie zdać, skro te projekty są tak proste.

PlayerWhere stories live. Discover now