ROZDZIAŁ XXIX

19 5 0
                                    

Ten długo wyczekiwany dzień w końcu nadszedł. Nareszcie zakończenie szkoły. Pierwszy raz od niedawna wstałam pełna sił i szczęśliwa. Zdałam. Udało się. Choć były momenty w których już zaakceptowałam to, że będę powtarzać klasę. Nasz projekt bardzo się spodobał nauczycielom , co było pewne, bo był cudowny. Nie włożyłam jakoś dużo w niego wysiłku a wyszedł nam niesamowicie.

Nie byłam pewna w co się ubrać na akademie. W końcu na polu dochodziło do 40 stopni Celsjusza. Nie chciałam pokazywać za dużo ciała. Było okropne. Nienawidziłam każdej blizny i nie mogłam na nie patrzeć, a skoro dla mnie był to problem to na pewno według innych moje ciało było odrażające. Zawsze chowałam się pod wielkimi ciuchami, ale nie przejmowałam się tym, jeśli ktoś zobaczyłby jak wygląda moja skóra, jednak jakoś od paru dni stało się to moim wielkim kompleksem. Dlaczego? Sama nie jestem pewna. Może dlatego, że skoro zaczęłam rozmawiać z większą ilością osób, to nie chcę by to zobaczyli.

Zdecydowałam się ostatecznie na szarą spódniczkę z guzikami od pępka do końca spódniczki oraz czarną koszulkę z długim rękawem i dość dużym dekoltem. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zbiegłam na dół, gdzie w aucie czekali już na mnie Brooke z Brandonem. Otworzyłam drzwi do auta i zastałam tam obściskującą się parę. Przewróciłam oczami.

-Jeszcze trochę a uda ci się wsadzić mu język tak głęboko, że zwróci wczorajszą kolację – uśmiechnęłam się pokazując kciuki do góry.

-Jesteś obrzydliwa – mruknęła dziewczyna, gdy oderwała się od szatyna.

-To świństwo co wczoraj zrobiłaś, to bez pomocy Brooke bym zwrócił – zaśmiał się.

-W takim razie od teraz gotujesz sobie sam – wystawiłam mu język i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Tylko żartowałem – mruknął i założył swoje okulary przeciwsłoneczne na nos.

-Ale ja nie – mrugnęłam do niego i skupiłam się na drodze za oknem.

Kiedy podjechaliśmy pod szkołę to pełno aut zajmowało parking. Tak wiele uczniów znajdowało się przed szkołą, że bałam się, że mam omamy. Gdzie ci wszyscy ludzie byli, gdy jeszcze chodziłam do szkoły? Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z auta sztucznie się uśmiechając. Musiałam chociaż udawać, że nie jest mi słabo. Brooke posłała mi ciepły uśmiech i skierowała się do wejścia budynku trzymając za rękę Brandona. Pomaszerowałam za nimi ze spuszczoną głową starając się nie zwracać na siebie uwagi. Oddychałam głęboko i czułam, że przez ostatni czas zrobiłam naprawdę duży postęp, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie. Normalnie dostałabym teraz ataku paniki. Zdając sobie sprawę z tego mojego małego sukcesu uniosłam głowę i zobaczyłam, że zgubiłam gdzieś Brooke i Brandona. Uspokoiłam oddech i powoli skierowałam się w stronę Sali gimnastycznej. Chyba przez nadmiar uczniów i problemy z oddychaniem zabłądziłam. Mój stan się pogarszał, czułam, że zaraz nie wytrzymam. Odnalazłam jakieś drzwi wyjściowe i z chęcią ucieczki przez nie przeszłam. Znalazłam się w miejscu, w którym większość uczniów wychodziła na fajke. Oparłam się o mur szkoły i dostrzegłam z boku chłopaka z kapturem na głowie. Trochę się przeraziłam i kiedy miałam odejść odwrócił on twarz w moją stronę.

-Matt? – jęknęłam, widząc, że to on.

-No ta – wzruszył ramionami i posłał mi delikatny uśmiech.

Staliśmy chwilę w ciszy. Skoro już wiedziałam, że to on to nie było czego się obawiać. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, którego mi mocno brakowało, a chłopak wystawił rękę z papierosem w moją stronę. Przeanalizowałam chwilę, czy to na pewno dobry pomysł i wzięłam fajkę, którą mocno się zaciągnęłam. Przez moje ciało przeszedł przyjemny prąd. Poczułam jak cały stres i strach odlatuje z wypuszczonym przeze mnie dymie. Uśmiechnęłam się i zwróciłam własność chłopakowi.

PlayerWhere stories live. Discover now