ROZDZIAŁ XX

19 5 0
                                    

Brandon to chyba już teraz mój osobisty szofer, bo znów zawiózł mnie do szkoły. Brooke przy okazji też się zabrała, a między nami jest znów okej, jakby ślady po wczorajszej kłótni zniknęły.

Właśnie siedzimy na historii i prawie zasypiamy słuchając o tych wszystkich nudnych rzeczach. Zabralam się za kreślanie po zeszycie, ale Brooke mnie zaczepiła.

-Ej wiesz, że dziś ten bal?

-Taa obiecałam Zackowi, że przyjdę – przewróciłam oczami

-Musisz ubrać tą sukienkę, co razem kupiłyśmy – zapiszczała bezgłośnie – chce zaprosić Brandona, myślisz, że się zgodzi?

-Taa, myślę, że będzie zachwycony– mruknęłam.

- Nie gadaj! Poprosisz, żeby nas zawiózł?

-Przecież wiesz, że gdybyś ty zapytała to też by nas zawiózł? – przewróciłam oczami na głupie zachowanie dziewczyny.

-No niby tak – zaśmiała się.

***

Następne pare lekcji bardzo mi się dłużyły, sama nie widziałam co zrobić, żeby wyjść stąd jak najszybciej. W końcu na przed ostatniej przerwie zawołała mnie do siebie nasza pani. Podejrzewałam, że chodzi o projekt, a Matt'a dalej nie było w szkole.

Weszłam do obrzydliwej Sali, która była utrzymana w odcieniach sraczkowatej zieleni i podeszłam do biurka.

-Panno Rose, pani wspólnik w projekcie od paru tygodni nie pojawia się w szkole, wiesz może dlaczego?

-Niestety nie proszę pani, ale jeśli chodzi o projekt to podzieliliśmy się zadaniami, więc jestem pewna, że swoją część robi tak samo sprawnie jak ja – uśmiechnęłam się mając nadzieje, że uwierzy w to kiepskie kłamstwo.

-Abigail przykro mi, ale jeśli on nie zacznie chodzić do szkoły to nie zdacie – Taa co ona może wiedzieć o przykrościach, zrzuca na mnie takie coś i myśli, że naprawdę pomyślę, że jej przykro? Ma gdzieś to wszystko, czy zdamy czy nie.

-Rozumiem, mogę już iść? – zapytałam starając się być najbardziej miła jak potrafię.

-Oczywiście dziecko – wstałam z krzesła i skierowałam się do wyjścia z Sali.

No i co mam teraz zrobić? Do wielkiego pana nie mam zamiaru się odzywać, ale chce zdać. Ahh czemu nie mogę im zapłacić i żeby wszystko było okej? Ino utrudnianie życia, czasem serio żałuję, że chociaż jedna próba samobójcza się nie udała...

***

Lekcje w końcu się skończyły, a ja nie wymyśliłam nic w związku z Mattem. Zdenerwowana zebrałam się i zadzwoniłam po współlokatora, by po mnie przyjechał.

-Heeej, potrzebuję podwózki.

-Sorki, nie dziś, jadę na rozmowę o pracę.

-Ahh okej

Rozłączyłam się i zaczęłam szukać wzrokiem Zacka, ale dostrzegłam go wsiadającego do samochodu Kevina. Brooke musi zostać po lekcjach, więc muszę sama wracać.

Wyszłam z terenu szkoły i na pierwszym zakręcie wyskoczył na mnie facet w kapturze i z nożem. Kiedy dostrzegłam ten błyszczący przedmiot w jednym momencie zamarłam zdając sobie sprawę co to oznacza. Poczułam, że robi mi się duszno i coraz ciężej oddycham, ale nie dlatego, że ten bandyta umiejscowił nóż na mojej szyi. Paliła mnie skóra przez to jak blisko się znajdował, przez to, że paraliżujący ból zawładnął moim ciałem. Spojrzałam na mojego napastnika, chcąc poczuć w końcu pustkę, w której utonę, gdy wykona zgrabny ruch dłonią, rozcinając skórę szyi, ale przez kaptur nie mogłam się przyjrzeć kim jest człowiek, który uwolni mnie od tego świata. 

PlayerWhere stories live. Discover now