ROZDZIAŁ XLIII

10 3 0
                                    

Minęło parę dni od mojej pierwszej walki. W międzyczasie miałam jeszcze cztery walki, trzy wygrane i jedna przegrana. Z każdą kolejną miałam wrażenie, że przeżywam swoje duchowe katharsis. Czułam się coraz lepiej, wszystko bardzo dobrze. Nikt nie zauważył, że wieczorem wymykam się z domu, albo widzieli i nie obchodziło ich co ze sobą robię?

Zapowiadało się być idealnie do momentu, gdy Will bezapelacyjnie zakończył naszą znajomość smsem w którym napisał, ze dla mojego dobra nie będziemy już utrzymywać kontaktu.

Co to w ogóle miało być? On chyba nie wie ile mnie kosztowało, by się nie załamać, bo kolejna osoba mnie porzuciła. Dodatkowo ma czelność pisać, że to dla mojego dobra? Komedia. Udało mi się przelać uczucia, spowodowane nożem w plecy od Willa, w złość. Dałam jej upust podczas ostatniego pojedynku, a teraz czuję się jak nowo narodzona. Odnalazłam swoją drogę do odreagowania nadmiaru emocji w mojej głowie. Oczywiście, wystarczyło tylko pomyślenie o tym jak mnie chłopak potraktował, a smutek wracał. Tylko tym razem był to smutek chwilowy, niczym nie przypominał tej pochłaniającej dziury w środku, która towarzyszyła mi po wszystkich okropnych ciosach od losu.

Dziś miała się odbyć walka Matta na którą każdy zamierzał iść, by mu dopingować. Kevin od razu założył wygraną przyjaciela, ponieważ zaprosił chyba pół miasta na imprezę z okazji zwycięstwa bruneta. Niestety nie daliśmy rady przemówić mu do rozsądku, że to bezsensu, bo Matt nie będzie miał ochoty na imprezy, gdy okaże się, że przegrał. Niestety blondyn stanowczo pokazał, że postawi na swoim i jest pewien wygranej przyjaciela.

Ze swojej strony mogę powiedzieć, że dotrzymałam obietnicy i kiedy stanęłam na nogach to powróciłam do treningów z Whitefordem. Niczym się to nie różniło od tych pierwszych – ostry wycisk i pyszne jedzonko. Z tym, że ja za każdym razem wymyślałam coraz to wymyślniejsze restauracje i dania. Dodatkowo treningi z nim były idealnym wytłumaczeniem na liczne siniaki i rany, które ciągle przybywały. Coraz ciężej mi je ukrywać, więc nie wiem co powiem Zackowi, gdy od jutra treningi z Mattem dobiegną końca.

Whiteford miał walkę o 15:00, więc godzinę wcześniej byłam w trakcie przygotowywania się do wyjścia. Takiej ilości tapety na twarzy jak mam dzisiaj to chyba nigdy nie miałam. Mam nadzieję, że ona choć trochę pomoże przykryć siniaki i wory pod oczami. Musiałam ubrać się w miarę ładnie, bo później nie darują mi, jeśli nie pójdę do Kevina. Zdecydowałam się ubrać czarne body z długimi rękawami i dekoltem wyciętym w kształcie litery V, którego koniec sięgał delikatnie za piersi. Dzięki temu nie musiałam ubierać stanika, tylko nakleiłam specjalne naklejki, by sutki mi nie prześwitywały. Dobrałam do tego długie, proste, materialne spodnie i podkreśliłam talię paskiem. Było wyzywająco, ale nie na tyle by pokazać poobijane części ciała. Idealnie. Do tego zostawiłam rozpuszczone włosy i byłam gotowa.

Na miejsce dojechaliśmy ja, Zack i Brooke autem Brandona. Zawody miały odbyć się w wielkiej hali sportowej w centrum miasta. Na parkingu było pełno aut, więc jest to naprawdę oblegane wydarzenie w tym mieście. Co najmniej połowa miasta się zjechała!

Przeszliśmy przez hol na widownie, a tam dostrzegłam resztę naszych znajomych. Byli wszyscy oprócz Cassie, która dziś rozpoczynała zdjęcia do kampanii, ale miała przyjść na imprezę. Zajmowali miejsce z najlepszym widokiem na stanowisko walki. Na szczęście zajęli też miejsce naszej czwórce, więc nie musieliśmy siedzieć na samym końcu, bo właściwie to tylko tam jeszcze były wolne miejsca.

-No nareszcie dotarliście! – zawołał Kevin, gdy nas zobaczył – Matt ma walkę po nich – wskazał palcem do dwójkę chłopaków na matach.

Każdy z nas czekał, aż w końcu brunet zostanie wywołany. Kevin chyba najbardziej z nas wszystkich to przeżywa. W końcu to jego najlepszy przyjaciel. Cadence wygląda na znudzoną i pewnie przyszła tu ze względu na chłopaków. Brooke liczy na jakaś krwawą walkę, bo za każdym razem, jak ktoś obrywa to piszczy jak najęta. Reszta chłopaków rozmawiała ze sobą mało ciekawa tego, jak ktoś obija mordę drugiemu. Dopiero jak usłyszeliśmy wywołanie Whiteforda do walki, wszystkie pary oczu poleciały na niego. Ze skupieniem każdy z nas obserwował, jak chłopak wchodzi na swoje miejsce i staje w pozycji do walki. Jego przeciwnik to przystojnych chłopak o azjatyckich korzeniach. Na szczęście nie jest wyższy od chłopaka, więc wyglądają na równych sobie.

PlayerWhere stories live. Discover now