ROZDZIAŁ XXVIII

20 5 0
                                    

Dzień po całej sytuacji zaczęłam naprawdę żałować tego, co zrobiłam. Atmosfera w domu stała się napięta, a współlokator przestał żartować i udawał naprawdę miłego, co doprowadzało mnie do szału. W szkole podobnie, Brooke chyba zdecydowała się zostać obrońcą zwierząt i nie opuszczała mnie na krok. Domyślam się, że chciała mi tym pomóc, ale obydwoje z Brandonem pogorszyli sprawę. Jasne, po tym jak się dowiedzieli normalne, że zaczną na mnie patrzeć z innej perspektywy, ale czy to musiało przynieść, aż tak widoczne skutki? Czułam się, jakbym nagle zachorowała na śmiertelną chorobę, a oni nie chcieli pogorszać mojego stanu. Niestety, czułam się naprawdę źle z tym wszystkim. To, że na każdym kroku obchodzili się ze mną jak z jakąś porcelanową lalką przypominało mi. Przypominało mi o tym, że oni wiedzą i nigdy nie będę już normalna. Przyjaciele patrzą na mnie przez pryzmat dziewczyny z depresją. Dzięki bogu Zack, którego również ruszyło moje wyznanie o chorobie, ponieważ wcześniej mu tylko o niej wspomniałam, zachowywał się po staremu. Miał teraz ciężki czas, ponieważ z zespołem bardzo dużo trenowali  i choć starał się jak mógł, to nie potrafił mi pomóc. Obiecał, że postara się porozmawiać z Brooke i Brandonem, ale nie wierzyłam, że to coś da.

Jechałam właśnie autem ze współlokatorem, który przyjechał po mnie po szkole w piątkowe popołudnie. Byłam wykończona, a przede mną robienie projektu z pewnym denerwującym brunetem. Miał przyjść do mnie za około godzinę, więc po powrocie do domu zdecydowałam się zrobić coś do jedzenia. Nie miałam w ogóle pomysłu na posiłek.

-Brand! Co chcesz na obiad? – krzyknęłam do chłopaka w sąsiednim pokoju.

-Nie musisz mi nic gotować, jeśli nie chcesz.

-Przestań do kurwy, dobrze wiemy, że jesteś głodny i byś coś zjadł, więc oświeć mnie co? – warknęłam, bo miałam już naprawdę dość jego udawania.

-W sumie to mam ochotę na krem pieczarkowy – mruknął wchodząc do pomieszczenia.

-Pokrój pieczarki, a ja resztę warzyw i wrzuć do tego garnka.

Szybko wykonaliśmy zupę, podczas czego towarzyszyła nam kompletna cisza. Coraz bardziej wyprowadzało mnie z równowagi to, że moi przyjaciele nie wiedzieli jak mają się przy mnie zachowywać. Ukrywając prawdę miałam nadzieję właśnie zapobiec takim zachowaniom. Choć wiem, że chcą dobrze, to czuję się jakbym była im bardziej obca, niż byłam przed ujawieniem prawdy.

-Zachowujesz się jakbyśmy się nie znali – warknęłam, gdy jedliśmy obiad – oświeć mnie, o co ci chodzi, bo nie zniosę dłużej tej ciszy.

-Nie denerwuj się... - zaczął się jąkać i drapać po szyi chcąc uniknąć odpowiedzi. Nie dawałam za wygraną i ciągle wpatrywałam się w jego twarz czekając, aż się odezwie – Po prostu to wszystko jest ciężkie, okej Abigail? Nie mam pojęcia jak się zachować, byś nie poczuła się urażona. Nie wiem na jakie tematy mogę żartować, a na jakie nie – mruknął, próbując oczami uniknąć mojego wzroku.

-Może zachowuj się tak, jak zawsze? – spytałam takim tonem, jakby to było absurdalnie oczywiste – Słuchaj, jestem taka sama dziś jak i trzy dni temu. Nic się nie zmieniło we mnie. Bądźcie swobodni, bo razem z Brooke traktujecie mnie jak jajko. Brakuje mi żartów, śmiechu, swobody – jęknęłam, bo w końcu powiedziałam to, co od wczoraj mnie frustruje.

-Dalej jesteś tą wredną suką, co wcześniej? – powiedział cicho, a na jego twarzy wpłynął wielki uśmiech. Kiwnęłam głową i się zaśmiałam, bo chłopak chyba w końcu zrozumiał, co robił źle.

Wstał z kanapy, poczochrał mi włosy i zabrał puste naczynia po posiłku. Rozłożyłam się na kanapie i włączyłam w telewizji jakiś serial. Brandon wyszedł do pracy, więc delektowałam się spokojem, póki nie rozbrzmiał dzwonek do drzwi w całym domu. Leniwie uniosłam się i skierowałam ku wejściu, by otworzyć drzwi i zastać w nich wysokiego bruneta, o idealnie wyrzeźbionym ciele. Mruknęłam ciche powitanie i zaprowadziłam do salonu, gdzie już raz było dane nam pracować. Wcześniej przywlekłam tu potrzebne materiały i laptopa, więc teraz nie musiałam latać do pokoju.

PlayerWhere stories live. Discover now