12

1.2K 63 15
                                    

♪♪♪ „Weekend"

Czerwonowłosy odszedł w swoją stronę, a ja z Kacchanem stałam przy drzwiach. Nagle chłopak ruszył i założył na siebie kaptur, a potem włożył ręce w kieszenie. Ja szybko do niego dołączyłam, bo nie chciałam zostać sama.

- Nie idź tak szybko! - powiedziałam z przymrużonymi oczami, i zasłaniając jedną ręką twarz by nie była zbytnio mokra.

- Idę bardzo wolno. - stanął i się do mnie odwrócił. Chciałam mu coś dopowiedzieć, ale skończyło by się to kłótnią, i mogę pomarzyć o czekoladach.

- Jaki jest twój ulubiony kolor?

- Serio? Kolor? - prychnął.

- No weź, jestem ciekawa. - uśmiechłam się najszerzej jak potrafiłam. On zaczął znów iść, ale szybko go dogoniłam.

- Pomarańczowy i zielony. - cicho powiedział. - Ale dla mnie kolory są takie same.

- Wiesz ile jest kolorów na świecie? - zdziwiłam się.

- Niezbyt mnie to obchodzi.

- Jakie jest twoje ulubione jedzenie?

- Czy to jest jakieś przesłuchanie? - podniósł trochę głos, i spojrzał się na mnie z wyższością.

- Pamiętaj o zakładzie! Nie możemy się kłócić. - zaśmiałam się.

- Po jaką cholerę się zgodziłem...? - westchął. - I tak wygram. Zawsze wygrywam.

- Zobaczymy. - złowieszczo się uśmiechłam. - Więc odpowiesz na pytanie?

- Ostre żarcie. - stwierdził. - Teraz ja ci się coś kurna zapytam, skoro to przesłuchanie. Co jest twoim ulubionym żarciem?

- Nubella. - zdecydowanie odpowiedziałam. On się zdziwił i skrzywił na twarzy.

- Dziwna jesteś. - spokojnie, bez żadnej złości powiedział swoje zdanie. Trochę mnie to zdziwiło, bo zawsze jak kogoś obrażał to chociaż marszczył brwi. Przez ten zakład było za spokojnie.

W drodze do domu rozmawialiśmy i zadawaliśmy sobie pytania. Oczywiście czasami chciałam już go popchnąć na ulicę, ale bardzo zależało mi na czekoladach. Z czasem przestało padać, a zrobiło się trochę ciemniej, i lampy na ulicy zaczęły świecić, a na chodnikach było pusto. Chciałam już jak najszybciej znaleźć się w domu.

- Możemy iść trochę szybciej? - niepewnie zapytałam przyspieszając.

- Po co, idiotko? - już jego ton głosu był zirytowany.

- Nie chcę być tak późno poza domem.

- Zgłupiałaś.

- Kiedyś mnie zaczepił jeden koleś jak szłam sama. Dałam mu porządnego liścia.

- Po pierwsze, nie jest tak późno. Po drugie, nie jesteś ku*wa sama bo chyba nie jestem duchem. Po trzecie, jeżeli chcesz być bohaterką, raczej musisz umieć się obronić, nie? Po czwarte, jak nas serio ktoś zaczepi to go tak zleje że nie będzie wiedział gdzie jego przód a gdzie tył.

- Kacchan, ludzie i tak się do ciebie boją podejść. - zaśmiałam się.

- Masz szczęście że mamy zakład, bo byś już nie żyła.

Chwilę jeszcze tak szliśmy, tym razem w ciszy. Nie było zbytnio tematów do rozmowy, by się nie pokłócić. Ale i tak miło się szło z Bakugo. Mimo że jest aroganckim debilem, to w jakimś stopniu jego towarzystwo podnosiło mnie na duchu.
Doszliśmy do mojego domu. Nie świeciły się żadne światła, co mnie trochę zaniepokoiło.

𝗖𝗵𝗲𝘀𝘀𝗲 𝗰𝗮𝗸𝗲 || boku no hero academiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz