29

900 47 5
                                    

♪♪♪ „Sprzątanie”

- [Y/N], zamyśliłaś się? - odezwał się Todoroki.

- O, tak, tak. - nerwowo się zaśmiałam. - Coś mi się przypomniało.

- To dobrze, bo jesteśmy na miejscu. - on już dawno stał, a ja biegłam dalej. Jednak szybko do niego podeszłam. - Tak sobie myślę że fajne miałaś dzieciństwo. Mieć dwóch przyjaciół na start.

- Masz rację, ale mój tata pracuje daleko z tąd i były zawsze problemy ze szkołą. - podrapałam się po włosach.

Chwilę tak czekaliśmy z Todo na pozostałych. Było mi zimno w tym stroju. Już trochę się martwiłam że coś poszło nie tak, ale usłyszałam krzyki Bakugo zbliżające się w naszym kierunku. Piątka wybiegła zza rogu, i zobaczyłam wszystkich, oprócz blondyna, uśmiechniętych.

- Kacchan... - zrobiłam kilka kroków do przodu. Nie mogłam uwierzyć że te kilka dni były bez niego. Siedziałam sama w domu, nie miałam do nikogo popisać i wnerwiać. Od czasu zaatakowania złoczyńców na obóz odwołali lekcje, więc podwójna porcja nudy. Jedyne co od płaczu mnie ratowało to anime. Blondyn trochę zwolnił bieg, i na mnie spojrzał. Ja bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę i z rozbiegu go przytuliłam. Wszyscy się zdziwili, w tym on. - Kacchan! Ku*wa, wiesz jak się martwiłam!? Przepraszam że cię wcześniej nie uratowałam!

- C-co? - zająknął się, co było do niego nie podobne. Odchyliłam głowę i spojrzałam w jego oczy. On zamiast zdziwionej mimiki twarzy przybrał gniewną. - Nie prosiłem was żebyście mnie ratowali! Poradziłbym sobie sam! Miałem wszystko pod kontrolą, a wy tylko przeszkodziliście!

- Aha, no to przepraszam? - powiedziałam z ironią.

- Dobra, może się trochę odsuń? - zaproponował po chwili namysłu. Ale jego ton głosu był inny niż zazwyczaj. Słychać było nutę niepewności, co u Bakugo to rzadkość.

- Okej. - powiedziałam z uśmiechem.

- Ogółem to wyglądasz jak bezdomna. - stwierdził.

- Otóż tak miało być.

- Dobra, nie zmieniaj tematu! - zdenerwował się już. - Nie chciałem by ktokolwiek mnie ratował!

- Ty zmieniasz temat, i tak czy siak bym ci pomogła sama czy z pomocą! - też podniosłam głos.

- Uspokójcie się już! - Kiri podszedł do nas kilka kroków.

- Właśnie, cieszymy się że jesteśmy żywi. - Izuku stanął koło Bakugo. - Kacchan, cieszę się że nic ci nie jest.

- To się nie ciesz. - wzruszył ramionami. - Okej, gdzie jest ta karoca co nas zabierze z tąd?

- Jaka karoca? - zmarszczyłam brwi.

- Wiesz Bakugo, skłamałem. - krzywo się uśmiechł Kiri.

- Co!? - Katsuki już szykował się do bicia.

- Tylko taki był sposób byś nie przeklinał na nas! - schował głowę w rękach.

Po upływie kilku minut uspokajaniu Kacchana by przypadkiem kogoś nie zabił, mieliśmy zamiar już sobie z tamtąd iść. Lecz koło uliczki pojawił się wóz policyjny, i wyszedł z niego człowieko-kot.

- Hej, stać! - krzyknął do nas. - Jesteście zatrzymani!

- Za co do cholery? - spytał się Bakugo. Po jego słowach z samochodu wyszedł Aizawa, wkurzony jak nigdy. - O ku*wa.

- To co zrobiliście było bardzo, bardzo niebezpieczne, zagrażające życiu waszym i przyjaciół, narażające superbohaterach na kolejną dodatkową pracę, i wyciągnęliście rannych ze szpitala. - podszedł mówiąc do nas Aizawa. Stanął centralnie przed Izuku. - Nic, tylko pogratulować.

- Misja się udała. - szybko powiedziałam. - Nikomu nie zrobiliśmy krzywdy, a Bakugo jest z nami.

- [Y/N], jak zawsze musisz coś powiedzieć. - westchął Aizawa. - Normalnie wyrzuciłbym was z szkoły U.A.. Zrobiłbym to, bez wahania. Ale jest jeden problem. Z tego co widzę mieliście plan. I chyba zadziałał, co nie?

- Tak. - pokiwałam głową.

- Skąd wiedzieliście gdzie szukać kryjówki złoczyńców? - zadawał kolejne pytania.

- Wytworzyłam nadajnik lokalizujący i przyczepiłam do jednego z przedmiotów złoczyńcy. - wytłumaczała Yaomomo.

- I oni nie zauważyli że coś knujecie, tak?

- Nadajnik był mikroskopijny, a udało mi się go przyczepić w prawie że niewidocznym miejscu. - kontynuowała.

- Teraz zastanawiam się czy jednak was nie wywalić. - mruknął. Zapadła chwilowa cisza. - Dam wam jeszcze jedną szansę. Rozumiecie? Jak coś znów takiego zrobicie, bez zastanowienia już nie uczęszczacie do U.A.. Daje wam za to karę prac społecznych na trzy tygodnie. Może na cztery? Nie, na pięć.

♪♪♪

Więc mijały te tygodnie, sprzątając po każdych lekcjach szkołę. Tylko nasza klasa wiedziała dokładnie dlaczego sprzątamy, reszta uczniów pewnie się domyślała, ale nawet nie zapytali.
Kacchan nadal był na mnie zły, powtarzając że byłam głupia. Ogólnie krzyczał na mnie, ale nadal za nim łaziłam by go zdenerwować. Najczęściej gdy sprzątaliśmy na dworze.

- Kaaacchan! - zawołałam podchodząc do niego. On już wiedział co się szykuje, i odwrócił się do mnie tyłem. - Oho, chyba już masz mnie dosyć.

- Brawo, odkryłaś to dopiero teraz? - warknął, schylając się po kolejny papierek. Rzucił go do swojego worka na śmieci.

- Śmiesznie wyglądasz w tym stroju! - zaśmiałam się mierząc go wzrokiem. Każdy kto miał prace społeczne musiał nosić pomarańczową kamizelkę i białą czapkę z daszkiem.

- Przypominam że ty też tak wyglądasz. - mruknął pod nosem. Nagle chłopak cicho kichnął, zasłaniając swój nos. To było najbardziej niespodziewane, myślałam że kichanie Bakugo jest takie, że może wysadzić całą planetę. A on kicha bardzo cicho, można to porównać do takiego małego kociaka.

- Na zdrowie. - odpowiedziałam. Ale on kichnął tak samo jeszcze raz, i jeszcze raz. - Co ci jest?

- Kicham. - powiedział przez nos. Potem jeszcze raz kichnął.

- Chyba ktoś tu będzie chory. - powiedziałam.

- Nie będę! - zaprzeczył. Potem następny raz kichnął. - KU*WA!

- Chcesz chusteczkę? - zapytałam już szukając jej w mojej kieszeni. On na to jeszcze raz kichnął. - Rozumiem że tak. Masz na coś uczulenie?

- Nie mam. To pewnie przez to że piłem wczoraj wodę z lodówki wieczorem. No i poszedłem spać przy otwartym oknie.

- Głupoty ci nie brakuje. - złapałam się głowy. Drugą ręką podałam mu chusteczkę.

- Tobie nie brakuje! - krzyknął biorąc ode mnie chusteczkę.

♪♪♪

Po kilku dniach szłam do domu Kacchana z pełną siatką sernika i jakiś upominków. Chłopak się rozchorował, złapało go przeziębienie. Miał wolne z prac społecznych, ale zaraz jak wyzdrowieje miał znów sprzątać. Żal mi go było. Będzie miał potem mnóstwo roboty z nauką, treningiem i sprzątaniem.
Wcześniej moja mama zapytała się jego mamy czy mogę mu przynieść ciasto, zgodziła się. Ale ostrzegała mnie że jak się zarażę to nie jej wina.
Zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi ojciec Bakugo. Częściej jego mama była w domu.

- Dzień dobry, to ty pewnie jesteś [Y/N]. - wesoło i z miłym uśmiechem mnie przywitał. Był kompletnie inny niż matka i jego syn. Był szatynem, nosił okulary a jego uśmiech był nieskazitelnie szczery. - Proszę, wejdź.

- Dzień dobry. - również się uśmiechłam i weszłam do domu.








𝗖𝗵𝗲𝘀𝘀𝗲 𝗰𝗮𝗸𝗲 || boku no hero academiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz