Epilog

862 40 4
                                    


Uniosłam ręce do góry. Nie miałam wyjścia, jeśli nie chciałam mieć strzały w głowie. Wypuściłam broń z prawej dłoni i kopnęłam do przodu. Chwilę później podszedł do mnie kolejny mężczyzna. Spojrzałam na niego. Był wysoki, dobrze zbudowany i miał blond włosy. Ubrany był w zwykłe ubrania. 

— Aida, córeczko — powiedział nieznajomy.

Czułam się dziwnie. Ten człowiek nazwał mnie swoją córką, choć nią nie byłam. Mym ojcem był jakiś podrzędny żołnierz Hydry. Odebrano mu mnie, by wytrenować, abym pomogła Hydrze. Stałam nieruchomo patrząc mu prosto w oczy.

— Kim, do cholery, jest Aida? — Zapytałam.

Mina stojącego mężczyzny spochmurniała. Cieszyłam się z tego. Był moim wrogiem, ale nie celem. Przeszkodą, która stała na drodze do celu, a przeszkody należy eliminować.

— Tak naprawdę nazywasz się Aida Gavranov. Jesteś córką Aliny Gavranov i Stevena Rogersa, znanego jako Kapitan Ameryka. Hydra porwała cię i wytrenowała na swojego żołnierza robiąc po drodze pranie mózgu, abyś nie znała siebie i swojej rodziny, a także tego, co w przeszłości ci zrobiła — usłyszałam.

Nagle obok Rogers pojawił się Zimowy Żołnierz, którego miałam sprowadzić do domu.

— Jesteś zdrajcą, Zimowy Żołnierzu — powiedziałam chłodno — którego kazano mi sprowadzić, aby naprawić — dodałam.

— Hydra to zło w czystej postaci, Aido — powiedział Zimowy Żołnierz — i przeciw niemu trzeba walczyć, a nie pomagać.

— Hydra to dom — odpowiedziałam i potem już zamilkłam.

— Terapia ci pomoże, córeczko. Wszystko wróci do normy — oznajmił Rogers.

Zamilkłam. Nie było sensu już cokolwiek robić. Wszystko przepadło. Hydra nie zdoła mnie uwolnić od tych przebierańców i zdrajcy. Musieliby chyba zaatakować całym oddziałem, by wejść do wieży, a i tak nie dotarliby na poziom więzienny. Nikt by tak nie ryzykował. Kilkanaście minut później znalazłam się w celi za pięciocentymetrową ścianą przykuta do metalowego krzesła. Patrzyłam na tych ludzi, całkowicie nie wiedząc o co im chodzi. Dlaczego nazywali mnie Aidą Gavranov? Dlaczego mówili, że jestem córką Stevena Rogersa?

*   *   *

Minęło zapewne sporo dni, od kiedy zostałam zamknięta w celi. Nie wiem, ile dokładnie. Nie ma tu zegara, ani kalendarza. Poczucie czasu zostało zaburzone, tak samo jak moja psychika. Chaos panujący w mojej głowy porównywałam do wybuchu bomby i śmierci wielu osób. Nie wiedziałam, kim byłam i czym powinnam się kierować. Wszelkie uczucia straciły na wartości i nikt do tej pory nie był w stanie tego zmienić. Widywałam, tylko psychiatrę, Rogersa i doktora Bannera. Szukałam czegoś, by móc ulokować swoją osobowość.

Nie byłam już cudowną, ale lekko szaloną Aidą Gavranov z opowiadań.

Nie byłam także zabójczynią, maszyną do sterowania przez Hydrę.

Byłam... nikim w tym momencie. Człowiekiem, który był, istniał, a zarazem go nie było.

— Jak się dziś czujesz? — Usłyszałam.

Spojrzałam na blondwłosego mężczyznę, który pojawił się w sali. Siedziałam na łóżku nieprzykuta do niczego. Kiedy zorientowali się, że nie stanowię większego zagrożenia przenieśli mnie do typowej sali więziennej, tyle, że z lekkimi udogodnieniami.

— Jak wczoraj — odpowiedziałam cicho. — Mam coraz mniej chęci do wszystkiego.

— Przepraszam — powiedział.

— Dlaczego to codziennie powtarzasz, Steve? Aida dokonała własnych wyborów. Wiem, że była w stanie wydostać się stamtąd — oznajmiłam pewna swego.

— Ty jesteś Aidą. Ty jesteś moją córką — powiedział Rogers.

— Może jestem twoją córką, ale na pewno nie jestem już Aidą — odpowiedziałam. — Nie wiem, kim jestem, Steve. Nie dowiem się, dopóki stąd nie wyjdę.

Oczy mego ojca patrzyły na mnie przepełnione troską i zmęczeniem. Chciałam to zmienić, ale nie znałam go. Z jednej strony był dla mnie obcym człowiekiem, a z drugiej najbliższą osobą i jedyną rodziną. Rogers podszedł do dzielącej nas szyby.

— Wiem — szepnął i wystukał kod otwierający celę. — Chodź Aida.

Wstałam nieufnie z łóżka i przekroczyłam próg pokoiku, w którym spędziłam długi czas. Bez słowa ojciec skierował się do windy, do której następnie wszedł. Zrobiłam to samo. Wzrastał we mnie niepokój. Nie wiedziałam, z jakiego powodu. Przecież on nie zrobi mi żadnej krzywdy. Kilka minut później znalazłam się przed wyjściem z wieży. W prawej dłoni trzymałam średniej wielkości torbę podróżną. Nie znałam jej zawartości i nie pytałam o nią ojca.

— Idź — powiedział z obawą Steve. — Potrzebujesz tego.

— Puszczasz mnie? Fury nie będzie miał nic przeciwko? — Zapytałam z nieukrywanym zaskoczeniem.

— Zostaw go mnie, córeczko — odpowiedział. — Jesteś wolna. Uważaj na siebie i nie wpadaj w kłopoty.

— Dziękuję — szepnęłam.

Niepokój, który czułam tak niedawno, był strachem. Strachem przed wolnością i nieznanym. Miałam pójść i odkryć, kim jestem. Znaleźć siebie i to, co chcę robić. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Wzięłam głęboki oddech. Chłodne, nocne powietrze zapełniło moje płuca, a na twarz wkradł się niewinny i lekki uśmiech. Obejrzałam się i po raz ostatni tej ciemnej nocy spojrzałam na Steve'a.

— Do zobaczenia, tato.



Przepraszam, że tak długo zwlekałam z publikacją epilogu, ale nie wiedziałam, jak to wszystko zakończyć. Cała historia Aidy zaczęła się już trzy lata temu, podczas ferii zimowych jednego roku, gdy byłam chora. Nie sądziłam, że praca, którą głównie napisałam na potrzeby oceny do szkoły, tak bardzo Wam się spodoba. Mam nadzieję, że trafiłam w Wasze serca z zakończeniem.

Wieczorem zapraszam do Dziecko boga: Krew nocy.




Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz