Grałam w niebezpieczną grę. Wiedziałam o tym od samego początku, odkąd zdecydowałam się zacząć ten cały burdel, w jakim się teraz obracałam. Wszyscy mi powtarzali, że mogłam zginąć, ale nikt nie próbował mnie powstrzymać. Nawet mój ojciec zdawał sobie sprawę, że to nie ma sensu, aby próbować mi to wyperswadować. Ja po prostu musiałam to zrobić. Nie było innej opcji. Zemsta może nie jest najlepszym wyjściem, jak mówią ludzie, ale za to najbardziej satysfakcjonującym. Pragnęłam patrzeć jak cała Hydra upada z mojego powodu.
— Znowu się zamyśliłaś.
— Wiem, przepraszam Dominic — powiedziałam cicho.
Potrząsnęłam lekko głową, by odgonić pozostałości przemyśleń sprzed chwili. Było jeszcze wcześnie rano, można rzec, że wręcz noc jeszcze. Słońce nawet jeszcze nie wzeszło.
— Za bardzo skupiasz się na tym — oznajmił chłopak podpierając głowę ręką, by móc spojrzeć mi prosto w twarz. — Będzie dobrze.
— Wiesz, że to najgłupsza rzecz, jaką mogłeś w tej chwili powiedzieć? — zaśmiałam się. Na twarz Dominica wpłynął nieznaczny uśmiech. — Chcę, aby wszystko poszło zgodnie z planem.
— Myślisz, że ja tego nie chcę? — odpowiedział. — Hydra jest na skraju upadku. Ci, u władzy zdają sobie z tego sprawę. Ścigasz ich od dwóch lat, a jesteś bliżej niż ktokolwiek. Więc przestań tyle myśleć w tej swojej główce, Sky.
— Nie potrafię — szepnęłam. — To mnie niszczy odkąd tam trafiłam, Dominic. Robię to, tylko dlatego, aby zaznać spokoju i nie bać się, że mogą zaraz po mnie przyjść.
To była prawda. Okrutna prawda.
Spojrzałam w niebieskie oczy chłopaka. Martwił się mną, co było na swój sposób nawet miłe.
Irytujący dźwięk telefonu rozległ się po sypialni. Westchnęłam cicho i sięgnęłam po niego.
— Mój ojciec dzwoni — powiedziałam, po czym odebrałam. — Halo. Stało się coś? ... Nie, nie obudziłeś, nie mogłam spać. Co jest? ... Rozumiem. Tak, jedźcie na spokojnie. Pojadę z Dominicem sama. Damy sobie radę. ... Tak, spokojnie, tato. Nie martw się. ... Tak, damy wam znać, jak poszło. Idź już, bo polecą bez ciebie. ... Dobrze. Ja również. Pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na szafkę.
— Gdzie oni lecą? Mieliśmy razem ogarnąć tą bazę, co chcieli. Upewniali się jeszcze o północy, że robimy to — zapytał Dominic.
— Gdzieś na Bliskim Wschodzie są jakieś poważne ataki terrorystyczne. Państwa stamtąd poprosiły o pomoc. Fury posłał ich wszystkich — odpowiedziałam. — Damy radę sobie sami. Były gorsze roboty do wykonania.
— A agenci TARCZY? Nie mogą nam pomóc?
— Coś ty się taki leniwy zrobił? Ledwo do Stanów przyjechaliśmy, a już wszystkiego ci się odechciewa — oznajmiłam. — Bierzmy się lepiej do roboty, jak mamy być sami.
Jak tylko to powiedziałam, Dominic z powrotem położył się na poduszce.
— Hej! Wstawaj. Nie ma spania. Było wcześniej o tym myśleć.
Usłyszałam jakieś mruknięcie, a potem wiązankę niecenzuralnych słów pod adresem Fury'ego. Aż uśmiechnęłam się. Ktoś podziela w końcu moje zdanie na temat tego faceta. Odrzuciłam kołdrę i podniosłam się, po czym rozciągnęłam swoje ciało.
***
Mieliśmy zniszczyć bazę znajdującą się pięćdziesiąt dziewięć kilometrów od Nowego Jorku. Nie była największa, ale też nie jakaś mała. Mieściła się w lesie. Pracowało tam około setki osób z dobrym uzbrojeniem. Niby zdanie proste, nie wymagało zbytniego przygotowania, ale instynkt podpowiadał mi, że tym razem nie pójdzie nam tak łatwo. Pod skórą czułam, że coś się wydarzy.
Ubrani w czarne, wygodne ubrania staliśmy w gęstwinie, tak że nikt nas nie widział. Już z daleka zauważyłam, że myliliśmy się, co do stanu liczebności tej bazy. Potrojone straże i zmiany nie pozwalające się wślizgnąć się do budynku. Dziękowałam w duchu, że nie mieli psów. Gdyby było inaczej, nie byłoby fajnie.
— Nie wygląda to zbyt dobrze — powiedział Dominic patrząc na krążących strażników.
— Masz rację. Nie jest dobrze. Zatem plan A odpada. Pamiętasz plan B? — zapytałam cicho, a chłopak potwierdził skinieniem głowy. — Mamy plan i jesteśmy przygotowani. Musimy działać szybko i zaskoczyć ich — odparłam wpatrując się w bramę wejściową. — Po usunięciu strażników i tak będą wiedzieć, że idziemy po nich.
— Kurwa — sapnął Dominic — na pewno pójdzie coś nie tak. Zawsze coś idzie nie tak.
— Możliwe — odpowiedziałam. — Nie zmuszam cię, żebyś tam szedł. Zawsze możesz wrócić do auta i poczekać na mnie.
— Po moim trupie pójdziesz tam sama — prychnął Dominic.
— Zatem załóż maskę i spuść z drona gaz — powiedziałam nakładając maskę.
Nie czułam nic podczas tej akcji. Akcja jakich wiele. Miałam jedynie nadzieję na to, że w końcu znajdę coś bardziej pożyteczniejszego niż dane o innych jednostkach, czy osobach. Chciałam już zakończyć to wszystko. Byłam zmęczona. Zmęczona tym wszystkim. Goniłam za Hydrą, a oni za mną. Traciłam powoli siły na to wszystko. Fizycznie mogłam zrobić każdą rzecz, ale mentalnie już nie. Utrzymywała mnie tylko świadomość, że jeśli to skończę, wszyscy ludzie na świecie wraz ze mną będą mogli odetchnąć wolnością od tej organizacji.
Po otruciu gazem strażników weszliśmy do środka. Na pierwszy rzut oka nie było nikogo. Powolnym krokiem kierowaliśmy się oboje w stronę, gdzie mogła być sala dowodzenia.
— Hej! Wy — usłyszałam nagle.
Wstrzymałam na chwilę oddech. Żołnierz. Nie czekając dłużej odwróciłam się i strzeliłam idealnie między oczy mężczyzny. Ciało runęło na zimną podłogę wydając głuchy łomot, który rozniósł się po korytarzu. Rzuciłam okiem na Dominica i ruchem głowy wskazałam, że idziemy dalej. I tak Hydra już wiedziała o naszej obecności. Nie wiem tylko na co czekali. Przecież powinniśmy być już atakowani przez chmarę agentów. Czyżby chcieli, abyśmy dotarli sami do nich? Nie, to niemożliwe, coś musiało być nie tak.
Mijaliśmy kolejne sale, w których nikogo nie było. Cała jednostka jakby wydawała się opustoszała. Porzucona. Niewielu agentów tutaj zostawili. Zabezpieczenia również nie były wymyślne jak na Hydrę, która dysponowała najnowszymi. Co było nie tak? Zwinęli interes i zostawili tamtych na pozór? Z łatwością dotarliśmy do sali dowodzącej. Ani żywego ducha. Ale nie to było najbardziej zaskakujące.
Cała sala była wypełniona trupami.
![](https://img.wattpad.com/cover/189477623-288-k659713.jpg)
CZYTASZ
Ready For Anything 1,2,3
Fiksi PenggemarCZĘŚĆ 1 Będąc nastolatką nie wiesz, czego się spodziewać od losu. Ja, jak to ujmują dorośli, zeszłam na złą drogę. Po śmierci matki, która była jedną z agentek Hydry, musiałam wiać, by organizacja mnie nie dorwała, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że...