— Adeara, a ty przypadkiem nie powinnaś być gdzie indziej? — Zapytał Michael kompletnie ignorując moje pytanie, bo doskonale wiedział, że była to tylko zaczepka.
— Może powinnam, a może nie. Nie twój biznes, ale jak już jestem w mieście to pomyślałam , że przyjadę zobaczyć, co u takiej łamagi jak ty — oznajmiłam patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Możecie nie uwierzyć, ale jak naprawdę lubię wkurzać tego chłopaka.
— Zobaczymy się na starcie Gavranov — rzekł Barents i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Uuu, po nazwisku. Ta, już się ciebie boję Michael. W końcu nadszedł czas na wyścig. Wsiadłam na swoją maszynę zakładając chustę na twarz. Odpaliłam ją i podjechałam na linię startu. Oprócz mnie były jeszcze cztery osoby, ale ze wszystkich byłam jedyną kobietą. Zresztą na wyścigi przyjeżdża mało dziewczyn. No chyba, że do towarzystwa. Na środek wyszła dziewczyna. Miała około dwudziestu trzech lat i była bardzo, ale to bardzo, skąpo ubrana. W jednej z rąk trzymała typową flagę w czarno - białą kratę.
— Uno! — Zaczęła kobieta.
Spojrzałam na przeciwników. Zresztą, nie ja jedna.
— Dos!
Silniki najróżniejszych ścigaczy groźnie warczały.
— Tres!
Przygotowałam się na start.
— Comenzar! — Wykrzyknęła kobieta i to było to, co na co czekała nasza piątka.
Wszyscy ruszyli. Na początku byłam trochę w tyle, ale nie ostatnia. Sprawnie wyprzedziłam resztę osób, w tym Michaela, który jechał na początku jako pierwszy. Pędziłam przed siebie, by być jako pierwsza. Tuż przed metą jeden z zawodników najechał mi na tylne koło. Przez chwilę straciłam panowanie nad ścigaczem. Gdy je odzyskałam, nieznany mi zawodnik z zasłoniętą twarzą uderzył mnie swoim ścigaczem z boku.
— Co ty wyrabiasz!? — Krzyknęłam do niego, by choć trochę się opanował.
Niestety, na nic zdało się moje krzyczenie. Mężczyzna ponownie uderzył w bok mojego pojazdu. I znowu. I tak kilka razy. Próbowałam odjechać od niego, ale za każdym razem zbliżał się do mnie. Kiedy uderzył po raz kolejny straciłam całkowite panowanie nad ścigaczem. Musiał ten palant coś uszkodzić, gdy wjechał we mnie. Mając zablokowaną kierownicę jechałam na wprost jednej ze ścian opuszczonego hangaru. Nie miałam wyjścia. By przeżyć musiałam zaskoczyć z pojazdu. Poturlałam się po ziemi. Silny ból w okolicach kostki i skroni dał o sobie znać w momencie, gdy zderzyłam się z twardą nawierzchnią. Mój ścigacz uderzył w ścianę i rozbił się. Jęknęłam. Teraz to, tylko złom. Gościu, który mnie zaatakował zapłaci za to. Uwielbiałam jeździć na tym ścigaczu. Dźwignęłam się z ziemi na nogi, ale uważałam na kostkę, która z pewnością była przynajmniej skręcona. Rozejrzałam się. Wybuchło lekkie zamieszanie wśród ludzi, a Ethan jechał już w moją stronę swoim samochodem. Facet, przez którego mój biedny ścigacz jest rozwalony, siedział na swoim pojeździe niedaleko mnie. Ściągnął chustę z twarzy.
— To było ostrzeżenie. Nie szukaj mnie. Hail Hydra — powiedział mężczyzna i odjechał.
Tyle go widziałam. Był tak blisko mnie, a ja nic nie zrobiłam. Miałam go na wyciągnięcie ręki! Dali mi ostrzeżenie, ale czy oni naprawdę myślą, że odpuszczę? Po tylu latach? W życiu. Ten człowiek zniszczył mi życie i zapłaci za to, choćbym miała umrzeć.
— Adeara, wszystko dobrze? Nic ci nie jest? — Zapytał Ethan po tym, jak do mnie dotarł.
— Nic mi nie jest. Do wesela się zagoi. A moja dziecinka nadaje się, tylko na złom — oznajmiłam. — Muszę się rozejrzeć za nowym ściągaczem.
Wsiadłam do samochodu chłopaka i napisałam do Logana, aby ktoś zabrał stąd pojazd.
— Zawieź mnie do domu — powiedziałam do przyjaciela.
Chłopak ruszył, a ja odetchnęłam z widoczną ulgą.
— Co tam się stało? — Zapytał właściciel samochodu.
— Dali mi ostrzeżenie. Ethan, rozumiesz to? Miałam zabójcę mojej matki na wyciągnięcie ręki i nie mogłam nic zrobić! — Wykrzyknęłam.
Było koło drugiej w nocy, kiedy weszłam do swojego mieszkania utykając. Poszłam do łazienki, aby sprawdzić, w jakim stanie jest moja twarz.
— Nie jest źle — szepnęłam sama do siebie, gdy przejrzałam się w lustrze.
Miałam rozwalony łuk brwiowy, z którego nadal sączyła się krew oraz parę zadrapań. Zatamowałam krwawienie i opatrzyłam łuk. Maścią na zadrapania posmarowałam małe ranki. Zdjęłam buty. Na jednej ze stóp zobaczyłam opuchliznę. Westchnęłam. Zapewne tak, jak podejrzewałam, skręcona lub złamana, ale raczej to pierwsze. Posmarowałam kostkę kolejną maścią, przebrałam się w piżamę i położyłam się spać.
Obudziłam się koło siódmej czterdzieści. I tak nie zdążę na pierwszą lekcję. Podobno każda lekcja ma być skrócona o dziesięć minut, a po zakończeniu zajęć, mają się odbyć zapisy na te zawody. Organizują je, tylko dlatego, żeby wybrać sobie nowego członka do tej swojej grupy. Ja nie zamierzam brać w tym udziału i do tego z tą kostką. A co do niej, miała się już trochę lepiej, ale nadal była trochę opuchnięta. Wzięłam jakieś ciuchy z szafy oraz czystą bieliznę, po czym skierowałam się do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę. Odświeżona poszłam do kuchni. Zjadłam najszybsze śniadanie świata, czyli płatki z mlekiem, chwyciłam plecak i wyszłam z mojego gniazdka uprzednio je zamykając. Po dotarciu do szkoły trafiłam akurat na przerwę. Szłam w stronę wejścia głównego z dumnie uniesioną głową. Słyszałam szepty uczniów. Ci zawsze wymyślą coś najbardziej niedorzecznego. Była nawet taka plotka, że spadłam z drzewa. Skierowałam się do szafki, z której wzięłam potrzebne książki na resztę dnia. Po drodze do klasy od matematyki zobaczyłam jednego z tych naszych bohaterów, a dokładniej Starka, który szedł lekko zamyślony, ale zauważył mnie. Zmarszczył brwi na widok mojej twarzy i tego, że utykam. Chyba chciał do mnie podejść, lecz rozbrzmiał dzwonek jego telefonu, który od razu odebrał i poszedł dalej. Weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce. Lekcja się zaczęła, a ja zaczęłam odliczanie do końca tego cudownego dnia.
CZYTASZ
Ready For Anything 1,2,3
FanfictionCZĘŚĆ 1 Będąc nastolatką nie wiesz, czego się spodziewać od losu. Ja, jak to ujmują dorośli, zeszłam na złą drogę. Po śmierci matki, która była jedną z agentek Hydry, musiałam wiać, by organizacja mnie nie dorwała, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że...