Rozdział 16

1.5K 73 5
                                    


— Co tam się stało? — Zapytał Fury, gdy siedziałam ze wszystkimi w sali konferencyjnej po tym, jak już wydobrzałam. — Znaleźliśmy siedem ciał. Dwoje, tylko przeżyło.

Długi czas milczałam. Nadal nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że Ethan nie żyje. Raz wyszłam, tylko z wieży, zanim Fury mnie dorwał. Musiałam poinformować Logana, bo jak robią coś Avengers, to nikt się nie dowie, jeśli tego nie chcą.

— Aida — powiedział surowo Fury. — Wyjaśnij nam to wszystko.

— Ethan — zaczęłam — był dla mnie jak brat. Nauczył mnie wszystkiego. W sumie, on i jeszcze jeden nasz znajomy, przygarnęli mnie, gdy moja matka została zamordowana, a ja trafiłam do Nowego Jorku. Ethan poprosił mnie o pomoc, bo jego dziewczyna została porwana.

— To ta, która siedziała na krześle? — Zapytał Stark.

Pokiwałam lekko głową i kontynuowałam:

— Na miejscu okazało się, że to Michael Barents, znany w półświatku bardziej jako Patio, porwał dziewczynę. Potem okazało się, że Dominic zamordował dziewczynę Patio, ale Patio obwiniał Ethana, bo Dominic tak go zmanipulował, że ten wierzył we wszystko, co tamten mówił. Potem rozpętało się to, co się rozpętało. Skończyło się tak, jak to zastaliście.

— Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? — Zapytał Rogers. — Pomoglibyśmy.

Odbiegłam wzrokiem. Spojrzałam na słońce, które wysoko górowało na niebie. Musiałam załatwić jeszcze tyle spraw...

— Nie wiem — odpowiedziałam cicho. — Naprawdę. Mogę już iść? Muszę jeszcze wpaść do znajomego i ustalić z nim szczegóły pogrzebów.

— Tak, jasne — powiedział szybko mój ojciec.

Wstałam i wyszłam z sali. Z pokoju wzięłam kurtkę i windą zjechałam na parter. Autem pojechałam do Logana. To z nim musiałam ustalić wszystko. Ethan, oprócz swojej dziewczyny i nas nie miał nikogo. Trwało to jakieś dwie godziny. Potem pojechałam do zakładu pogrzebowego. Musiałam podpisać jeszcze papiery. 

Wieczorem odbywały się walki. Nie odwołali ich. Wszyscy, co zginęli nie byli zbyt ważni dla nielegalnego świata. Ale nie dla mnie. Pojawiłam się na tych walkach. Wszyscy byli tym zdziwieni. Chyba myśleli, że będę płakać w łóżku i użalać się. A ja? Ja musiałam odreagować to wszystko mimo, że nie byłam w pełni sił. Najwyżej poddam się w czasie walki, choć to niezbyt do mnie pasowało.

Weszłam na ring przebrana w sportowy strój. Moje dłonie były zawinięte w bandaże ochronne. Spojrzałam na swojego przeciwnika. Był to niejaki Manuel Crayston. Był niewiele wyższy ode mnie, ale za to dobrze zbudowany. Czekaliśmy tylko na to, aż pozwolą nam rozpocząć walkę.

Adrenalina buzowała na ringu. Musiałam w końcu wyrzucić z siebie wszystkie emocje, jakie zebrały się przez ostatnie tygodnie.

Rozbrzmiał dzwonek.

Okrążyliśmy ring nie spuszczając z siebie wzroku. W tym samym czasie ruszyliśmy. Pierwszy cios w bark. Drugi w szczękę. Crayston cofnął się kilka kroków, jednak chwilę później odzyskał równowagę i rezon. Natychmiast przystąpił do ataku.

Wtem usłyszałam, jak ludzie uciekają i wrzeszczą wniebogłosy. Obejrzałam się. To był błąd. Poczułam jak pięść Craystona ląduje na mojej twarzy. Wylądowałam na macie.

— Na ziemię! — Słyszałam.

Dźwignęłam się na nogi. Zobaczyłam policję w towarzystwie mojego biologicznego ojca, który rozglądał się. W końcu jego wzrok padł na ring. Dźwignęłam się na nogi. Oparłam się o liny. Ojciec przeszedł przez salę i podszedł do mnie.

— Wszystko dobrze? — Zapytał.

Otarłam krew z twarzy dłonią. Gnój rozwalił mi łuk brwiowy.

— Wyśmienicie — odpowiedziałam cicho.

— Pokaż to — powiedział ojciec próbując dokładniej przyjrzeć się ranie.

Odrzuciłam jego dłoń.

— I co jeszcze? — Odpowiedziałam. — Po co tu przyszedłeś? Rozwaliłeś mi walkę.

— Nie powinnaś walczyć — oznajmił ojciec.

— Ojciec roku normalnie się znalazł — odpowiedziałam i zeszłam z ringu. — Idę do swojego mieszkania. Zostaw mnie w spokoju.

— Aido — zawołał ojciec. — Zaczekaj.

— Na co, do cholery? — Zapytałam. — Nie znaliśmy się i pozostawmy to w takim stanie, ojcze.

W drodze do wyjścia z budynku zgarnęłam porzuconą bluzę i włożyłam ją na siebie. Ostatni raz spojrzałam na ojca i wyszłam. Skierowałam się do mieszkania. Było ono dość daleko, ale przyda mi się spacer. Schowałam dłonie do kieszeni, by ludzie nie widzieli moich bandaży ochronnych na dłoniach. Muszę je w mieszkaniu zdjąć.

***

Dzisiaj są pogrzeb Ethana i jego dziewczyny. Razem z Loganem zdecydowaliśmy, że pochowamy ich obok siebie. Na ceremonii zjawiło się parę osób z półświatka. Gdzieś w oddali  zauważyłam też mojego ojca. Nie wiem, po co tu się zjawił. Nie znał Ethana, ani dziewczyny.

Godzinę później było już po wszystkim. Zaprosiłam Logana do siebie na obiad. Żadne z nas nie chciało być teraz samo.

— Co teraz zrobisz? — Zapytał, gdy nakładałam jedzenie na talerz.

— Dobre pytanie — odpowiedziałam. — Mogłabym dalej kontynuować poszukiwania Zimowego, ale to bezsensu, bo ojciec będzie śledził mój każdy krok. Wstąpienie do nich też mnie nie interesuje. Dotąd miałam przecież tylko jeden cel.

— Nie możesz pogodzić się z ojcem? Nie musisz od razu go kochać — powiedział Logan.

— Już to zrobiłam, ale on usilnie chce, żebym była blisko niego. Nie rozumie, że wolę żyć tak, jak żyłam, zanim się spotkaliśmy — odpowiedziałam.

— To lepiej wymyśl coś — rzucił mężczyzna.

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz