Rozdział 11

1.9K 86 1
                                    


Jeździłam ulicami miasta. Przestrzegałam nawet głupich przepisów drogowych! Ciągle myślałam o tym, co zaszło w wieży. Wdowa zepsuła mój plan na całej linii. Wątpię, że cokolwiek teraz zrobię. Będą mnie śledzić. Nie pozwolą na zemstę. Szczególnie Kapitan. Przecież to jego przyjaciela ścigam od dawna! Pokręciłam lekko głową i zaśmiałam się głupio. Przecież to moja wina. Sama dałam się wrobić. Po co ja im pomogłam? Dlaczego zachowywałam się tak arogancko wobec nich w szkole? Gdybym robiła to, co zwykły uczeń, czyli wpatrywała się w nich jak w obrazek chłonąc każdą ich opowieść o ich pracy, to mogę się założyć, że do tego wszystkiego, by nie doszło.

Wróciłam do domu. Nadal nie potrafiłam się uspokoić. Wypiłam szklankę melisy siedząc przed telewizorem i oglądając jakieś niezbyt interesujące seriale. To nadal nie pomogło. Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Wyłączyłam grające pudło i poszłam do drzwi. Na początku myślałam, że to Kapitan, ale myliłam się. Otwierając drzwi nie sądziłam, że popełnię błąd. Ale skąd miałam wiedzieć, że ten podły człowiek posunie się do czegoś takiego?

— Pani Natalia Alexandrova? — Zapytał jeden z nich.

— O co chodzi? — Zapytałam.

— Sierżant David Milon oraz sierżant Logan Swift. Otrzymaliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa — oznajmił drugi policjant.

— W jakiej sprawie? — Zapytałam.

— Jest pani podejrzana o udział w nielegalnych wyścigach. Pojedzie pani z nami na komisariat w celu wyjaśnienia sprawy — oznajmił sierżant Milon.

— Czy to konieczne? — Zapytałam.

Chciałam uniknąć kolejnej wizyty na komisariacie. Choć wiem, że to prawda, że biorę udział w wyścigach, to przez tego idiotę, który na mnie nakapował zaraz wyląduję w pace. W moim świecie donoszenie na policję równa się ze zdradą, a zdrada oznacza dostanie w mordę od reszty, jeśli nie coś gorszego.

— Tak. Jeśli podejrzenia okażą się bezpodstawne, wypuścimy panią. Nie ma się pani czego bać. Chyba, że ma pani coś do ukrycia — powiedział sierżant Milon.

— Oczywiście. Wezmę tylko telefon i możemy jechać — powiedziałam.

Dobre. Dali się nabrać. Mimo, że mieszkam na pierwszym piętrze, to wcale nie jest tak wysoko. Może z trzy metry w dół będzie. W zawrotnym tempie otworzyłam okno i nie oglądając się za siebie skoczyłam. Upadłam na ziemię i poturlałam się po niej. Podniosłam się z ziemi i zaczęłam biec. Nie trwało to jednak długo. Policjanci chyba domyślili się, co chciałam zrobić, bo wybiegli z klatki i zaczęli krzyczeć.

— Stój! — Krzyknął jeden z nich.

Nagle usłyszałam, jak jeden policjant wykonuje strzał ostrzegawczy. Zabiję go. Przysięgam, że zamorduję tego gnoja własnymi rękoma, jak wyjdę z komisariatu. Zatrzymałam się i klęknęłam zakładając ręce za głowę. Chwilę później zostałam skuta kajdankami i zaprowadzona do radiowozu.

~ Na komisariacie ~

Nie pisnęłam żadnego słówka. Siedząc na krześle przyglądałam się policjantom, którzy mnie zatrzymali i przy okazji przesłuchiwali.

— Nic nie powiesz? Za udział w nielegalnych wyścigach grozi ci parę ładnych lat, a do tego prokurator postawi ci zarzut posiadania nielegalnej broni — oznajmił sierżant Milon.

Tak... tego też się dowiedzieli, ale nadal nic nie powiedziałam. Wiem, kto może mnie stąd wyciągnąć i to bez żadnych konsekwencji.

— Mam prawo do wykonania jednego telefonu. Chcę z niego skorzystać — powiedziałam siedząc ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.

Policjant westchnął. Podał mi telefon stacjonarny i wyszedł razem z swoim kolegą. Wzięłam do ręki słuchawkę i wybrałam numer do Ethana.

— Halo?

— Ethan, tu Natalia. Musisz mi pomóc. Patio wkopał mnie w niezłe bagno. Jestem na komisariacie — powiedziałam.

— Co za gnojek. Chciał się ciebie pozbyć. To oczywiste — powiedział Ethan.

— Spokojnie, już ja sama się z nim policzę. Zadzwoń pod ten numer *** *** *** i powiedz, gdzie jestem i jeśli mnie stąd nie wyciągnie to niczego się nie dowie. I weź podstaw mi moje auto pod to miejsce niedaleko komisariatu — powiedziałam.

— Do kogo będę dzwonić? — Zapytał Ethan.

— Do mojego ojca. Zadzwoń po prostu i podstaw samochód. Później ci wszystko wyjaśnię — powiedziałam.

— Niech ci będzie — odpowiedział Ethan i rozłączył się.

~ Godzinę później ~

Widząc, jak policjant idzie razem z nim wstałam z twardego siedzenia w areszcie. Glina otworzył kraty, a ja wyszłam spoglądając na mojego ojca, który był chyba trochę zbity z tropu, że kazałam mu po mnie przyjechać.

— Jesteś wolna. Prokuratura nie postawi ci żadnych zarzutów, ale będziemy cię mieć na oku — powiedział do mnie. — Niech pan jej pilnuje — zwrócił się do mojego ojca.

Prychnęłam pod nosem. Doskonale wiedziałam, że on nie zdoła mnie upilnować. Na chwilę obecną, był mi tylko potrzebny do tego, żeby wyciągnął mnie z aresztu bez żadnych konsekwencji. No, bo kto, sprzeciwi się Kapitanowi Ameryce? No, nikt. Ojciec podpisał jeszcze, tylko jakieś papiery i byłam wolna. Oboje wyszliśmy z komisariatu. Nawet nie zamieniliśmy ani jednego słowa. I dobrze. Zarzuciłam kaptur od bluzy na głowę. Nie patrząc na niego powiedziałam:

— Chodź.

Ruszyłam w stronę, gdzie Ethan miał podstawić moje auto. Stało tam. W tej okolicy, każdy wiedział, że jeśli uszkodzi byle jakiego Chevroleta Camaro, to będzie miał poważne kłopoty. Wyjęłam kluczyki od samochodu, które były schowane pod błotnikiem. Otworzyłam auto i kazałam ojcu wsiąść, jeśli chce się czegoś dowiedzieć. Było już ciemno. Wiem, że mój ojciec nie jest niczemu winien, bo nie miał o mnie zielonego pojęcia, ale jednak miałam do niego jakiś żal.

— Potrafisz prowadzić? — Zapytał lekko zdziwiony ojciec.

Powaga? On tak na serio? Przyjechałam autem do Stark Tower i z niego wyjechałam autem, a on jest zdziwiony, że potrafię prowadzić samochód? Prychnęłam pod nosem, co było wystarczającym potwierdzeniem na jego pytanie. 

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz