Rozdział 20 cz. II

1K 57 15
                                    


Aida

Stałam pod ścianą wpatrując się w chodzącego w tą i z powrotem generała. Wydawał się być bardzo zdenerwowany, choć nie wiem dlaczego. Misja przebiegła gładko i bez większych problemów. Avengers mieli mnie zobaczyć na kamerze, zobaczyli. Dowództwo chciało mojego pojedynku z nimi, dostali go. A jednak nadal coś im nie pasowało.

— Poznałaś kogoś z nich? — Zapytał generał momentalnie spoglądając mi prosto w oczy.

— W jakim sensie, generale? — Zapytałam.

Nie byłam pewna, o co im dokładnie chodzi, a nie chciałam popełnić żadnego błędu.

— Jakbyś znała kogoś z nich wcześniej? Spotkała kogoś z nich? — Doprecyzował mężczyzna.

— Nie — odpowiedziałam krótko zgodnie z prawdą.

Hopkins kiwnął jedynie głową i zasiadł za swoim wielkim, masywnym biurkiem.

— Jest wśród nich zdrajca — oznajmił. — Był naszym najlepszym żołnierzem, dopóki nie przystał do wrogów.

— Rozumiem. Mam go zabić? — Zapytałam.

— Nie, sprowadzić go do nas z powrotem, by Hydra stała się najpotężniejsza — odpowiedział generał.

— Kiedy i w jaki sposób mam to wykonać, generale? — Zapytałam będąc gotowa wyjechać nawet zaraz.

— Za kilka dni. Sposób sobie wybierz, tylko nie zabijaj. Sprowadź żywego — powiedział Hopkins. — Uważaj na Steve'a Rogersa, Kapitana Amerykę.

— Zrozumiałam. W razie konieczności, zabić?

Musiałam wiedzieć wszystko. Hydra musiała być ze mnie dumna. Pragnęłam zrobić wszystko by byli zadowoleni. Generał nie odpowiadał już dłuższy czas.

— Generale? — Powtórzyłam.

— Zabij — powiedział krótko.

— Przyjęłam. Wyruszam natychmiast — odpowiedziałam.

Jeśli żadna akcja nie była wcześniej zaplanowana, to najlepiej było ją wykonać od razu. Szybko i bez zbędnych problemów. Tak, aby wszyscy byli zadowoleni.

W przydzielonym pokoju przygotowywałam się właśnie do misji zleconej zaledwie godzinie wcześniej. W drodze do Nowego Jorku, w samolocie, miałam otrzymać informacje dotyczące aktualnego miejsca pobytu Zimowego Żołnierza. Nie rozumiem, dlaczego zdradził nas, zawdzięczamy Hydrze życie i dom, a on przeszedł na stronę naszego wroga.

Cierpliwie obserwowałam siedzibę główną Avengers z dachu budynku, który znajdował się w niewielkiej odległości od niej. Zbliżał się wieczór. Z tego, co mi przekazano, Zimowy Żołnierz miał gdzieś dzisiaj wyjść z wieży razem z Kapitanem Ameryką. Nie wiedziałam jednak, jaki jest ich cel. Nie było to jakoś wielką przeszkodą, tylko nie lubiłam czegoś nie wiedzieć. Godzinę później pojawili się. W mgnieniu oka zeszłam na dół z dachu. Trzymałam się od nich w pewnej odległości, ale tak, żeby nie spuścić ich z oczu. Kierowali się w stronę Central Parku.

Po co tam szli? Zresztą nie mój interes. Miałam tylko wykonać zadanie.

Zrobiło się już całkowicie ciemno na ulicach miasta. Jednym źródłem światła w parku były rozstawione co cztery metry lampy. Tutaj będzie łatwiej się ukryć i zdecydowanie lepiej ich obserwować. Nic nie mówili. Szli w ciszy jakby... wyszli tylko na spacer. Tylko.

Coś zaczęło mi nie pasować. Powiedzieli mi, jak oni się zachowują, a takie zachowanie do nich w każdym razie nie pasuje. Powoli wycofywałam się. Kiedy straciłam ich już z oczu, chciałam zawiadomić generała o przerwaniu akcji i odłożeniu jej, ale nie mogłam się z nimi skontaktować. Wszystkie urządzenia padły. Ot tak. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do miejsca zbiórki. Przy wyjściu z parku napotkałam niemiłą niespodziankę. Grot strzały należącej do Hawakeye'a przystawiony był do skroni mojej głowy.

— Rusz się tylko, a strzelę ci w łeb.

Długo wyczekiwany, ale mam nadzieję, że się podoba. Przyznam Wam szczerze, że nie mam już zbytnio weny na ciągnięcie dalej tej opowieści, więc następny rozdział będzie już epilogiem.

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz