Słońca prawie już nie było widać. Niemal pochłonięte przez szare chmury Aldercrest. Byłam na wzgórzu, gdzie stała stara stodoła, w której niegdyś mieszkały podobno zwierzęta. Tak przynajmniej mówili wszystkim przybyszom mieszkańcy tej miejscowości. Kłamali. I to jak. Kłamali, bo bali się, że skończą jak ci, co zakończyli swoje życie w tej stodole przez Hydrę. Rozumiałam ich po części. Ale tylko po części. Jak to mówią, w kupie siła, prawda? Mogli zareagować i nie doszłoby tu do tylu zabójstw. Hydra nie odważyłaby się wybić całego miasteczka. Nie byli aż tak głupi.
— Sky, wystarczy już, oddamy tego człowieka Tarczy. Oni dokończą przesłuchanie — powiedziała Romanoff.
Spojrzałam na nią i na Dominica. Twarz Romanoff była obojętna, jednak w jej niezachwianych niczym oczach widziałam, że martwiła się i w pewien sposób nie podobało jej się to, jak działałam. Natomiast Dominic... starał się zachować powagę, ale niezbyt mu to wychodziło. Zmuszono mnie, abym wszędzie ich zabierała. Nie chciano, abym robiła wszystko samotnie. Fury chciał wszystko wiedzieć. Znać każdy mój ruch w sprawie Hydry. Ale mi było to strasznie nie na rękę. Zgodziłam się przecież raportować wszystko. Ale wiedzieć, a widzieć to nie to samo dla nich, więc niech teraz chociaż mi nie przeszkadzają.
— Nie — rzuciłam krótko.
Podeszłam do podwieszonego za ręce mężczyzny. To był jeden z wyższych poruczników Hydry. Po długich poszukiwaniach i wielu misjach w końcu dotrwałam jednego z nich tak, aby jego organizacja o tym nie wiedziała.
— Wyjdźcie na zewnątrz — powiedziałam, wpatrując się w przerażone, zapłynięte krwią oczy mężczyzny.
Wiedział, co go czeka.
— Sky... — zaczął ostrożnie Dominic.
— Albo zostańcie. To już wasz wybór. Lecz nie obiecuję, że spodoba wam się to, co zaraz zobaczycie — odpowiedziałam obojętnym głosem. — Albo czy przeżyjecie. Może być trochę gorąco — dodałam z szaleńczym uśmiechem wciąż głęboko wpatrując się w jego oczy, których przerażenie wezbrało na sile.
Słyszałam delikatny szmer odgłosów dobiegających z zewnątrz. Powoli zaczynało się robić coraz ciemniej. Może nie była to odpowiednia pora na to, co zamierzam, ale czy kiedykolwiek nastąpiłaby, gdybym tego nie zrobiła teraz? Przecież on i tak nam nic nie powie. Żołnierze Hydry byli wyćwiczeni w torturach, nie tylko w ich zadawaniu, ale i przyjmowaniu.
— Pamiętasz? — zapytałam mówiąc po rosyjsku. — Jak mnie uczyłeś kodeksu? Myśleliście, że macie mnie pod kontrolą. Może tak było, ale nie we wszystkich kwestiach. Więc powtórzymy teraz jedną lekcję, która szczególnie przypadła mi do gustu. Wiesz która?
Niezdarnie pokręcił głową. Uderzyłam go w twarz.
— Mów do mnie. To słowa mają siłę, nie gesty.
— Nie — odpowiedział cicho.
— Prawo czwarte. Zabij albo zostań zabity — odpowiedziałam, po czym z kieszeni skórzanej kurtki wyjęłam zapalniczkę. — To będzie pierwsze i ostatnie poważne ostrzeżenie dla Hydry. Idę po nich.
W chwili, gdy tylko pojawił się nikły płomień upuściłam zapalniczkę. Wyschnięta prawie na wiór słoma w kilka sekund zajęła się ogniem rozprzestrzeniając się dramatycznie szybko. Rzuciłam ostatni uśmiech w stronę Tichona, po czym zdecydowanym krokiem wycofałam się z płonącej stodoły.
— Teraz możecie robić, co tylko chcecie — rzuciłam wymijając Dominica i Romanoff.
Stodoła już po kilku krótkich chwilach płonęła tak jasno, że ciemność schowała się głębiej w pobliski las. Widziałam, jak małe światełka zapalały się w domostwach w wiosce. Wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk, a silnik zaryczał głośno. Spojrzałam w ciemne, zaniepokojone oczy Dominica. Wrzuciłam wsteczny bieg i wycofałam, po czym zjechałam ze wzgórza powoli przejeżdżając przez wieś i patrząc na niespokojne twarze mieszkańców, którzy wyszli na zewnętrz.
Nie przejmowałam się ich spojrzeniami. Widziałam strach i wściekłość, ale żadna z tych emocji nie miała już dla mnie znaczenia. W końcu dotarłam do głównej drogi i nacisnęłam na gaz, zostawiając Aldercrest za sobą. Romanoff i Dominic jechali tuż za mną w swoim samochodzie, nie próbując się ze mną kontaktować. Wiedzieli, że potrzebowałam chwili dla siebie. Wiedzieli, że ta chwila mogła zadecydować o wszystkim.
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do bazy. Zaparkowałam samochód i wysiadłam, nie czekając na nich. Wysoka, stalowa brama otworzyła się automatycznie, a ja weszłam do środka, mijając zdezorientowanych strażników. Fury już czekał w swoim biurze, a na jego twarzy malował się wyraz mieszanki złości i zawodu.
— Sky, co ty wyprawiasz? — jego głos był chłodny i stanowczy.
— Zrobiłam to, co musiałam zrobić, Fury. Hydra musi zrozumieć, że jesteśmy zdeterminowani. Że nie odpuścimy — odpowiedziałam równie chłodno, patrząc mu prosto w oczy.
— Tego człowieka mieliśmy przesłuchać. Miał informacje, które mogłyby nas doprowadzić do samego serca Hydry! — jego głos podniósł się o oktawę.
— Nie miał nic, czego byśmy już nie wiedzieli. To był tylko pionek. Zresztą, gdybyśmy go zatrzymali, Hydra i tak by się o tym dowiedziała. A teraz wiedzą tylko, że ich ludzie znikają bez śladu. Zaczynają się bać — odparłam z determinacją.
Fury wziął głęboki oddech, starając się opanować emocje. Wiedziałam, że jest zły, ale wiedziałam też, że rozumiał moją logikę. Hydra była nieprzewidywalna i bezwzględna. Nasza walka musiała być równie bezwzględna.
— Sky, musisz pamiętać, że działasz dla dobra zespołu. Nie możesz podejmować takich decyzji sama — powiedział w końcu, już spokojniej.
— Rozumiem, ale czasami trzeba podjąć ryzyko. I to było jedno z tych momentów — odpowiedziałam.
Fury milczał przez chwilę, a potem skinął głową.
— Dobrze, ale od teraz musisz działać z zespołem. Bez wyjątków — powiedział, kończąc rozmowę.
Wyszłam z biura, czując ciężar odpowiedzialności, ale jednocześnie pewna, że podjęłam właściwą decyzję. Romanoff i Dominic czekali na korytarzu zapewne chcąc uzyskać jakieś informacje. Ja jednak rzuciłam im przelotne spojrzenie i z wysoko uniesioną głową minęłam ich. Musiałam przemyśleć, co zrobię dalej. Kolejny krok musiał być precyzyjnie zaplanowany, a zarazem być niespodzianką. Było wiele powodów dla których nie wahałam się działać sama w wielu sprawach.
CZYTASZ
Ready For Anything 1,2,3
FanfictionCZĘŚĆ 1 Będąc nastolatką nie wiesz, czego się spodziewać od losu. Ja, jak to ujmują dorośli, zeszłam na złą drogę. Po śmierci matki, która była jedną z agentek Hydry, musiałam wiać, by organizacja mnie nie dorwała, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że...