Rozdział 6

3.9K 192 33
                                    


Po zakończonych lekcjach większość uczniów biegła w stronę sali, w której będą prowadzone zapisy. Z ciekawości zdecydowałam, że pójdę zobaczyć, jakie konkurencje wymyślili Avengersi. Kolejka była dość długa, ale ja, mając ją zupełnie gdzieś, weszłam do klasy w akompaniamencie słów takich, jak, że mam się nie wpychać, bo każdy chce się zapisać. Sala nie była jakoś specjalnie urządzona.

Ławki stały tak, jak je ustawiłam, a oprócz tego, Avengersi rozstawili na nich plansze z opisami konkurencji, które, jak dla mnie nie były zbyt ciężkie do przejścia, ale jak kto woli. Strzelanie z łuku i kuszy, tor przeszkód, walka wręcz, test wiedzy, konstrukcja urządzenia elektronicznego (oczywiście, że to konkurencja stworzona przez Starka, bo jakżeby inaczej), test siły, wspinaczka, zręczność, wyścig, prowadzenie pojazdu dwukołowego (tylko dla posiadaczy prawa jazdy na motocykle), a na koniec, pierwsza pomoc.

Wszędzie kręcili się przebierańcy, ale nie wszyscy. Brakowało Wandy, Visiona i Thora. Ciekawe, gdzie są. Thora było mi najgorzej wyprowadzić z równowagi, więc miałam z nim więcej zabawy. A Wandy i Visiona jakoś nawet nie było w szkole. Może Fury nie pozwolił im tu przychodzić? Nie wiem, zresztą nie ważne.

— Weźmiesz udział, wyprowadzaczko z równowagi? — Zapytał Barton.

— Nie, a co aż tak będzie panu brakować mojej obecności? — Odpowiedziałam.

— Ani trochę — odpowiedział mężczyzna. — Co ci się stało? No wiesz, twarz i noga. Kulejesz dzisiaj.

— Mały wypadek przy pracy domowej — skłamałam. — Muszę iść. Miłego użerania się ze społecznością tej budy.

Obróciłam się i wyszłam z klasy. Schowałam kilka zeszytów i podręczników do szafki. Powolnym krokiem wróciłam do domu. Gdy weszłam do mieszkania poszłam do pokoju, w którym mam wszystkie informacje na temat Zimowego Żołnierza. Zapisałam na kartce to, co wydarzyło się w nocy i doczepiłam na ścianę, na której mam taką jakby mapę myśli dotyczącą Zimowego. Było tego wszystkiego całkiem sporo, ale co się dziwić, ścigam go już bardzo długo. Z pewnością wiem więcej niż T.A.R.C.Z.A.. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Wzięłam to, co potrzebowałam i skierowałam się do salonu, aby pooglądać telewizję i przejrzeć Internet w celu zobaczenia, czy nie ma nowych informacji na temat Zimowego. Około godziny siedemnastej, zawiedziona tym, że nic nie znalazłam, postanowiłam, że odrobię lekcje i pójdę spać.

Następnego dnia, gdy wstałam i załatwiłam w łazience poranną toaletę, zobaczyłam, że po rozwalonym łuku brwiowym nie ma już śladu. Przebrałam się w jakieś wygodne ubrania i ruszyłam w stronę budynku, zwanego przez większość ludzi, szkołą.

Tam działo się dosłownie piekło. Ludzie normalnie rzucali się na tablicę, na której wisiała z pewnością lista zakwalifikowanych do zawodów. Gdy zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję, a uczniowie ze smutkiem odeszli od tablicy, ja na spokojnie podeszłam do niej i sprawdziłam, jacy idioci dostali się na to. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy na tej liście idiotów, zobaczyłam swoje nazwisko i imię. Mając gdzieś to, że powinnam być teraz na lekcji języka niemieckiego, udałam się do klasy, w której urzędowali Avengersi. Nie bawiąc się w żadne pukanie weszłam do środka. Byli tam. Co do jednego, prócz Wandy i Visiona.

— Nie nauczyli cię pukać zanim wejdziesz gdzieś, młoda panno? — Zapytał Stark.

— A was nie nauczyli, że nie wolno wpisywać kogoś na listę bez jego zgody? — Odpowiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Nie mieliście prawa tego robić.

Cały czas patrzyłam na nich. Jedynie na twarzy Kapitana Ameryki pojawiło się zmieszanie, ale zaraz potem zastąpił je obojętnością.

— Po prostu weź udział. Przekonałam się, co do twoich umiejętności. W małym stopniu, ale zawsze coś. Z pewnością potrafisz więcej — powiedziała Romanoff. — Co ci szkodzi?

— Może inni są głupi, bo nie widzą, jak bardzo jesteście wyrachowani, ale nie ja. Nie jestem głupia i wiem, co się dzieje — powiedziałam. — Wy po prostu szukacie kolejnej ofiary do swojej grupy przebierańców.

— Nie będziemy owijać w bawełnę. Jesteś inteligentna, ale tą informację musisz skądś mieć. Więc, skąd o tym wiesz? — Zapytał Barton.

— Znikąd. Domyśliłam się — odpowiedziałam, chociaż wszyscy dobrze wiemy, że kłamię. — To nie było takie trudne. Wy bez powodu między zwykłymi ludźmi się nie pojawiacie. Jeśli już tak gadamy, to, po co to robicie?

— To pilnie strzeżona informacja — powiedział Thor.

— Powtarzacie się, ale ok, ja sobie idę i nie myślcie, że wezmę udział w waszym przedstawieniu — oznajmiłam i pokuśtykałam do wyjścia.

Przez resztę dnia w szkole członkowie tej bandy posyłali mi dziwaczne spojrzenia. Kto się ze mną założy o stówkę, że już sprawdzili o mnie wszystko w tych swoich bazach? Niestety, nie znajdą tam prawdziwych informacji. We wszystkich bazach widnieję jako Natalia Alina Alexandrova. Mam osiemnaście lat. Ojciec nieznany. Matka również, zostawiła mnie pod domem dziecka zaraz po urodzeniu. Trochę smutna historia, ale mnie tam wszystko jedno, co pisze w tych ich bazach.

Dopóki moja noga się nie zagoi, nie mogę iść na wyścigi, walki, czy choćby głupi trening, więc po szkole poszłam od razu do domu. Po wejściu do mieszkania rzuciłam plecak na podłogę i podążyłam do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Musiałam się odstresować po dzisiejszych wydarzeniach w szkole. Co, jak co, ale wolałabym nie mieć za dużo wspólnego z tą bandą. Moim celem jest, tylko Barnes. Siedząc z herbatą przy oknie zobaczyłam, jak na podwórze wjeżdża dość drogie auto. Ani to Ethana, ani żadne, które widziałam w tej okolicy. Samochód zaparkował, ale nikt nie wysiadł. Westchnęłam. Odstawiłam kubek na stolik i wyszłam z mieszkania. Zapukałam w szybę samochodu, która po chwili się otworzyła. Schyliłam się, żeby zobaczyć ludzi w środku.

— Marni z was detektywi — powiedziałam. — Następnym razem bardziej obczajcie okolicę, w którą jedziecie.

— Skąd wiedziałaś, że to my? — Zapytał mężczyzna.

— Po dzisiejszym dniu było się łatwo domyślić, że to wy — odpowiedziałam. — A tak po za tym, zobaczyłam auto z okna mojego mieszkania. Po co tu przyjechaliście? Żeby mnie obserwować?

— Mniej więcej — powiedziała kobieta siedząca na miejscu pasażera.

— Dam wam radę. Ludzie z tej okolicy, nie za bardzo was lubią, więc jeśli życie wam miłe, to odjedźcie stąd, czym prędzej — rzekłam i wróciłam do mieszkania.

Oni naprawdę są głupi. Jestem ciekawa, co wymyślą następnym razem.

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz