2.13.

289 22 0
                                        


Dotarliśmy na miejsce godzinę później. Zatrzymałam się w dość sporej odległości, ale na tyle by dobrze widzieć obiekt. To, co tam zastałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. To nie był jakiś jeden magazyn, to było cholerne sześć gigantycznych magazynów z logiem jakiejś cholernej firmy kurierskiej. Wszystko było otoczone cholernym metalowym płotem z drutem kolczastym. Był tylko jeden wjazd, przy którym stało czterech strażników. Cały teren był pewnie monitorowany przez kilkadziesiąt kamer, a w środku przez setki. Przynajmniej nie byli tacy głupi i nikt po głównym placu nie kręcił się z bronią na wierzchu.

Przełknęłam ślinę. Byłam zszokowana wielkością tej bazy utworzonej tuż pod naszym nosem. Dlaczego TARCZA nie zauważyła, że dzieje się tu coś podejrzanego?

— Musimy uciekać — powiedziałam do Dominica, który siedział jak wryty w fotel samochodowy.

Automatycznie wrzuciłam wsteczny bieg. Obróciłam się i z piskiem opon odjechałam stamtąd. To był bardzo zły pomysł, aby jechać za Blackiem i Turnerem. Bardzo zły pomysł. Na pewno nas zauważyli. A jak nie, to znajdą lokalizatory pod wozami.

— Nie rozumiem — wydusił z siebie dopiero po pięciu minutach Craven.

— I nie zrozumiesz — powiedziałam. — Nawet nie masz pojęcia w co się wpakowałeś. To, co widziałeś, to była jedna z baz Hydry, którą tworzy się tylko po to, aby przejąć całe miasto.

— Całe miasto?

Westchnęłam.

— Całe miasto — potwierdziłam. — Słuchaj Dominic, oboje wiemy, że to nie są już przelewki. Nie pójdziesz i nie zabijesz jednej osoby, po czym dostaniesz to, co chcesz, tylko tu chodzi o przeprowadzenie zaplanowanego ataku w każdym szczególe z masowym zabójstwem w tle — powiedziałam. — Ja... nie chcę cię na to narażać.

Powiedziałam to. Matko, ja naprawdę w tej chwili bałam się o jego życie po tym, co mi zrobił.

— Nie dopuszczę do tego — odparłam. — Ethan był twoim bratem. Pomimo tego, co was dzieliło, nie chciałby abyś wpakował się po same uszy w takie gówno, a potem zginął.

— Ale... — zaczął chłopak.

— Nie ma żadnego ale — wtrąciłam. — Pojedziesz ze mną w tej chwili do Stark Tower i powiesz Avengers wszystko, co wiesz, a potem wyjedziesz najlepiej do Środkowej Europy i zaszyjesz się tak, żeby nikt cię nie znalazł. W przeciwnym razie zamknę cię w więzieniu, które jest w wieży.

Dominic nie zaprzeczył. Wiedział doskonale, że to nie jest na jego barki, nie poradziłby sobie z tym. Tak, może był psychopatą, który zamordował własnego brata, ale nie takim psychopatą, który dałby radę czemuś takiemu.

Droga do wieży minęła nam w nerwowej cichej atmosferze. Zwykła cisza przed burzą. Choć to będzie bardziej przypominać wszelkie kataklizmy skumulowane w jednym miejscu.

***

W budynku nie było już za wiele osób. Po holu kręciło się siedem osób, a przy recepcji siedziała sekretarka, która przychodziła na nocną zmianę. Poprowadziłam Dominica do windy i nacisnęłam guzik z numerem piętra, na którym mieścił się salon. To zapewne tam siedzą Avengers, bo żadne zebranie nie było zwoływane.

— Jarvis, powiedz Fury'emu, aby przyszedł do salonu — powiedziałam.

— Do kogo ty gadasz? Nikogo poza nami tu nie ma — zapytał Dominic.

Westchnęłam. Uwielbiam to tłumaczyć.

— Do sztucznej inteligencji o imieniu Jarvis, którą stworzył Stark — odpowiedziałam.

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz