3.2.

174 8 1
                                        


Dzień nie rozpoczął się tak, jakbym tego chciała. Zaczęło się całkiem niewinnie. Naprawdę. To wszystko przez tego cholernego nieproszonego gościa, którego mam ochotę zamordować w każdy możliwy sposób, jaki do tej pory tylko poznałam. Ledwo przyjechał, a już zaczął się rządzić w moim mieszkaniu. Moim! Nie jego! Od samego rana sprawia, że moje ciśnienie skoczyło chyba do dwieście.

— Co się tak gorączkujesz? Przecież nic takiego nie robię — oznajmił.

— Nic?! Ty nic takiego nie robisz?! — wrzasnęłam do niego patrząc z wściekłością. — Dominic, do jasnej cholery, rozstawiłeś się tutaj z całym sprzętem, jakby to był apartament! A wciąż coś przynosisz z auta. Nie zapytałeś mnie nawet o zgodę, by to wszystko tu przynieść! Poprzestawiałeś mi prawie każdy mebel w salonie.

— A gdzie niby miałbym to rozstawić, co? Dzięki temu sprzętowi dostarczam nam potrzebne informacje, z których ty najwięcej korzystasz. Schowaj swoje nerwy do kieszeni i nie dramatyzuj już tak — odpowiedział.

Dlaczego on musi zachowywać taki spokój? To jest wkurzające. Ale dobra, ma rację, przyznaję to bardzo niechętnie.

— Zapytaj się, proszę, następnym razem, okej? To, że razem pracujemy i dużo wspólnie przeszliśmy, nie oznacza, że możesz robić, co chcesz w moim mieszkaniu.

Mężczyzna wziął głęboki wdech. Widziałam po nim, że miał ochotę jeszcze coś dodać, ale ostatecznie nie zrobił tego. Rozejrzałam się po moim biednym salonie. Cały był zastawiony sprzętem Dominica. Moja kanapa, z którą miałam tak wiele miłych i niemiłych wspomnień, stała teraz pod ścianą, a stoliku kawowym stały teraz trzy laptopy. Po drugiej stronie stało pięć pudeł z elektroniką, częściami i wieloma innymi nieznanymi mi rzeczami. Westchnęłam cicho i przeczesałam dłonią włosy.

— Dobra, rób tutaj, co chcesz, tylko nie zepsuj mi niczego. Lubię to mieszkanie — oznajmiłam. Twarz Dominica od razu rozpromieniła się. Lubił to, co robił. W pewnym sensie zaczynał przypominać mi trochę Tony'ego, który tak samo uwielbiał bawić się w elektronice i budować dziwne, ale przydatne rzeczy. — Chcesz jechać do wieży? — zapytałam.

— A oni nie zabiją mnie tam? Wiesz, jak skończyło się nasze ostatnie spotkanie. Twój ojciec miał ochotę wysłać mnie na Syberię i to najlepiej w te najgorsze tereny — odpowiedział Dominic.

Ta.. to akurat prawda. Tylko, że w tamtym czasie nie tylko mój ojciec chciał to zrobić, ja też, mimo, że miałam wtedy całkiem inne zasady.

— Przywitanie nie będzie miłe, cud jak rzeczywiście nic ci nie zrobią, ale z czasem powinni chociaż cię tolerować — odpowiedziałam. — Jedziesz, czy tchórzysz?

Uśmiechnęłam się w duchu. Wiedziałam, że pojedzie. Przecież nie pozwoli, aby jego męska duma ucierpiała. Gdyby odpuścił, dałby mi niezły powód do śmiechu. Wypominałabym mu to bardzo, ale to bardzo długi czas.

— Nienawidzę cię, wiesz?

— Wiem. Zbieraj się, czekam w aucie — odpowiedziałam.

***

Dominic nie był jakoś szczególnie zadowolony, że jechał właśnie windą na spotkanie z Avengersami, w tym moim ojcem. Trzymał ten swój laptopik jakby miał mu on życie uratować. Choć kto wie, może to zrobi? Informacje na nim zawarte są na wagę złota. Drzwi windy rozsunęły się i wyszliśmy z niej. Oboje podążyliśmy korytarzem aż do przeszklonych drzwi prowadzących do jednej z sal, w której obradowała cała grupa.

— Dzień dobry wszystkim — powiedziałam dość wesoło wchodząc do środka.

— Witaj Sky — rzekł pogodnie tata. Jednak jego dobry humor długo nie potrwał. — Co on tutaj robi? Kto w ogóle wpuścił go na teren wieży?

Ready For Anything 1,2,3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz