Po wylądowaniu na lotnisku zostałam zmuszona, aby jechać do wieży i złożyć szczegółowe wyjaśnienia. Do tej pory słyszałam wrzask Fury'ego, po tym jak usłyszał, że Shawtz nie żyje. No cóż... jak to się mówi, życie. Nasz szofer zatrzymał się przy głównym wejściu do Stark Tower. Weszliśmy do środka, gdzie od razu przywitała nas panna Hill.
— Jest bardzo zły — powiedziała idąc obok mnie. — Ma ochotę na powrót zamknąć cię w więzieniu.
Prychnęłam. Może tylko o tym pomarzyć. Nie dam drugi raz wsadzić się.
Wsiedliśmy do windy. Panna Hill nacisnęła guzik z numerem czternaście i po chwili byłam w drodze na kolejną kłótnię z jednookim. W sali jeszcze nie było Nicka, gdy do niej weszliśmy. Usiadłam na pierwszym, lepszym fotelu i zatopiłam się w swoich myślach w oczekiwaniu na niego. Zastanawiałam się, czy na pewno mówić im o nazwiskach, które podał Christian. A może wystarczy im informacja o tym, że w Nowym Jorku Hydra utworzyła jedną ze swoich baz, a ze Shawtz'em kontaktowało się, tylko dwóch ludzi, którzy nie podali mu swoich danych? W sumie to byłoby w stylu Hydry.
— Sky — powiedział tata szturchając mnie w ramie.
— Co? — zapytałam spoglądając na niego.
A, tak, Fury przyszedł. Hill miała rację, rzeczywiście wyglądał na nieźle wkurzonego.
— Masz powiedzieć wszystko, zrozumiałaś? — syknął.
— Uważaj, bo ci tak żyłka na czole pęknie — rzuciłam. — Do rzeczy — powiedziałam, gdy zauważyłam, że już prawie wybuchnął. — Jak wiemy, Shawtz przyjechał z dwa razy większą obstawą niż wcześniej zakładaliśmy. No więc, była potrzebna korekta planu, by posiłki miały trochę więcej czasu na przybycie, co i tak, jak widzieliśmy było zbędne, bo poradziliśmy sobie.
— My sobie poradziliśmy, my, bo ty wolałaś mordować Shawtz'a w sąsiednim pomieszczeniu — wtrącił Fury.
— Ciebie tam nie było — dodałam — więc oni sobie poradzili.
— Sky — powiedział ostrzegawczo tata.
— Dobra, już — odparłam unosząc dłonie w geście obrony. — Zapewne wywnioskowaliście już, że spotkałam Shawtz'a wcześniej. Jesteście ciekawi, więc wam powiem. Otóż, widziałam go wcześniej tylko raz, było to chyba w Hidalgo przy granicy z Meksykiem. Towarzyszyłam wtedy Volkov'owi. To był jeden z wyżej postawionych w Hydrze.
— Był? — wtrącił Barnes.
— Był. Zginął w wybuchu bazy, którą zresztą sama wysadziłam, ale to temat na inną rozmowę — odpowiedziałam. — Wracając do sprawy. Jak cię Fury wyłączyłam, pogadałam z Shawtz'em trochę, pogroziliśmy sobie nawzajem i tak dalej. Nie zgodził się na pokojowe załatwienie sprawy, więc jak wiecie postrzeliłam go w obie ręce i kolano. Kiedy wszyscy zaczęli do siebie strzelać, a potem lać, wytargałam go do sąsiedniego pomieszczenia i pogadałam. Za wiele to on nie powiedział, nawet po tym jak dźgnęłam go nożem w ramach zachęty. Wygadał tylko tyle, że w Nowym Jorku powstała baza Hydry, a z nim kontaktowało się dwoje mężczyzn, których tożsamości nigdy nie poznał. Ach, no i najważniejsze, powiedział też, że ta broń była potrzebna Hydrze po to, aby was wszystkich zabić, a mnie i jego — wskazałam na Bucky'ego — zabrać z powrotem do Hydry. Przypuszczam, że Shawtz był żołnierzem najniższego sortu i nie widzieli większego sensu, aby cokolwiek więcej wiedział. A potem, to już opluł mnie krwią i osunął się martwy na beton. Dodam, że ja sama nie mam żadnego pojęcia, gdzie może znajdować się baza Hydry, a mężczyźni, którzy przekazywali informacje Shawtz'owi pewnie sami byli żołnierzami niższego rzędu. Koniec bajki — powiedziałam. — Mogę już iść, bo do sprawy i tak więcej nie wniosę? — dodałam naprędce mając nadzieję, że Fury mnie puści.
CZYTASZ
Ready For Anything 1,2,3
FanfictionCZĘŚĆ 1 Będąc nastolatką nie wiesz, czego się spodziewać od losu. Ja, jak to ujmują dorośli, zeszłam na złą drogę. Po śmierci matki, która była jedną z agentek Hydry, musiałam wiać, by organizacja mnie nie dorwała, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że...