5

1K 51 0
                                    

--

Przez całą podróż przez tunel milczeli, ale nie było to niewygodne. Zawsze lubiła przebywać w jego obecności, nawet jeśli w tej chwili nie chciała tego przyznać, by niczego nie zdradzać. Nie była też gotowa przyznać, że wyglądał uroczo w swojej bluzie z kapturem do quidditcha. Jego rozczochrane ciemno brązowe włosy sterczały na wszystkie strony i nawet w ciemności widziała dołeczki, w jego opalonej skórze.

Udawała, że ​​nie rzuca mu ukradkowych spojrzeń i że nie zauważyła, jak robi to samo, kiedy myślał, że nie patrzy. Był pierwszym który wszedł do piwnicy Miodowego Królestwa, wyciągając odrazu do niej rękę, co wyraźnie zignorowała.

W zeszłym roku wybraliby się na wycieczkę do Hogsmeade jako grupa. Śmialiby się i popychali się nawzajem. Teraz byli tylko oni i nawet to było dziwne po wszystkim.

Było zimno, zwłaszcza że wciąż była w mundurku. Jedyne ubrania które otrzymali od rodziców, były sztywne i niewygodne, więc zdecydowała się pozostać w mundurku nawet w weekendy. Drzwi sklepu zostały otwarte, wpuszczając chłodne jesienne powietrze i od razu wywołując u niej dreszcze.

— O cholera. — Mruknął James, odrazu rumieniąc się na szyi. Ściągnął bluzę przez głowę, nie poprawiając sytuacji z włosami. Wyciągnął ją następnie w stronę dziewczyny, która patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami.

— Nie założę twojej bluzy z kapturem. — Lacerta przewróciła oczami, zamierzając być upartą. Rzucił jej niewzruszone spojrzenie, trzymając wyciągniętą rękę. — Jest na niej twoje nazwisko!

— Wstydzisz się chodzić z Potterem na plecach, Lizzie? — Droczył się.

— A kto nie, Potter? — Zapytała żartobliwie i nagle poczuła się, jakby zaczynali zachowywać się jak rok temu. W jednej minucie dogryzali sobie nawzajem, a w następnej przytulali się.

Wtedy w jej umyśle pojawił się ten cichy głosik. Dokuczliwy głosik, który zawsze wydawał się zabijać nastrój, powtarzając swoją mantrę: Spędzali czas z tobą tylko z powodu Syriusza. Uśmiech który pełzał po jej twarzy, zniknął całkowicie, gdy przeszła przez tłum, by zdobyć obiecane słodycze.

Gdyby zerknęła bardziej w lewo, zobaczyłaby upadły wyraz twarzy Jamesa. Zamiast tego, skupiła swoją uwagę na muchach krówkowych. Pieniądze nie stanowiły dla niego problemu, więc nie czuła się źle, chwytając pięć pudełek przed podejściem do innej półki.

— Jesteś pewna, że nie chcesz jednego z nich? — Zapytał, podnosząc kępę karaluchów.

Skrzywiła się. — Nie dziękuję, ale weź dla siebie.

— Może wezmę. — Mruknął, dorzucając je do rosnącego stosu. — Chcesz dostać trochę piwa kremowego, w zamian za nie założenie mojej bluzy?

— Jeśli płacisz. — Uśmiechnęła się złośliwie, a jego uśmiech się poszerzył.

James przywitał panią Rosmnertę mrugnięciem, przez co młoda kobieta zarumieniła się i zachichotała z jego wybryków. Dał duży napiwek za ich dwa kubki i załatwił im miejsce przy oknie, wiedząc, że ją tym uszczęśliwi.

Nie zauważył że się cały czas na nią gapił, dopóki nie odchrząknęła — Dlaczego to robisz?

— Robie co? — Zapytał szczerze zdezorientowany.

Prychnęła z frustracją. — Syriusz uciekł. Nie musisz ciągle męczyć jego rodzeństwa. Dokonał swojego wyboru. Zostawił nas, więc nie musisz zachowywać się jak mój przyjaciel.

— Wciąż to robisz. — Zaśmiał się bez humoru, czując przytłaczającą potrzebę potrząsienia nią, podczas gdy wewnętrznie krzyczał, jak bardzo mu na niej zależy. — Dlaczego tak trudno ci uwierzyć, że ludziom naprawdę na tobie zależy?

— Może dlatego, że każdy kto mówi, że „o mnie dba"... odchodzi. — Stwierdziła, a jej twarz poczerwieniała ze złości. Wzięła duży łyk napoju żeby ukryć twarz, gdy niechciane łzy napłynęły jej do oczu. Szybko zamrugała by je odgonić.

Powoli sięgnął, by wziąć jej dłoń w swoją, kiedy odstawiła kubek. Westchnął wewnętrznie z ulgą, gdy odrazu jej nie cofnęła. — Wiem że mi nie uwierzysz, ale naprawdę zależy mi na tobie, Lacerta i nigdzie się nie wybieram. Kiedyś byliśm-- nie, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i nie mogę tak po prostu odpuścić, ponieważ Syriusz popełnił głupi błąd.

Nie wyglądała na przekonaną, więc kontynuował — Dlaczego wyszłaś ze mną dzisiaj, jeśli myślisz że mnie nie obchodzisz?

Chwilę zajęło jej sformułowanie odpowiedzi — Darmowe słodycze?

— Wiesz, że to nieprawda.. — Uśmiechnął się James.

Wzruszyła ramionami. — Pomyślałam, że jeśli spędzę z tobą trochę czasu, może zostawisz mnie w spokoju, a dodatkowo wyciągniesz mnie ze szlabanu.

Jego uśmiech załamał się, ale szybko z powrotem go przykleił. — Wiem, że nie jesteś gotowa przyznać, że tęskniłaś za mną i moim urokiem, ale w końcu to zrobisz, Lizzie.

Przewróciła oczami po raz setny tego wieczoru. — Jeśli chcesz sobie to wmawiać.. A teraz możesz zakraść nas z powrotem do szkoły. Mam wiele rzeczy do zrobienia i ważnych ludzi do zobaczenia.

— Nie jestem ważny? — Drażnił się, otwierając przed nią drzwi.

— Nie. — Uśmiechnęła się złośliwie, ale oboje mieli wrażenie, że nie do końca to miała na myśli.

******

Gdy wrzesień zamienił się w październik, Syriusz Black leniwie przechadzał się po korytarzach, kiedy natknął się na osobę, której najbardziej nienawidził w szkole. Snape. Jego włosy były długie i tłuste, praktycznie ociekające tłuszczem. Pomyślał, wykrzywiając twarz z obrzydzenia.

— Smarkerus. — Zadrwił. — Co za nie miła niespodzianka. Czy nie masz jaskini, w której mógłbyś na zawsze zamieszkać?

— Bardzo śmieszne, że ty mówisz o tym, Black. — Odparł.

— Co to ma znaczyć?

— Tylko tyle, że twój brat opowiedział w pokoju wspólnym Slytherinu o tym, że w lecie zostałeś wydziedziczony.

Wyciągnął różdżkę, przykładając ją prosto do jego szyi. — Zaczniesz uważać na swoje słowa, jeśli wiesz, co jest dla ciebie dobre.

— Uderz w bolące miejsce, no dalej. — Zaśmiał się, nie uznając różdżki przyciśniętej do jego szyji. — Jesteś prawdopodobnie największym zdrajcą krwi w szkole, zaraz po Potterze. Nie widzę cię kręcącego się wokół Lupinów. Ostatnio wyglądał trochę... szorstko, prawda?

— Co on ma z tym wspólnego? — Zapytał, ale Snape nie przegapił strachu, który błysnął w jego srebrnych oczach.

— Po prostu wiedz, że odkryję twój mały sekret i powiem Dumbledore'owi. — Warknął. — Upewnię się, że wszyscy zostaniecie wyrzuceni z tej szkoły i będziesz znany z czegoś innego niż rozczarowanie rodziny Blacków.

— Rozumiem, dlaczego moja siostra przestała się z tobą zadawać. Jesteś zwykłą pomyłką.

— A ty jesteś hańbą. Też rozumiem, dlaczego przestała się z tobą zadawać.

— Naprawdę chcesz poznać nasz sekret? — Pochylił się, przesuwając na bok różdżkę, przypominając tym swojego ojca. Ciekawość Snape'a wzrosła, gdy z wahaniem skinął głową. Październikowa pełnia już minęła, ale zbliżała się kolejna, kilka dni po jego urodzinach. — Szóstego listopada idź do Bijącej Wierzby. Na drzewie jest czułe miejsce, lewituj kamień czy coś, a zatrzyma gałęzie. Upewnij się, by poczekać do zmroku, albo nic nie zobaczysz.

— Jeśli dowiem się, że kłamiesz, Black…

— Nie martw się. — Uśmiechnął się, przejeżdżając różdżką po swoim policzku. — Żadnych kłamstw z mojej strony. Przekonasz się później, Smarkerusie!

𝐋𝐚𝐜𝐞𝐫𝐭𝐚 𝐁𝐥𝐚𝐜𝐤 -- 𝘑𝘢𝘮𝘦𝘴 𝘗𝘰𝘵𝘵𝘦𝘳 -- Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz