25

705 39 0
                                    

ostrzeżenie: uwewnętrzniona homofobia, nawiązanie do przemocy/gwałtu, napady paniki, wymioty, krew

--

— Hej, śliczny chłopcze. — Zawołał głos, biegnąc, by dogonić Regulusa. Nie było to trudne zadanie, ponieważ miał niesamowite zawroty głowy i praktycznie potykał się całą drogę, idąc do skrzydła szpitalnego. Gavin Mannen był chłopakiem z jego roku, mugolakiem i Puchonem, który zawsze wydawał się pojawiać znikąd.

— Mannen. — Regulus skinął na drugiego chłopca z małym uśmiechem. Nie mógł powstrzymać niewyraźnego uczucia, jakie poczuł, gdy zobaczył ten szeroki uśmiech lub te orzechowe oczy.

Gavin odsunął sięgające do ramion dredy z nieśmiałym spojrzeniem. — Wyglądasz, jakbyś miał upaść i umrzeć.

Jego twarz płonęła ze wstydu. Mimo że wciąż nie miał pojęcia o byciu z kimkolwiek, z kim chciał, mógł powiedzieć, że podobał mu się Gavin – tylko trochę. Fakt, że jego zauroczenie mówiło mu, że stał jedną nogą w grobie, sprawiał, że miał ochotę krzyczeć. — O rany, dzięki. — Powiedział chłodno, starając się odejść tak szybko, jak tylko mógł.

Dłoń chwyciła go za ramię, powstrzymując go. — Przepraszam. — Pospieszył z wyprostowaniem. — Nie miałem tego na myśli. Powinienem był zapytać, jak się czujesz, zamiast żartować.

Zmusił się do uśmiechu. — W porządku. — Powiedział. — Czuję się jak gówno, więc prawdopodobnie też tak wyglądam.

— Dokąd idziesz? — Zapytał z troską podszytą w jego głosie.

— Skrzydło szpitalne. — Mruknął z rumieńcem.

— Chcesz, żebym cię tam odprowadził? — Zapytał Gavin.

— Nie, w porządku. — Pokręcił gorączkowo głową. — Spróbuję cię znaleźć po zajęciach, w porządku.

— Do zobaczenia później, śliczny chłopcze. — Uśmiechnął się do niego, zanim poszedł w inny róg.

Patrzył, jak odchodzi, wpatrując się trochę za długo w swoje spodnie, zanim głos matki krzyknął w jego głowie – Toujours pur Regulus!

Wpadł na ścianę, jakby został uderzony. – To jest złe, to jest złe, to jest złe – myślał w kółko. Głos rozsądku nie doszedł do głosu, ponieważ jedyne, co słyszał, to krzyki rodziców do ucha.

Zupełnie jakby znów był w salonie Grimmauld. Chwycili go za loki i wepchnęli jego twarz w gobelin, aby przypomnieć mu o jego przyrodzonych prawach. Jego obowiązkiem było kontynuowanie linii rodzinnej, poślubienie czystej krwi, poślubienie dziewczyny. Przypomniał sobie, co zrobili Syriuszowi, kiedy dowiedzieli się o Remusie.

Wynajęli dziewczynę, żeby przyjechała i zmieniła jego zdanie. Syriusz płakał potem przez wiele godzin, nie pozwalając nawet Lacercie wejść do jego pokoju. Wyjechał tydzień później.

— Reg. — Ciepłe dłonie chwyciły jego własne, odciągając je od jego włosów. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że upadł na podłogę z dławiącym szlochem. Głos wydawał się tak odległy i tylko trochę znajomy. — Weź głęboki oddech. W porządku. Wszystko w porządku, Reg.

— Nie mogę oddychać.. — Wydyszał.

Przyciągnęła jego głowę do piersi, gdzie mógł usłyszeć miarowe bicie jej serca. — Zrób to ze mną. Wdech. Wydech. Wdech...

Miał wrażenie, że przez wiele godzin siedział i oddychał, aż jego wizja nie była już tak zamglona, ​​a zamiast paniki był po prostu wyczerpany. — Lacey? — Zapytał, patrząc na nią.

𝐋𝐚𝐜𝐞𝐫𝐭𝐚 𝐁𝐥𝐚𝐜𝐤 -- 𝘑𝘢𝘮𝘦𝘴 𝘗𝘰𝘵𝘵𝘦𝘳 -- Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz