11

835 43 0
                                    

--

Remus Lupin dotrzymał słowa. Zawsze czuł się wdzięczny swoim przyjaciołom za to, że po prostu z nim rozmawiali. Pozwalał im uciec ze sprawami, które sprawiały że czuł się niekomfortowo, lub nie stawiał im czoła, kiedy byli dupkami. Skończył z tym. Widział, dokąd go to zaprowadziło i mógł to być wyrok dożywocia w Azkabanie.

Lacerta była jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać lub której mógł zaufać. Zawsze wydawała się wiedzieć, kiedy milczeć lub ugryźć się w język. Ta dwójka nigdy nie zrobiła niczego, co sprawiałoby, że druga osoba byłaby zła. Byli razem idealni, to znaczy jako przyjaciele.

Niektórzy ludzie, głównie plotkarze którzy byli Puchonami, twierdzili że cała sprawa była spowodowana tym, że Remus zostawił jednego Blacka dla drugiego. To oczywiście nie była prawda, ponieważ wolał mężczyzn. Nie żeby nie uważał, że jest urocza. Byłaby jego pierwszą opcją, gdyby wolał dziewczyny.

Prawdopodobnie nie pomogło plotkom, że dał jej kilka swoich swetrów, żeby nie musiała nosić cały czas munduru, ponieważ odmówiła noszenia ohydnych sukienek które kupiła jej matka.

Mówiąc o diable, wiedział że Lacerta była pod dużym stresem ze strony demona. W miarę zbliżania się świąt nieustannie napływały listy. Oczekiwano, że córka Blacków zaręczy się w przerwie i otrzymała kilka krzyków, za spotykanie się z gryfonem, które skończyły się dopiero wtedy, gdy napisała do matki że to nieprawda. Podejrzewała że Regulus również pomógł w tej części.

Bał się o nią. Nie rozmawiała z żadnym ze swoich braci i po powrocie nie miałaby żadnego wsparcia ze strony rodziny. Była jej jedyna przyjaciółka, Natalie, ale Lacerta też z nią nie rozmawiała. Nie było mowy, żeby sama przetrwała kilka tygodni w Grimmauld.

— Masz swoją zmartwioną twarz. — Drażniła się, szturchając jego policzek żeby się uśmiechnął.

— Myślałem.. — Zaczął ostrożnie, nie chcąc niepokoić jej tym, co powie dalej. — Że powinnaś przyjechać i zostać ze mną na Boże Narodzenie.

— Nie mogę opuścić Regulusa. — Powiedziała natychmiast. W tym momencie była to praktycznie automatyczna odpowiedź, nawet jeśli mówiąc, zaczynała wyglądać na bardziej niepewną.

— Mógłby też przyjechać. — Delikatnie ujął jej dłoń. — Wiem, że przechodzi teraz przez trudny okres, w którym myśli że musi spędzać czas z Mulciberem, ale może mógłbym z nim porozmawiać.

Zaśmiała się krzywo. — Możesz spróbować. Muszę spotkać się z Tonyą i Lily, aby pouczyć się na transmutację, ale powodzenia!

Nie było trudno znaleźć dziedzica Blacków idącego korytarzami. Na szczęście był sam, ale zbyt uwięziony w swojej książce, by zauważyć że Remus zaczął iść tuż obok niego. — Czy to książka o animagi, o której myślałem, że zmieniłbyś się w najbrzydszego kota, jakiego kiedykolwiek widziałem?

— Cholera jasna, Lupin. — Chwycił się za pierś, z wdziękiem upuszczając książkę i potykając się o stopy. — Czy mogę ci w czymś pomóc, czy tylko próbujesz wywołać u mnie zawał serca?

— Miałem do ciebie pytanie. — Zatrzymał ich przy pustej wnęce. Usiadł na swoim miejscu i poklepał puste miejsce obok siebie tylko po to, by Regulus zaczął się na niego gapić. — Tak, chciałem wiedzieć, czy ty i Lacerta chcielibyście przyjechać do mnie na święta.

— Dlaczego miałbym chcieć jechać do zarośniętej mugolskiej wioski? — Skrzyżował ramiona, nie mogąc spojrzeć mu prosto w oczy.

— Nie udawaj teraz miłośnika czystej krwi. — Warknął. — Nigdy nie miałeś z tym problemu, dopóki nie zostałeś spadkobiercą.

Poczuł się okropnie, gdy tylko słowa opuściły jego usta, ale tylko częściowo dlatego, że Regulus ostatnio zachowywał się jak palant.

— Nie zrozumiałbyś, pod jaką presją jestem. — Powiedział, wyglądając na dziwnie bezbronnego.

— Więc odejdź. — Wyciągnął rękę żeby chwycić go za ramię, powoli, aby upewnić się, że nie czuje się zagrożony.

— Nie pozwolą nam tak po prostu odejść bez walki. — Zauważył z ponurym uśmiechem. — Powinieneś jej powiedzieć żeby uciekła, póki może.

— Wiesz, że ona nie odejdzie bez ciebie. — Stwierdził ze smutkiem. — Mój dom jest nie do wyśledzenia, nie będą mogli was tam znaleźć.

— C-czy mogę o tym pomyśleć? — Zapytał, rozglądając się, czy ktoś, kogo znał, czaił się w pobliżu. — Powiadomię cię, zanim pociąg opuści stację.

— Moje drzwi są zawsze otwarte, poza tym.. — Uśmiechnął się, przyciągając chłopca do braterskiego uścisku, zanim się rozstali. — Chcę Cię widzieć w pobliżu, Reggie. Nie udawaj obcego.

— Do widzenia... Remusie. — Odparł z krzywym uśmiechem.

Znalazł dziewczyny skulone nad stołem w bibliotece. Lacerta bardziej przypominała trzecie koło niż cokolwiek innego. Zauważył, że James chował się za książką która była do góry nogami, gdy ukradkiem spoglądał na czysto-krwistą ślizgonke. Przewrócił oczami, dołączając do dziewczyn. Tonya i Lily szeptały żarliwie.

Zaczną się spotykać pewnego dnia. Pochylił się, by szepnąć do Lacerty. — Pięć galeonów, że zaczną się spotykać przed Wielkanocą?

— To nastąpi dopiero na początku siódmego roku. — Uśmiechnęła się wzdychając z ulgą, że nie będzie musiała już siedzieć tutaj sama. To było obrzydliwe dla kogoś, kto nigdy nie widział miłości dorastania. — Myślałam, że Potter już odpuścił z Lily.

Ugryzł się w język, żeby powstrzymać śmiech. — Nie sądzę, żeby na to patrzył.

— Mam nadzieję że wie, że Tonya jest lesbijką. — Parsknęła, zwracając uwagę na swoją książkę.

Stawiał, że do końca roku będą się spotykać.

𝐋𝐚𝐜𝐞𝐫𝐭𝐚 𝐁𝐥𝐚𝐜𝐤 -- 𝘑𝘢𝘮𝘦𝘴 𝘗𝘰𝘵𝘵𝘦𝘳 -- Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz