--
— Lacey..
— Nie.
— Lacerto..
— Nie.
— Och, najdroższa siostro..
— Absolutnie nie.
— Lacerto Walburgio Black!
— Czego do diabła chcesz, Syriuszu?! — Wykrzyknęła na chłopaka, patrząc, jak jego twarz zmienia się w coś podobnego do kopniętego szczeniaczka. Urodziny chłopaka nadeszły i minęły, jakby to był każdy inny dzień, odkąd Huncwoci się rozpadli. Lacerta desperacko próbowała unikać wszystkich Gryfonów, którzy zbliżyli się do niej w zeszłym tygodniu, znajdując pocieszenie w Tonyi (kiedy nie była z Lily) i jej najnowszych towarzyszach, Pandorze i Dorcas. Koledzy ze slitherinu opłakiwali stratę swojego nowego przyjaciela, który nie był martwy, tylko był palantem. Poza tym spędzała czas ze swoim ukochanym, Jamesem – który był bardziej przywiązany niż ktokolwiek inny i zostawił na jej szyi więcej niż kilka śladów, żeby to pokazać.
Zostało mu jeszcze tylko kilka dni w izolacji, ale to nie powstrzymało reszty Huncwotów od podążania za nią z błagalnymi minami i dąsami, które sprawiły, że jej zimna powierzchowność lekko pękła. Syriusz był najbardziej wytrwały.
— Chcę tylko przeprosić! Proszę! Jest
moim najlepszym przyjacielem.— Naprawdę? Masz zabawny sposób pokazywania, jak bardzo ci na nim zależy. — Przewróciła oczami, odchodząc. Jej następnymi zajęciami była obrona przed czarną magią, gdzie przeglądali wcześniejsze materiały, ponieważ ich profesor chciał, żeby byli gotowi, kiedy przystąpią do wojny po ukończeniu szkoły. Oczywiście Gryfoni i Ślizgoni byli w tej samej klasie, więc jej brat nadal ją śledził.
— Tylko dlatego, że jesteś jego dziewczyną nie oznacza, że masz kontrolę kto się z nim widuje, a kto nie. — Powiedział z odrobiną jadu, nie tak bardzo jak jego zwykła ilość, spleciona w jego tonie.
— Nie kontroluję go. — Kłóciła się z lekkim załamaniem w głosie, ponieważ jak mógł to powiedzieć, jeśli naprawdę mu na niej zależało. W najmniejszym stopniu porównał ją do Selwyna i sama myśl o byciu kimś podobnym do niego sprawiała, że po jej skórze zaczęły pełzać maleńkie pająki. Po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz, gdy jedzenie, które udało jej się zjeść tego dnia, zagroziło, że wróci. — Pani Pomfrey powiedziała...
— Bzdura, co powiedziała ta stara wiedźma. — Sapnął Syriusz. — Znam go najdłużej. Jest moim najlepszym kumplem. Zawsze byłaś tylko moją siostrą, która tak się złożyło, że była wystarczająco ładna, by przykuć jego uwagę.
Jak zawsze, Syriusz użył swoich słów jako broni. Takiej, która mogłaby zostawić ślad, który trwał dłużej niż blizny pozostawione przez ich rodziców. Robił to z każdym, kogo kochał. Remus. Regulus. James. Lacerta nie była wyjątkiem. Tak jak nauczyli ją rodzice, pozwoliła mu to powiedzieć, gryząc się w język i idąc do klasy bez słowa.
Zajęła swoje miejsce tak daleko od wszystkich, jak tylko mogła, nie będąc zbyt blisko Snape'a lub kogokolwiek innego, z kim był związany. Klatka zagrzechotała na środku podłogi, a jej serce opadło. Wiedziała. Jeszcze zanim wszyscy zauważyli ten nieznany brzęk bagażu o podłogę, ona wiedziała. Bogin.
Jej oczy spotkały się z oczami Remusa, ponieważ był najlepszy w klasie i równie szybko łapał. Zbladł i wiedziała, że gdyby wyszedł przed klasę, poznaliby jego mały sekret. Nawet jeśli była na nich zdenerwowana, nadal zależało jej bardziej niż oni mogli kiedykolwiek wiedzieć. Lacerta zawsze opiekowała się swoimi braćmi a Remus był jej bratem tak samo jak Syriusz czy Regulus.
Była jedną z nielicznych osób, które zgłosiły się na ochotnika, im więcej chętnych, tym więcej ludzi, tym mniej czasu na zajęciach, aby zmusić
niechętnych uczniów do udziału. Reszta Gryfonów wystąpiła naprzód i tylko kilku Ślizgonów stanęło po jej stronie.— Wspaniale! — Profesor wiwatował gdy utworzyli linię. W jakiś sposób skończyła jako pierwsza w kolejce, czekając jak starzec powoli odblokuję zawiasy, by uświadomić stworzenie. Pokrywa otworzyła się, ukazując pięć postaci wpatrujących się w nią.
Syriusz był pierwszym, którego zobaczyła. Był obdarty, w kombinezonie Azkabanu z obcisłym okryciem czaszki i maniakalnym wyrazem twarzy. Potem był James. Nie był żywym Jamesem, którego znała i kochała. Jego oczy były przeszklone, a skóra blada, otaczał go zapach śmierci. Regulus patrzył na nią wściekle z dumnie widocznym znakiem i mogła praktycznie usłyszeć zabójcze przekleństwo grające na jego ustach. Remus stał z klatką piersiową pokrytą paskudnymi ranami, łapiąc powietrze.
Jej własne odbicie stało pośrodku. Chudsza niż kiedykolwiek była, ale niedaleko od wagi, do której doprowadził ją Selwyn i wyglądała na zagubioną. Obrączka ślubna na jej palcu była wysadzana mottem Selwyn.
Lacerta zawsze wiedziała, że jej najgorszym strachem było nieocalenie wszystkich, ale zobaczenie tego wprost było jak cios w brzuch. Ona nie byłaby w stanie uratować Syriusza od jego lekkomyślnego, impulsywnego zachowania. Byłby czas, kiedy nie byłaby w stanie powstrzymać Jamesa przed wpadnięciem w kłopoty. Remus pewnego dnia uległby swojej chorobie, wiek jest zbyt dużym przeciwieństwem krwiożerczego wilka. I już zawiodła Regulusa.
— Ridiculous. — Powiedziała stanowczo, bez śladu emocji w jej głosie, kiedy zmienili się w uśmiechniętą bandę młodych dorosłych, którymi powinni być. Chociaż Syriusz był Łapą, goniąc Jamesa wokół i próbując czule ugryźć kostki Remusa.
Remus wyciągnął do niej rękę, gdy wracała na swoje miejsce, ale ona go wyminęła. Syriusz poszedł następny. To był on sam w szatach ich ojca z włosami zaczesanymi do tyłu. Odbicie
pociągnęło go za lewy rękaw, a on szybko przemienił swojego bogina w siebie, ale z jasnoróżowym swetrem, który pasował do kokardki we włosach.Było dużo śmierci, wydawało się, że to częsty czynnik wśród boginów. Petera był Voldemortem stojącym przed nim ze złośliwym uśmiechem, który zaalarmował go, że zna wszystkie ich sekrety. Snape'a sprawił, że zarumienił się nietypowo, gdy jej własna umierająca postać błagała go o litość. Zamienił ją w Lacertę z dużą balową suknią z falbankami, która wirowała, aż upadła.
Spojrzał na nią swoimi zarumionymi policzkami a ona szybko spojrzała na swoją torbę, gdy Syriusz się roześmiał – czy to przez sposób w jaki bogin wyglądał na jaskrawo pomarańczowy, czy przez zawstydzenie Snape'a, nie wiedziała. Niewielu ludzi śmiało się, kiedy opuszczali zajęcia. Tyle śmierci.
Lacerta po prostu potrzebowała zobaczyć twarz Jamesa, pełną życia i niezbyt odległą minę, która dała mu śmierć. Leżał na sofie, kiedy weszła. Jego okulary były przekrzywione, ponieważ był głęboko zainteresowany książką, którą czytał, ale tak było. Iskra, która stworzyła Jamesa Pottera. To praktycznie złoto sprawiło, że jego orzechowy blask stał się jaśniejszy. Nie mógł się nawet przywitać, zanim wskoczyła na niego, owijając ramiona ciasno wokół jego talii.
On był żywy. Byli razem. To wystarczyło.
CZYTASZ
𝐋𝐚𝐜𝐞𝐫𝐭𝐚 𝐁𝐥𝐚𝐜𝐤 -- 𝘑𝘢𝘮𝘦𝘴 𝘗𝘰𝘵𝘵𝘦𝘳 --
FanfictionPo odejściu Syriusza z Grimmauld Place, Lacerta Black została sama... well as alone as one could be with James Potter on your heels. Rok 6 - Koniec wojny. [TŁUMACZENIE] Wszelkie prawa należą do @O_flower_O 05.01.2022-06.10.2023