~ ☕️ • 33 • 📋 ~

146 11 0
                                    

Tuż za progiem prychiatra stanął w miejscu, wpatrując się pustym spojrzeniem w podłogę salonu, bez celu nasłuchując dźwięków z domu, wmawiając sobie, że może gdzieś pomiędzy pracującą lodówką, strzelającymi butelkami i dziwnym rzężeniem starej żarówki, która od przeszło trzech lat bezgłośnie błaga o zmianę na służbie nad drzwiami; dosłyszy szurnięcie pazurków lub cichy pomruk, ale nie było na to szansy. Jasne, był spokojny, bo wiedział, że Yoongiemu może zaufać w kwestii opieki nad maleństwem (czego nie może już powiedzieć o Kihyunie, mając w pamięci incydent z łóżkiem), ale nadal jakoś tak pusto było mu w tym mieszkaniu. I pomyśleć, że nie tak dawno nawet nie myślał o adopcji kota...jakoś sama znalazła się pod jego drzwiami, za co był cholernie wdzięczny całemu światu.

Swoją drogą nie tak dawno również nie myślał o tym, że mógłby się zakochać, a tu proszę: skończył w szczerym związku i to ze swoim własnym podopiecznym. Jakie to życie jest głupie. Człowiek stara się znaleźć dobre osoby do swojego życia, a te zwalają się na niego wtedy, kiedy nawet nie pomyślałby, że mogą przyjąć. Tak w końcu poznał Kihyuna...z resztą Junwon, Yuna i Sun również spadli na niego z nikąd, a teraz za każdą z tych osób skoczyłby w żywy ogień. Bez zastanowienia.

   Brunet skarcił się w myślach za nadmierną sentymentalność. Kiedyś taki nie był. Ale właśnie...kiedy? Kiedy się załamywał przez problemy z Jihyunem? Kiedy płakał przez niego po nocach? Kiedy to ,,wielkie", ,,magiczne" uczucie legło w gruzach? Kiedy był praktycznie sam i został mu jedynie Kihyun, którego trzymał przez tamten czas na dystans bojąc się kolejnej straty? Więc może ten sentymentalizm, to zamiłowanie do najbliższych, ta cholerna miłość, która atakowała cały jego odzwyczajony od silnych uczuć organizm, były właśnie bardzo dobre. Oczywiście rozważał możliwość, że wszystko kiedyś może się zawalić, choć szczerze wątpił by którekolwiek z przyjaciół mogło go zostawić, a już szczególnie Sun i Kihyun, ale zagrożenie zawsze było, choć raczej nie przykładał do niego większej wagi. Bardziej trapiło go coś innego, co starał się ukryć gdzieś w środku przed innymi i przed samym sobą.

   Potrząsnął głową, aby uspokoić rozkołatane myśli i ruszył do kuchni z zamiarem przygotowania sobie termosu z kawą, starając się nie zniechęcić tym, że będzie ona ostro średnia...co on by zrobił jakby utracił swojego baristę? Westchnął przeciągle nastawiając wodę w czajniku i w międzyczasie zrobił sobie na szybko kilka kanapek, które chciał zamienić w tosty. Mieszał składniki na napój, zamykając oczy i zaciągając się miłym, ostrym zapachem pozbawionej jeszcze mleka kawy, czując jak dziwna euforia zapełnia jego ciało. Nagle poczuł się jakby ten dom wypełniło mistyczne ciepło i słońce, jakby utracona gdzieś po drodze energia nagle wróciła i dzięki niej mógł znów myśleć trzeźwo o czymkolwiek innym niż praca i kontemplacja domniemanego wyglądu jego życia po ewentualnych stratach. Głupota.

Dolał do kubka mleko zwykłe, waniliowe i słodzone, w proporcjach, które podrzucała mu intuicja, czując się niczym cholerny druid przygotowujący magiczny wywar spokoju, radości i inspiracji. Nakrył kubek, aby nie tracił temperatury i zajął się jedzeniem, starając się zrobić je dość szybko, bo z pozoru miły zapach podwójnie pieczonego chleba i palonego sera aktualnie go drażnił, gdyż dominował nad zapachem kawy. Wariował.

   Zabrał swój pseudo obiad ze sobą prosto do gabinetu, gdzie ryzykując naderwanie mięśni, wyjął spod pękniętego łóżka rozkładany stolik, walcząc z upartym drewnem, które o dziwo finalnie zdecydowało się być posłuszne. Postawił na nim tosty i kawę, a na drugim, już od lat rozłożonym przygotował farby, wodę, chusteczki i parę niezidentyfikowanych przedmiotów, których używał do zostawiania konkretnych śladów. Jakby nie mógł zakupić specjalistycznego sprzętu. Pędzle natomiast tradycyjnie wsadził do kieszeni swojego fartucha, którego znalezienie zajęło mu kilka bezcennych minut, ale koniec końców znalazł go pomiędzy łóżkiem, a ścianą. Jak tam trafił? Tego nie pamiętał. Rozsiadł się wygodnie na krześle, zrzucając osłonę z obrazu i aż zagryzł się na dolnej wardze, obserwując w rozmarzeniu swoje dawne marzenie, które teraz śmiało szanse się ziścić. O ile Hoseok w ogóle zdecyduje się pokazać dzieło starszemu.

Coffee Therapy | YoonSeok Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz