Budynek, w którym mieściło się nasze miejsce docelowe, znajdował się jedynie kilkanaście minut drogi od jeziora. Sama budowla dość znacząco wyróżniała się na tle innych obiektów, bo wszystkie jej ściany były grafitowe, a sufit płaski w barwie piaskowej. Była ona dość niska, bo w końcu było tam wyłącznie jedno piętro, ale za to gigantyczne.
Tuż obok budynku znajdowała się czerwona budka, gdzie swoje miejsce grzał miły mężczyzna, który przyjął naszą grupę na ,,za chwilę", bo gdy tylko jedna z obecnych tam dwóch grup wyjdzie, wtedy będą mogli wejść. Zapłacili za bilety każdy za siebie, bo nie chcieli później głupich kłótni w temacie: nie oddawaj mi, po co; a już po chwili znajomy pana z budki zaczął tłumaczyć im zasady gry, które nie były jakoś bardzo zaawansowane, skomplikowane czy nieoczywiste. Rzecz jasna mężczyźni rozpoznali Yunę, więc siedząca w torbie Hope mogła spokojnie wejść (lub raczej zostać wniesiona) ze wszystkimi swoimi ojcami, wujkami i ciociami do środka. O dziwo plany nieco uległy zmianie, bo kotka trafiła nie do kieszonki z bluzy, a do materiałowej torby, którą Hoseok zostawił w domku jakiś czas temu, dlatego na jej dno trafił ręcznik, a na niego maleństwo, które zaciekawione wyglądało przez jej górę, niejednokrotnie wtulając się w bok swojego drugiego taty, który zrzekł się zająć królewną, żeby jego partner nie martwił się aż tak o jej bezpieczeństwo.
Przed godziną trzecią rozległ się gong zwiastujący zwolnienie miejsca i wprowadzenie porządku w pokojach gry, więc pan od zasad ukłonił się im na pożegnanie, życząc udanej zabawy i odblokował drzwi wejściowe, wpuszczając grupę do pierwszego z pomieszczeń.
Była to stara biblioteka, w której stało sporo różnych regałów, rupieci i posągów. Podłoga była pozastawiana różnorakimi dywanami i przysypana gruzami, przez co pomieszczenie sprawiało wrażenie przetrwania jakiegoś napadu dobre sto lat temu, a spękane, przygnite ściany jeszcze mocniej dopełniały tego wrażenia. Brunet był zachwycony zastanym widokiem, rozglądając się z szerokim uśmiechem dookoła, próbując zapamiętać wszystkie szczegóły, aby ten obraz utkwił w jego głowie na wieki:
- Cholera, tu jest klucz i zamek numeryczny - w tym momencie wszyscy wyrwali się ze swoich wewnętrznych światów, spoglądając w stronę Haesoo, stojącego przy drzwiach wyjściowych,
- Na ile cyfr? - dopytała Yuna, dołączając do szatyna,
- Cztery. - westchnął, puszczając zamek - To co? Myślicie, że będzie w którejś z książek?,
- Idę je przejrzeć. - wtrąciła się Jooeun - Wy sprawdźcie ściany, podłogi i te popaprane rzeźby i przysięgam, że jeśli ktoś wpisze dla żartu 1234, to osobiście mu łeb ukręcę, bo to może wywołać jakieś działania przeciwko nam,
- Ja z Ryuną weźmiemy na siebie znalezienie klucza - oznajmił Junwon i wszyscy rozeszli się na swoje stanowiska.
Niestety ani podłogi, ani ściany nie ruszyły nawet przy starej sztuczce z przechylaniem książek, a i rzeźby również wydawały się nie mieć żadnych ukrytych znaczków czy zapisów, ani nawet nie dało się ich przesuwać, więc wszystkie możliwe ich zdaniem opcje poległy. Jeśli zaś chodzi o poszukiwanie klucza, to nie przyniosło ono żadnego skutku, ale nawet pomimo to nikt nie tracił ani nastroju, ani zapału do pracy:
- Cholera, w żadnej nic nie ma - rzuciła zirytowana Sun, odkładając na miejsce kolejną już książkę,
- Nic dziwnego. - zauważył Yoongi, czym zwrócił na siebie uwagę zgromadzonych - No co się tak patrzycie? Na wszystkich książkach jest kurz, więc zbyt często ruszane to one nie są. To musi być coś innego,
- Sherlock, huh? - prychnął Kihyun, wywracając oczyma i wtedy go olśniło - Ey, Holmes, chodź tu - wymamrotał, a kawowowłosy, jakby ruszony jego wyrazem twarzy, postanowił się posłuchać, stając po chwili obok blondyna - Jooeun, odsuń się,
CZYTASZ
Coffee Therapy | YoonSeok
Fanfiction"- Skoro to moim zadaniem było pomóc tobie; to wyjaśnij mi dlaczego ty pomogłeś mi jeszcze bardziej?, - To się nazywa miłość kochanie" Czyli gdzie znany psychiatra Jung Hoseok pewnego dnia podczas zwykłej wizyty w celu rozeznania postanawia zaop...