43

429 47 28
                                    

Pov.George

—Co było w tej strzykawce?— zapytałem patrząc na lekarza, który stał przede mną przy drzwiach od sali. 

—Mocne leki nasenne.—oderwał wzrok od kartki z formularza, którego trzymał w ręce.—Benzodiazepiny.

—A co będzie z Clayem, nic poważnego mu nie dolega?— zmieniłem temat. Dopytując spoglądnąłem w bok. Chłopak po mojej lewej leżał zamyślony, wpatrzony w sufit. Był tuż po badaniach szyi.

—Nie doszło do poważnego uszkodzenia krtani. Główne objawy jakich dozna to: duszności, różne rodzaje bólów, zaburzenia głosu, uporczywy kaszel i chrypę. Przepiszemy na to leki. W razie powikłań proszę dzwonić— wyjaśnił.— Niech pan się oszczędza i nie nadwyręża głosu.

—To oznacza, że dziś możemy wyjść?

—Tak, zaraz przygotujemy wypis i będziecie wolni.— ściągnął z nosa okulary, po czym zawiesił je o kieszonkę na piersi. Wstałem z łóżka i podszedłem do mężczyzny, stałem przy nim blisko i patrzyłem na Claya.

—Wie lekarz co z Wilburem? Policja spisała tylko zeznania i kazała czekać na wezwanie.— szepnąłem cicho do mężczyzny. Z troską o Claya nie chciałem, aby słyszał o Willu. Wole nie przypominać mu na chwilę obecną zdarzeń z nocy.- Po tym jak ochrona go wyprowadziła nieprzytomnego nie wiem co się z nim stało. Po prostu chcę mieć pewność, że siedzi za kratami z daleka od nas.

—Nie jestem z policji, i nie wiem jak toczy się z nim obecnie procedura, ale zapewniam Pana, o bezpieczeństwo i sąd najwyższy, który go dopadnie.— poklepał mnie po ramieniu.—Zaraz przyślę pielęgniarkę z wypisem.— mężczyzna miał już wychodzić, kiedy się odezwałem:

—Dziękuję, wesołych świąt.— na moje słowa odwrócił się w moją stronę i pokiwał głową z uśmiechem. Zamknąłem za nim drzwi i podszedłem do łóżka blondyna. Przykucnęłam przy nim i złapałem jego dłoń.

—Khym.— próbował coś powiedzieć, lecz przeszkadzał mu kujący ból. Zbierało mi się na płacz przez jego stan. Mój ukochany miał na szyi siny odcisk od kabla. Za każdym razem patrząc na ranę przypominał mi się moment, w którym uratowałem chłopaka. Łzy, które dusiłem w sobie były po części łzami szczęścia. W końcu jesteśmy wolni i wszystko spotkało należny koniec.

—Nic nie mów.— pogładziłem go po ręce.

—Co z ni-m?— próbował powiedzieć. Złapał się ręką za szyje, z racji bólu jaki przechodził mu przy próbie wymówienia się. Widać było to po jego wyrazie twarzy.

—Jest od nas z daleka, już nigdy go nie zobaczymy.— skłamałem. Wiedziałem, że będziemy musieli pojechać na jego rozprawę i zeznawać przeciwko jemu. Usiadłem obok niego na materacu, gładziłem go po policzku.— Już koniec...

—Zawsze m-mnie ratuje-sz.— powiedział uśmiechnięty z chrypą w głosie.

—Zawsze będę cię ratował.— zniżyłem twarz do jego poziomu i złożyłem pocałunek na jego ustach.— W końcu cię kocham..— wyszeptałem w jego usta. Po mimo komfortu przy chłopaku, poczułem lekkie zdenerwowanie, powiedziałem jako pierwszy te dwa słowa. Chłopak spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szerzej, po czym znów złączył nasze usta.

Po oderwaniu się od blondyna zacząłem pakować nasze rzeczy. Przygotowałem ciepłe ubrania na wyjście i czekałem na wypis z szpitala. Nie potrwało to długo, po chwili przyszła pielęgniarka z papierami, które podpisaliśmy. 

—Pańska matka czeka przy recepcji.— poinformowała pielęgniarka Claya, który zakładał na siebie kurtkę. Byliśmy gotowi na opuszczenie naszej sali, przed wyjściem spojrzałem na ścianę pod, którą leżałem podczołgując się po strzykawkę tamtej nocy.

Undergraduate || DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz