21

590 59 54
                                    

Pov.Clay

Przechodziliśmy się po polnych drogach niedaleko hotelu. Pomimo pobliskiego miasteczka, nie udaliśmy się tam. George chciał zostawić na potem oprowadzanie mnie po tutejszych ulicach. Niebo od rana było zachmurzone a panująca mgła robiła się z czasem coraz bardziej gęsta. Temperatura stale bez zmian wynosiła 57,2 °F. Dzięki grubym, czarnym płaszczom, chłód był do zniesienia. Ubraliśmy się elegancko, tak jak wymagała obecna sytuacja. Cali odziani w czarne barwy ruszyliśmy w stronę dzisiejszego "celu".

Stanęliśmy przed żelaznymi bramami cmentarza. Brunet stał wpatrzony w ziemie, z jego zaszklonych oczu popłynęły pojedyncze łzy.

-Wszystko będzie dobrze, jestem tuż obok Ciebie.- przytuliłem chłopaka.

-Dzięki, chodźmy.- odsuną się ode mnie i ruszył do przodu.

Mały obiekt liczył kilka nagrobków, przez co łatwo znaleźliśmy nasz pogrzeb. Nieliczna grupa osób stała nad głębokim dołem a obok niej drewniana trumna. Wolnym krokiem zbliżaliśmy się do ludzi.

Podeszliśmy wystarczająco blisko, aby widzieć wszystko dokładnie. Wszyscy w ramach oddania honoru dla matki chłopaka w żałobie, podeszli do Georga aby złożyć kondolencje. Lecz skąd wiedzieli, że to syn zmarłej?

-Świat cały nie zdoła nas pokonać, gubimy się jednak sami przez zbyt mocne pragnienie rzeczy, których nie posiadamy i przez zbyt uporczywe życie wspomnieniami. Najważniejsze we wspomnieniach jest to, żeby mieć się gdzie zatrzymać i tam je wspominać. Wspomnienia ogrzewają człowieka od środka.- wymawiał mowę pogrzebową Ksiądz.

Zaczęto spuszczać trumnę w dół. Zgromadzeni podchodzili do nas aby powiedzieć ostatnie słowa współczucia, po czym odchodzili.

George z zapłakanymi oczami podszedł do dołu, wziął w jedną rękę garść ziemi po czym wrócił i wysypał do środka. Szepnął cicho parę słów, których nie dosłyszałem i odszedł. Zaczął odchodzić od pochówku matki w stronę głównego wyjścia z cmentarza. Po przeżegnaniu się, ruszyłem za nim.

Byliśmy prawie jedyni wokół starych grobów. Jedyną osobą, którą widzieliśmy przed nami był to starszy mężczyzna. Wyglądał jak grabarz, miał obdarte ciuchy i zabrudzone błotem buty.

-Spóźniłeś się.- powiedział George obojętnie obok niego przechodząc, zna go?

-Wyrosłeś na "gentlemana"! Ubrany w elegancki łaszki i polerowane buciki!- zawrócił się za chłopakiem. Kpił z niego chwiejąc się na boki.

-Jak zwykle pijany.- odwrócił się w jego stronę.- Gdzie masz klucze od domu matki?

-A ile za nie dasz?- podszedł bliżej bruneta, wyciągając pętliczek kluczy. Chłopak złożył liścia na policzku starszego.

-To ty ją doprowadziłeś do takiego stanu!- wyrwał kluczę, po czym splunął na jego buty. Odszedł od starca z zabranymi kluczami. Zdziwiło mnie nagła zmiana zachowania chłopaka. 

-George zaczekaj!- podbiegłem do chłopaka.- Kto to był?

-Mój niedoszły ojczym. Pójdziemy teraz do domu matki, chcę zabrać parę rzeczy i zobaczyć czy nadal jest tam mój pokój.- stwierdził przechodząc przez bramę.

Szliśmy prawie pół godziny do czasu, kiedy doszliśmy do małego domku. Beżowy budynek z licznymi zieloni pnączami. Wokół niego małe drzewka i zaniedbany ogródek. Cały obiekt zamykało ogrodzenie z furtką. George pewnie otworzył wejście na podwórko. Podszedł do drewnianych drzwi domu. Stanął przed nimi myśląc "czy wchodzić?". Zaciągnął głęboki wdech i przekręcił klucz. Na wejściu napotkał nas lekki bałagan. Porozwalane buty, kurtki leżące na podłodze, wiadra z warzywami i rozsypana ziemia. Przedpokój był pomalowany w odcieniu brudnej żółci, a na ścianach porozwieszane zdjęcia. Na niektórych z nich widniał George z dzieciństwa oraz mężczyzna, który nie przypominał tego dziś napotkanego, pewnie to jest jego ojciec. Zamykając za sobą drzwi chłopak zaprowadził mnie w głąb domu.

-To jest mój pokój a co najmniej kiedyś nim był.- otworzył pierwsze drzwi. Pomieszczeniem było pokojem dziecinnym o czerwonych ścianach i naklejonymi na nie obrazkami. Nie byle jakimi rysunkami, moim zdaniem to były dzieła. Chłopak od małego miał ogromny talent. Dalej zwiedzając pokój zobaczyłem mały układ planet na biurku. Szafy, półki i inne mało ważne meble były posprzątane, niczym nie naruszone.

-Nic nie zmieniła.- odezwał się George. Trzymał w ręce ramkę ze zdjęciem. Znowu wspomnienia do niego wróciły wraz z płaczem. Podszedłem do i mocno go przytuliłem.- Dlaczego wszystko się tak potoczyło? Dlaczego oni odeszli? Z żadnym się nie pożegnałem...

Staliśmy wtuleni w siebie, próbowałem pocieszyć chłopaka. Odkładając ramkę pociągnął mnie za ramię, prowadząc do innego pokoju.

-Zaczekaj tutaj- powiedział, zostawiając mnie w salonie. Chłopak poszedł rozglądać się po całym domu szukając rzeczy, które będzie mógł zabrać jako pamiątkę. Podczas jego nieobecności oglądałem stare zdjęcia jego rodziny na komodzie. Niegdyś szczęśliwa rodzina, teraz został tylko on sam. Niewiarygodne jak wszystko może się zmienić przez jedna tragedię. Podszedłem do skurzanej kanapy, zasiadłem na niej. W oko wpadł mi cienki album z karteczką. Wziąłem go do ręki czytając co jest na nim napisane.- "Dla Georga- kochająca mama na zawsze."

-George! Chodź tu szybko!- zawołałem chłopaka jak najszybciej. Usłyszałem jak chłopak szybko zbiega po schodach, o mało się nie wywracając.

-Co się stało?!- zapytał przestraszony, przechodząc przez wejście do salonu. Podałem mu wcześniej trzymającą rzecz. Brunet po przeczytaniu głównego tytułu wytrzeszczył oczy. Usiadł obok mnie, wpatrując się w album.

-Otworzysz?- zadałem pytanie, zwracając wzrok na jego twarz. Niepewnie przewrócił pierwszą stronę. Zdjęcie jego, oraz rodziców przy porodzie, a obok napisane dane z dnia jego narodzin. Dalej oglądając strony widzieliśmy coraz nowsze zdjęcia, niczym "kapsuła czasu". Doszedł do ostatniej strony, która była cała zapisana niewyraźnym pismem i zakończona małym zdjęciem. Przybliżył kartkę do twarzy w celu rozczytania się. Im dłużej czytał tym bardziej zapłakiwał kartkę, łzy rozmazywały tusz. Po przeczytaniu gwałtownie wstał i rozglądał się po mieszkaniu. Szybko zwrócił się w stronę schodów, po których zaczął gwałtownie wbiegać a ja za nim. Głośno wtargnął do jednego z pokoi, najprawdopodobniej jego rodziców. Uklęknął przy szafie i zaczął podważać jeden z paneli podłogowych.

-Co ty robi...- nie dokończyłem widząc jak trzyma w ręce kawałek drewna a w podłodze skrytka z małym pojemnikiem. Wysypał całą zawartość z niej na podłodze.

-To rzeczy mojego ojca.- wyjaśnił.

Przykucnąłem przy nim oglądając co wyleciało z pudełeczka. Kostka do gitary, klucze, koperta, zdjęcia i papiery. Wziąłem pierwsze losowe zdjęcie do dłoni.

-Czy-y..- słowa zatrzymały mi się w krtani.

-Mój ojciec grał na gitarze?- założył zabierając mi zdjęcie.- Czy to ta sama gitara co u nas na uczelni?!

-Na zdjęciu są nasi ojcowie..- nasze spojrzenia się spotkały a rozszerzone powieki podkreślały nasze zdziwienie.



Undergraduate || DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz