42

382 44 18
                                    

Pov.George

Zerwałem się do pionu bez logicznego wytłumaczenia. Przez nagłą czynność poczułem ostry ból głowy. Pole widzenia było rozmazane, nie mogłem wyostrzyć wzroku.

—Ktoś tu jest?!— nerwowo wymachiwałem rękoma. Pytanie rozniosło się po pokoju. Zero odpowiedzi.

Odwróciłem głowę w prawo, aby zobaczyć, czy na łóżku leży Clay. Nie widziałem wyraźnie, ciemność w pomieszczeniu nie pomagała, lecz w wspomnianym miejscu leżała postura chłopaka. Oddychając z ulgą odwróciłem głowę w przeciwną stronę, lecz szybko się zatrzymałem w miejscu.

—Jak się pacjent czuje?— zapytał trzymając głowę tuż przed moją. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Minimalnie się odsunął i wzniósł strzykawkę, którą miał w ręce. Drugą ręką pstryknął palcami w jej zawartość.— Podam lek na znieczulenie i po sprawie.

—Zostaw mnie.— zatrzymałem jego rękę podtrzymując go od złych zamiarów.— Dotknij mnie, a cię zabije.

—Rozśmieszasz mnie.— spojrzał na mnie z kipną.— Ty chcesz mnie zabić? George nie bądź śmieszny, cały się trzęsiesz... Wszystkiego się boisz, więc nie udawaj kogoś innego.

—Jak tu się dostałeś? Chyba, że to kolejny mój koszmar.

—To nie jest sen George.— usłyszałem głos blondyna za sobą. Powoli przekręciłem głowę w jego stronę. Chłopak stał z maską tlenową w ręce, patrzył się centralnie na Wilbura. Przez jego opadającą, roztrzepaną grzywkę nie widziałem jego oczy, tylko mocno zaciskającą się szczeknę.

—To wasz koniec, jestem waszym koszmarem.— powiedział pewniej chłopak w białym fartuchu. Moje myśli założyły, że wariat dostał się do nas za pomocą ubrania szpitalnego. Pewnie dla niego było łatwizną ukraść fartuch jakiegoś lekarza i przedostać się do sali. Wiedziałem, że ochroniarze nic nie wskórają i brunet przedostanie się do nas bez większej uwagi. Dostrzegł, że skanuję jego ubranie. Spojrzał się na plakietkę, na której było inne nazwisko niż jego.

—Odsuń się od niego!— wykrzyczał Clay. Przez jego podniesienie tonu do sali zaczęli dobijać się najprawdopodobniej ochrona. Widziałem jak klamka rusza się w górę i dół, a drzwi nie uchylały się, pewnie zamknął je za sobą.— Widzisz to twój koniec, są tuż za drzwiami. Jak coś mu zrobisz to już nigdy nie wyjdziesz z więzienia. Zostaw chłopaka, a pomogę ci skrócić wyrok.

—Myślisz, że taka gadka odsunie mnie od realizacji planu. Głupi Clay...— zaśmiał się. Złapał mnie za ręce i przybliżył do siebie. Obecnie miał całkowitą kontrole nade mną, a sam nie mogłem się poruszyć. Przeniósł jedną rękę na moją szyje mocno ściskając, a drugą trzymał strzykawkę przy mojej skórze.

—Zostaw go! On niczym nie zawinił!— wyciągnął rękę w moją stronę.

—Za to ty jesteś winny.

—Właśnie ja jestem, więc weź mnie!— położył ręce na sobie.

—Ile razy mam powtarzać? Jeśli go zranię to zranię ciebie. Jakbym cię zabił skróciłbym twoje cierpienie, a chce abyś cierpiał tak długo jak ja!— wykrzyczał mocniej ściskając moją szyję.— Teraz już nie chodzi tylko o Sarę, teraz to wszystko sprawia mi po prostu przyjemność. W końcu cierpi ktoś inny poza mną.

—Proszę...— wydusiłem z siebie. Próbowałem rękoma oderwać chłopaka ramie ode mnie. Przez moją postawę Will przybliżył igłę do mojej skóry.

—Jakieś ostatnie słowo?— zadał sławne pytanie.

—Tak. Myślałeś, że pozwolę ci go zranić?— chłopak podbiegł do nas szybko i gwałtownie uderzył napastnika. Jego agresywny czyn doprowadził do popchnięcia Willa i uwolnienia mnie z jego sideł. Chłopak poleciał do tyłu pod ścianę, a z jego ręki wyleciała strzykawka z przezroczystą zawartością. Z jego ust wydał się jęk sygnalizujący ból od upadku, lecz szybko przejawił się w szyderczy uśmiech. Blondyn, który mnie uratował podszedł do leżącego i złapał go za ubrania. Podniósł go do góry i mocniej przygwoździł do ściany.

—I co teraz mi zrobisz? Zabijesz?— zapytał Wilbur czekając na jakąkolwiek odpowiedź z strony blondwłosego. Wprowadził go w zakłopotanie, co było wyraźne po jego zamrożeniu w miejscu. Clay nie wiedział co z nim zrobić, jego myśli błądził nad zrobieniem mu krzywdy, wyżycia się za wszystkie szkody, które nam zafundował. Chłopak w fartuchu wykorzystał jego chwilę słabości. Uderzył go w brzuch, przez co chłopak odsunął się do tyłu. Cofał się do momentu, kiedy zatrzymał się przy moim łóżku, a brunet stał tuż przed nim. Uśmiechnięty napastnik wyprowadził pierwsze uderzenie, przez szybką rekcję blondyna nie trafił.

Toczyli walkę na gołe pięści, co jakiś moment używali pobocznych przedmiotów do ataku i obrony. To tacki metalowe, szklane butelki lub kable. Zza drzwi do pomieszczenia wciąż dochodziły hałasy dobijania się, były zrobione z grubego drewna.

Dlaczego ja nie otworzyłem drzwi ochronie?!

Wstałem z łóżka i zacząłem podchodzić do drzwi. Moja rękę od klamki dzieliły centymetry kiedy usłyszałem wołanie.

—Georgee!..— wystękał blondyn. Wilbur stał po mojej prawej pod ściana, dusząc mojego chłopaka kablem. Widziałem jego plecy, a przed nim Claya próbującego się bronić. Rękoma próbował oderwać cienki kabel z jakiegoś urządzenia od jego szyi. Szybko podbiegłem do niego na ratunek. Wbiłem paznokcie w ramie chłopaka, aby go oderwać od drugiego. Moje starania poszły na marne. Dostałem z ręki chłopaka w twarz, przez co poleciałem na podłogę. Leżąc  widziałem jak blondyn opada z sił. Spanikowałem, nie wiedziałem co robić.

Strzykawka! Gdzie ona jest?!

Zacząłem szukać na podłodze obok łóżka, gdzie strzykawka mogła spaść. W kącie pomieszczenia znalazłem szukany przedmiot, który szybko złapałem w rękę. Podbiegłem do chłopaka, który był do mnie plecami. Unosiłem w ręce ostry przedmiot, który z siłą wbiłem w jego plecy. Brunet spinając całe ciało wypuścił Claya. Odwrócił się do mnie przodem i wyciągnął wbity przedmiot, trzymał go przed sobą. Spojrzał na strzykawkę potem na mnie. Przestraszyłem się na jego widok. Cała twarz w siniakach i przecięciach. Przez sekundę stał przede mną po czym mimowolnie upadł. Oddychając z ulgą podszedłem do podduszonego chłopaka. 

—Już po wszystkim.- złapałem go pod pachami i oddaliłem się od leżącego. Z oczu zaczęły lecieć mi łzy na widok chłopaka, który leżał na moich nogach próbując nabrać powietrza.

Undergraduate || DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz