Pov. Clay
Za oknem panowała całkowita ciemność. Momentami przez gęste chmury przebijał się księżyc, a na ulicy brakowało świateł oświetlających drogę, z której zjeżdżaliśmy by zaraz wjechać w jeszcze ciemniejszy las. Podziwiałem kierowcę, że orientuje się w tym dzikim terenie. Gdybym to ja miał kierować z pewnością bym się zgubił. Nigdzie nie było żadnych znaków czy oznaczać. Nie wiem skąd szofer wiedział dokładnie, gdzie jechać oraz którędy. Wjazd do lasu nie był w pełni ośnieżony, na drodze były widoczne ślady opon. Niektóre prawdopodobnie świeże.
Siedząc oparty o szybę głową, na której powstawała para od mojego ciepłego oddechu wymyślałem co by się stało gdyby teraz nas ktoś napadł. Wiem, że jesteśmy w środku lasu i nie widać żadnej żywej duszy, ale byłem zbyt ciekawy. Obmyślałem plan i przebieg akcji prawdopodobnego napadu. Jakby naszli nas z bronią to raczej byśmy byli już martwi, lecz pytanie kto by chciał na nas naskoczyć? Może Enric jest przez kogoś przekupiony i wywozi nas w miejsce gdzie nas nikt nie znajdzie.
Błahe myśli przybrały sile i popchnęły mnie w stronę paniki.
Złapałem za klamkę, która była zablokowana przez kierowcę. Zacząłem ciągnąc ją obiema rękoma coraz agresywniej, aż zwróciłem jego uwagę.
-Coś się stało? Chce Pan wysiąść?- spojrzał na mnie w odbiciu lusterka.-Już prawie jesteśmy na miejscu.
Głos mężczyzny obudził śpiącego Georga po mojej prawej. Chłopak ściągnął przypadkowo słuchawki z głowy i przetarł twarz ręką. Zamulonymi oczami spojrzał wgłęb moich. Uspokoiło mnie jego spojrzenie i rozluźniłem się na siedzeniu. Przerwałem kontakt wzrokowy, kiedy za jego głową zauważyłem wyjazd na podwórko posesji.
Krótka dogra wychodząca z ciemności lasu prowadziła do szerokiej bramy wjazdowej. Przejechaliśmy przez nią i znaleźliśmy się na terenie domu Sapnapa. Budynek był ogromy, w porównania tego co słyszałem od chłopaka. Miał być to domek a nie mały pałac. Nigdy tu jeszcze nie byłem. Dom był ogromy, zdołałby pomieścić dwie drużyny Footballowe. Podjeżdżając bliżej widzieliśmy na parkingu parę aut, a w wysokich oknach przed nimi paliło się światło w środku. Wielkiego rozmiaru posiadłość była skonstruowana w większości z kamienia. Elementy ozdobne jak belki przy dachu były z ciemnego drewna. Gdzieniegdzie było widać segmenty betonu co oznaczało, że miejsce było remontowane. Odnowiona konstrukcja wyglądała przytulnie, pomimo na jakim odludziu się znajdowała.
Kierowca podjechał samochodem na podjazd i zgasił buczący silnik.
-Jesteśmy na miejscu.- uśmiechnięty poinformował nas wcześniej się odwracając.
-W końcu.- burknął George. Odpiął pas i energicznie otworzył swoje drzwi. Oddychał głęboko, wypuszczając z swoich ust gęstą parę, która można było by przeciąć.
Również odpiąłem pas i po dostaniu od kierowcy kul wygrzebałem się z auta. Spojrzałem na chłopaka, który odchylony do tyłu rozciągał swoje mięsnie po długiej podróży. George stał w swetrze, podobnie jak ja, więc otworzyłem drzwi i zdołałem zabrać z środka ciepłe kurtki. Ponownie zamknąłem pojazd i przeszedłem z tyłu auta by wręczyć mu okrycie. Po spojrzeniu na mnie zabrał ubranie i zarzucił na siebie.
-W końcu jesteście!- rozbrzmiał znajomy głos, który dochodziła zza Georga. Był to Nick z otwartymi ramionami. Stał w podwójnych, dębowych drzwiach domu.- Cześć kulorzasty!
-Cześć!- przywitaliśmy się z Georgem podchodząc do niego.
-Kulorzasty?- zapytałem śmiejąc się z wypowiedzi przyjaciela.
-Bo wiesz, bo masz kule.- zaśmiał się, a ja wraz z nim.
-Głupek.
-Dawać swoje torby i szybko do środka.- wskazał ręką na bagażnik i poklepał mnie po barku.
CZYTASZ
Undergraduate || Dreamnotfound
FanfictionGeorge z przyczyn osobistych przepisuje się na drugi rok studiów, do jednej z najlepszych uczelni w Anglii. Dover- miasto, w którym spędzi swoje najbliższe lata życia oraz rozpocznie nowy rozdział. Chłopak stara się w internacie o pokój jednoosobowy...