44

481 47 34
                                    

Pov.Clay

Przeciągając się na niewygodnym siedzeniu auta powoli otworzyłem oczy. Cicho ziewając obejrzałem się gdzie jesteśmy. Po przetarciu oczu spojrzałem za szybę samochodu i rozpoznałem kilka znajomych mi miejskich bloków w Londynie.

—Już tak sz-ybko?— zapytałem się nagłos z wiedzą, że jesteśmy niedaleko domu. Po odezwaniu się złapałem ręką za gardło, które nadal uprzykrzyło mówienie, nadal bolało.

—Dla was szybko, dla mnie ponad dwie godziny jazdy.— odpowiedziała z odbijającym się uśmiechem w lusterku.—George śpi?

—Tak.— potwierdziłem, spoglądając na chłopaka obok mnie. Był lekko przechylony w bok na siedzenie, leżał zanurzony w swojej bluzie, ręce trzymał na torsie w pozycji egipskiego faraona złożonego do sarkofagu.

—Zaraz będziemy na miejscu, zostało około 3 minut.— oznajmiła skręcając na skrzyżowaniu w lewo.

—Ni-e będę go jeszcze bu-dzić.— spojrzałem na słodko śpiącego bruneta.

—Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi.— spojrzała na mnie w lusterku.— Tęskniłam za tobą, mógłbyś częściej dzwonić i opowiadać co u ciebie.

—Wiem..— odpowiedziałem drapiąc się po karku.

—Już podjeżdżamy.— poinformowała podczas otwierania pilotem dużej bramy prowadzącej do wjazdu pod wielkim budynkiem z apartamentami. Patrząc na śpiącego Georga dusiło mnie w środku, że będę musiał go obudzić. Wiem jak bardzo lubi spać, ale nie mam innego wyjścia.

—G-George.— spokojnie szturchnąłem chłopaka w ramię.— D-Dojechaliśmy już na miejsce.

—Hym?— zdezorientowany brunet obudził się, rozciągnął ręce i głośno ziewnął. Trzepocząc rzęsami przetarł oczy rękoma i odwrócił wzrok na mnie.— Co mówiłeś?

—Mówiłem, że j-uż jesteś-my.— powtórzyłem z chrypą w głosie. Chłopak rozumiejąc już co do niego mówię zaczął rozglądać się przez szybę samochodową obok, której siedział.

—Bardzo tu ładnie.— stwierdził widząc blok z apartamentami. Patrzył się w górę wielkiej budowli szukając jej końca.

—Możecie już się ubierać.— poinformowała, że czas na odzianie się w ubrania, które ochronią nas przed panującą zimą na zewnątrz.

Mama zgasiła silnik samochodu i po zabraniu torebki z przedniego siedzenia wyszła z auta. Po ubraniu kurtki wyszedłem z chłopakiem i zamknęliśmy za sobą drzwi. Podeszliśmy do otwartego bagażnika i zabraliśmy swoje torby.

—Wezmę to od ciebie.— zabrała mi z ręki walizkę i uśmiechnęła się złośliwie. Wiedziała, że wolałbym to sam nieść i nie obarczać ją pakunkiem.—Chodźcie.— machnęła ręką i zaczęła się kierować do głównej, białej bramy wysokiego budynku. 

Wpisała kod w domofonie i drzwi się otworzyły. Na wejściu widzieliśmy windę, pod którą podeszliśmy i po chwili czekania na jej zjazd z wyższego piętra wsiedliśmy do niej. Rodzicielka wcisnęła guzik na najwyższe piętro i winda ruszyła. Metalowe urządzenie, w którym się znajdowaliśmy było wypełnione lustrem odbijającym w sobie nasz wygląd. Patrząc w lewy bok widziałem w odbiciu słodki uśmiech bruneta. Chłopak po chwili zamyślenia oderwał wzrok z martwego punktu i skrzyżował spojrzenie z moim. Patrzył się na mnie, a ja na niego. Bez żadnego powodu szczerzyliśmy się do siebie uśmiechem od ucha do ucha. Naszą głupawkę przerwała winda, która zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Drzwi się otworzyły, a my przez nie wyszliśmy. Wchodząc na znany mi korytarz przypomniałem sobie ostatnią tu wizytę, która był kilka miesięcy temu. Nic się nie zmieniło, nadal panował tu klimat bieli z brązowym drewnem. Idąc za mamą doszliśmy do jednych z czterech drzwi na tym piętrze.

Undergraduate || DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz