Pov.George
Stałem z odchyloną głowa pod prysznicem. Ciepła woda spływała po mojej skórze, zostawiając po sobie czerwone ślady. Para wypełniała całe powietrze osadzając się na szybie. Nie chętnie zakręciłem wodę, i starłem z siebie jej nadmiar. Wyszedłem z pod prysznica okrywając się ręcznikiem. Usłyszałem otwieranie się drzwi, odwróciłem się w ich kierunku.
-Przypadkiem nie zamknąłem drzwi za sobą?- podniosłem brew do góry na widok blondyna w drzwiach.
-Nie.- skłamał z uśmiechem. Podszedł do mnie od tyłu, złapał mnie w pasie, i oparł głowę o moje ramię. Delikatnie bujał nas na boki.- Pójdziemy się przejść?
-Nie mam siły.- jedną ręką próbowałem przetrzeć zaparowaną szybę.
-Mogę Cię ponieść.- zażartował.- Pojedziemy autem do Kearsney Abbey and Russell Gardens. Wiesz gdzie to jest?
-Nie.
-10 minut od nas znajduje się park z stawem i łódkami.
-Ale zimno jest.- odwróciłem się przodem do niego.
-Mam przyszykowane koce, słodycze i wino.
-Czekolada?- przymrużyłem oczy.
-Tak.- odpowiedział krótko.
-Dobra, przekonałeś mnie.- przelotnie go pocałowałem w usta.- Teraz daj mi się ubrać i wysuszyć włosy.- wygoniłem chłopaka z łazienki.
Zostając sam założyłem ubrania i wysuszyłem głowę. Przed wyjściem poprawiłem włosy i opuściłem pomieszczenie. Na łóżku czekał na mnie Clay z rzeczami na podróż. Był ubrany w grubą, zieloną bomberkę z naszywkami loga uniwersytetu. Pod tym bluza z kożuchem i czarne jeansy.
Ubrałem się podobnie do chłopaka. Zarzuciłem tą samą kurtkę co on tylko granatową i opuściliśmy nasz pokój. Kierowaliśmy się do wyjścia z uniwersytetu. Wychodząc na podwórko poczułem zimne powietrze, które lekko mną wstrząsnęło. Podeszliśmy do auta, do którego wsiadaliśmy. Chłopak odpalił samochód i ruszyliśmy w drogę.
Po wyjechaniu z terenu uniwersytetu obserwowałem za oknem puste gałęzie drzew, lekko kołyszące się przez wiatr. Słuchając przy tym radia dowiedzieliśmy się, a co najmniej usłyszeliśmy tą samą śpiewkę, którą mówią co roku, że będzie zima stulecia. Mam nadzieję, że tym razem ich prognoza się sprawdzi. Miło byłoby zobaczyć biały puch śniegu, ulepić bałwana, chodź już jeden taki obok mnie siedzi.
Oparłem głowę o drzwi samochodu i dalej obserwowałem widoki. Kątem oka widziałem jak chłopak z uśmiechem na twarzy patrzy na mnie przelotnie.
-Co tak patrzysz?- zapytałem.
-To nasza pierwsza randka.
-Randka?
-Tak. Alkohol i słodycze w romantycznym miejscu, przy pięknym wysokim, piegowatym blondynie. Czy tego nie można nazwać randką?
-Mówisz, że jesteś taki romantyczny?- zaśmiałem się siadając prosto na siedzeniu.
-Dla Ciebie wszystko.- po jego słowach zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu. Miło to słyszeć, miło jest mieć kogoś kto może Ci powiedzieć te słowa.- Jesteśmy na miejscu.- oznajmił zjeżdżając z ulicy.
-Tak szybko?- zdziwiłem się. Rozglądałem się po obecnym miejscu, gdzie byliśmy. Nie widziałem jeziora, o którym wspomniał. Podjechaliśmy na parking na ulicy Alkham. Wysiedliśmy z samochodu zabierając ze sobą przygotowane rzeczy przez chłopaka. Chwile stałem w miejscu przy aucie aby dokładnie zbadać miejsce. Clay zabierając koszyk z rzeczami złapał mnie za rękę i ruszył do przodu.
Szliśmy dróżką obok wysokiego kamiennego muru. Po chwili doszliśmy do stawu, o którym chłopak wspominał. Miejsce było opustoszałe. Zimna pogoda sprawiła, że nikt nie był na miejscu. Podeszliśmy do brzegu, przy którym były przy sumowane łódki.
-Możemy z nich skorzystać?- spojrzałem niepewnie na wyższego.
-Na chwile jedną wypożyczymy, nic się nie stanie.
Blondyn rozłożył koce i koszyk z jedzeniem w łódce, wszedł pierwszy, po czym podał mi rękę abym zrobił to samo. Usiadłem na przodzie łódki, a chłopak odwiązał sznur od szalupy. Wygodnie siadając naprzeciwko mnie wziął do rąk wiosła i zaczął wiosłować. Kiedy znajdowaliśmy się na środku jeziora, przestał wykonywać daną czynność.
Wziął do ręki wino, z którego wyciągnął korek. Wyciągnął z koszyka dwa szklane kieliszki do wina, po czym nalał po równo mi i sobie.
-Proszę.- podał mi jeden z kieliszków.
-Możesz prowadzić po winie?- zapytałem niepewnie.
-Bezalkoholowe.- wzniósł butelkę alkoholu, pokazując palcem oznaczenie 0%.
-No tak wszystko przemyślane.- uniosłem szklane naczynie do góry po czym napiłem się łyka.- Skąd masz to wszystko? Kiedy to kupiłeś?
-Nick załatwił.- odpowiedział po czym napił się trunku.- Przypomniało mi się coś. Zgadnij co powiedział Nick przed przyjazdem do uniwersytetu.
-Nie mam bladego pojęcia.
-"Wyluzuj, nie wrócę do tej budy na trzeźwo."- zaśmiał się.
-Nie pije teraz tak, ani nic nie bierze,- podsumowałem tyle, ile przez ostatni czas zaobserwowałem na temat chłopaka.
-Bałem się, że będzie pił, i brał to świństwo od Alexa.
-Karl na niego tak działa?- zapytałem. Krótko go znam, ale widać po nim niechęć do alkoholu i papierosów. Spokojny i opanowany chłopak, za to Nick lubiał czasami poimprezować i coś odwalić.
-Chyba tak- wziął łyka wina.- bliskie osoby mocno wpływają na nas, zmieniają nas.
-Jak Sara na Ciebie?- spojrzałem na blondyna. Nie był zadowolony z tego co powiedziałem.
-Jak ty na mnie.- uśmiechnął się, aby przyćmić reakcje na to co powiedziałem.- Uspokajasz mnie i jednocześnie czynisz mnie zazdrosnym.- przybliżył się do mnie.- Uspokajasz mnie swoim śmiechem, w twoich oczach widzę więcej, niż świat mógłby mi pokazać.
-Uwielbiam kiedy bawisz się w poetę.- złapałem chłopaka za kołnierz kurtki, przyciągnąłem go do siebie. Moje usta były bardzo blisko jego, lecz nie złożyłem pocałunku.- Mów dalej.
-Kiedy widzę Cię z kimś innym od razu jestem zazdrosny, nie lubię się tobą dzielić.- szeptał mi do ust.
-Teraz jestem cały twój.- skróciłem pokusę i złączyłem nasze usta w pocałunku, którego pragnął.
CZYTASZ
Undergraduate || Dreamnotfound
FanfictionGeorge z przyczyn osobistych przepisuje się na drugi rok studiów, do jednej z najlepszych uczelni w Anglii. Dover- miasto, w którym spędzi swoje najbliższe lata życia oraz rozpocznie nowy rozdział. Chłopak stara się w internacie o pokój jednoosobowy...