Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiała i zrobię wszystko żeby tego słowa dotrzymać. Przepraszam Lo.
Te słowa, wtedy przytulającej mnie brunetki, odbijały mi się echem w głowie. Naprawdę bardzo różne teorie na ten temat przewijały się w moich myślach.
Następnego dnia, po przeproszeniu mnie, zniknęła. Bez słowa. Po prostu zniknęła i nikt nie wie co się z nią dzieje.
Czy ona naprawdę myślała, że jak zniknie to ja przestanę cierpieć? Konsekwencje nie znikną tak samo jak ona, więc jaki jest tego sens? I tak dalej moje życie jest do kitu, więc co ona próbuje tym osiągnąć? Nic to nie zmieni. Pieprzona bohaterka.
W szkole rozmawiałam z Dinah, dyplomatycznie podpytując się o przyjaciółkę pani idealnej. Twierdzi, że nie ma z nią kontaktu, tak samo jak z Camilą.
Czyli ona mi nie pomoże.
Szkoda mi Di, bo naprawdę było widać, że jej zależało. Owszem, przeszkadzała mi myśl, że Mani jest przyjaciółką Camili, ale szczęście mojego głupka jest ważniejsze.
Nawet jeśli byłaby z kimś, kto przyjaźni się z moim wrogiem.
Pytałam też Brooke i niestety ona również nic nie wie. Szkoda tylko, że wysnuła sobie teorię, że byłabym w stanie jej wybaczyć i żyć w zgodzie. A to nieprawda. Nie wiem po kij jej szukam i po co tak się tym interesuję, ale na pewno nie ma mowy o żadnym wybaczaniu. Może po prostu chciałabym mieć pewność, że to nie przeze mnie brunetka porzuciła swoje dotychczasowe życie?
Tak, chodzi o pewność, a nie wybaczenie.
A i tak nie mam ani tego, ani tego.
Dlaczego "porzuciła swoje dotychczasowe życie"? Otóż, siedzę właśnie pod jej domem. Pustym domem. Ani żywej duszy. Auta też zniknęły.
Zaciągnęłam się kolejny raz papierosem i z bezsilności opadłam na plecy. Leżałam na podjeździe, na posiadłości Państwa Cabello, paląc i rozmyślając nad tym, co właściwie przeszkadza mi w tej całej sytuacji.
Tego chciałam, czyż nie? Chciałam żeby zniknęła, wielokrotnie jej to powtarzałam. Często w kłótniach, mówiłyśmy czy wykrzykiwałyśmy do siebie, żeby ta druga osoba zniknęła. Tego przecież chciałam. Chciałam żeby zniknęła z mojego życia.
No i zniknęła.
Ale ja nie czuję z tego ani grama szczęścia czy satysfakcji.
W zasadzie to jedyne co bym teraz chciała usłyszeć to ten wkurzający, anielski głos i ujrzeć te czekoladowe tęczówki. Zobaczyć jak się uśmiecha, czy jak mnie przedrzeźnia. Posłuchać jej marudzenia, czy standardowego "Uważaj, bo Ci tak zostanie", kiedy wywracam oczami.
Ale już nie mogę.
Dlaczego ten fakt mnie przeraża?
-Niech Panienka lepiej wstanie, bo chora będzie-usłyszałam nad sobą i otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że pod powiekami zebrały mi się łzy.
Aż tak bardzo cała ta sytuacja we mnie uderzyła?
To niemożliwe. Ja jej nienawidzę .
Przede mną stała starsza kobieta. Gdzieś może koło sześćdziesiątki, ale wyglądała nieźle. Prawie zero marszczek, te kilka dodawało jej tylko uroku. Wyprotowana postawa i zgrabna sylwetka sugerowały, że była albo jest wysportowaną osobą. Brązowe włosy miała upięte w koka, a na nich okulary przeciwsłoneczne. Styl też miała niczego sobie. Nie ubrała się w jakiś tam sweterek, jak to starsi ludzie mają w zwyczaju. Tylko w sukienkę, uwaga, nad kolano z nawet dosyć mocno wyciętym dekoltem. Na ramionach miała, znowu uwaga, ramoneskę. Do tego czarne buty na koturnach. Nieźle.